Część ekonomistów obawia się, że na przełomie roku zbiegną się trzy niebezpieczne zdarzenia: fiskalne urwisko w USA, zaostrzenie kryzysu w strefie euro i dalszy ciąg spowolnienia gospodarczego w Chinach. Czy Pana zdaniem rzeczywiście jest się czego bać?
Gdyby inwestorzy tak bardzo obawiali się tych wszystkich zdarzeń, o których pan słusznie przypomniał, rynki nie doświadczyłyby takich wzrostów jak w ostatnich miesiącach. Jeżeli rzeczywiście inwestorzy baliby się, to czy amerykańskie akcje zyskałyby od początku roku ponad 15 proc., a polskie 27 proc., licząc w dolarach. Widzimy również, że zyskiwały rządowe obligacje, obligacje korporacyjne o dobrej jakości, drożały w tym roku niemal wszystkie klasy i podklasy aktywów. Choć więc ryzyko związane z urwiskiem fiskalnym, strefą euro i spowolnieniem w Chinach nadal istnieje, ale nie byłbym takim pesymistą. Myślę, że politycy i banki centralne podejmują teraz działania mające na różny sposób złagodzić te problemy.
Obecnie rynki są dużo mniej zaniepokojone sytuacją w Europie niż były jeszcze kilka tygodni temu. Rentowności greckich obligacji spadły do poziomów z marca. Czy jest to głównie związane z działaniami Europejskiego Banku Centralnego?
Jako najbardziej atrakcyjne rynki akcji wskazałbym: Brazylię, Chiny i Koreę Południową
Absolutnie tak. To głównie skutek polityki EBC. Oczywiście nikt nie wierzy, że program skupu obligacji zapowiedziany przez EBC będzie ostatecznym rozwiązaniem kryzysu w strefie euro. Nikt nie wierzy, że kryzys da się powstrzymać w 2–3 miesiące. Jak bowiem powiedział Romano Prodi, były przewodniczący Komisji Europejskiej, kryzys dotyczy tego, jak Europa została skonstruowana. Kryzys na rynku nieruchomości czy nadmierna akumulacja długu są tylko tego konsekwencjami. Inwestorzy są obecnie jednak nieco większymi optymistami niż wcześniej, gdyż Mario Draghi i EBC podjęli działania mające rozwiązywać problemy krótko- i średnioterminowe. Najpierw aukcje pożyczek w ramach programu LTRO, później cięcie stóp procentowych, a w końcu program OMT (skup obligacji państw strefy euro) dają inwestorom poczucie bezpieczeństwa. Zanim jednak sytuacja się poprawi, musi się pogorszyć. Program OMT zostanie wdrożony dopiero wtedy, gdy naprawdę pogorszy się sytuacja w Hiszpanii. Rentowności hiszpańskich obligacji muszą wrócić z nieco ponad 5 proc. do powyżej 7 proc. Dopiero wówczas Madryt może poprosić o pomoc.