Rynkowej apokalipsy nie będzie

Wywiad: Loris Centola, jeden z szefów działu analiz inwestycyjnych w UBS?Wealth Management Research

Aktualizacja: 14.02.2017 17:31 Publikacja: 06.11.2012 14:00

Rynkowej apokalipsy nie będzie

Foto: Archiwum

Część ekonomistów obawia się, że na przełomie roku zbiegną się trzy niebezpieczne zdarzenia: fiskalne urwisko w USA, zaostrzenie kryzysu w strefie euro i dalszy ciąg spowolnienia gospodarczego w Chinach. Czy Pana zdaniem rzeczywiście jest się czego bać?

Gdyby inwestorzy tak bardzo obawiali się tych wszystkich zdarzeń, o których pan słusznie przypomniał, rynki nie doświadczyłyby takich wzrostów jak w ostatnich miesiącach. Jeżeli rzeczywiście inwestorzy baliby się, to czy amerykańskie akcje zyskałyby od początku roku ponad 15 proc., a polskie 27 proc., licząc w dolarach. Widzimy również, że zyskiwały rządowe obligacje, obligacje korporacyjne o dobrej jakości, drożały w tym roku niemal wszystkie klasy i podklasy aktywów. Choć więc ryzyko związane z urwiskiem fiskalnym, strefą euro i spowolnieniem w Chinach nadal istnieje, ale nie byłbym takim pesymistą. Myślę, że politycy i banki centralne podejmują teraz działania mające na różny sposób złagodzić te problemy.

Obecnie rynki są dużo mniej zaniepokojone sytuacją w Europie niż były jeszcze kilka tygodni temu. Rentowności greckich obligacji spadły do poziomów z marca. Czy jest to głównie związane z działaniami Europejskiego Banku Centralnego?

Jako najbardziej atrakcyjne rynki akcji wskazałbym: Brazylię, Chiny i Koreę Południową

Absolutnie tak. To głównie skutek polityki EBC. Oczywiście nikt nie wierzy, że program skupu obligacji zapowiedziany przez EBC będzie ostatecznym rozwiązaniem kryzysu w strefie euro. Nikt nie wierzy, że kryzys da się powstrzymać w 2–3 miesiące. Jak bowiem powiedział Romano Prodi, były przewodniczący Komisji Europejskiej, kryzys dotyczy tego, jak Europa została skonstruowana. Kryzys na rynku nieruchomości czy nadmierna akumulacja długu są tylko tego konsekwencjami. Inwestorzy są obecnie jednak nieco większymi optymistami niż wcześniej, gdyż Mario Draghi i EBC podjęli działania mające rozwiązywać problemy krótko- i średnioterminowe. Najpierw aukcje pożyczek w ramach programu LTRO, później cięcie stóp procentowych, a w końcu program OMT (skup obligacji państw strefy euro) dają inwestorom poczucie bezpieczeństwa. Zanim jednak sytuacja się poprawi, musi się pogorszyć. Program OMT zostanie wdrożony dopiero wtedy, gdy naprawdę pogorszy się sytuacja w Hiszpanii. Rentowności hiszpańskich obligacji muszą wrócić z nieco ponad 5 proc. do powyżej 7 proc. Dopiero wówczas Madryt może poprosić o pomoc.

Ile lat może zająć strefie euro wychodzenie z kryzysu?

Dam historyczny przykład. Kryzys na rynkach wschodzących, który zaczął się w 1997 r. w Azji, objął Rosję, a później Amerykę Łacińską. Dług tych państw wcześniej szybko rósł, zbliżając się nawet do poziomów osiągniętych obecnie przez gospodarki rozwinięte. Ile im zajęło obniżenie tego zadłużenia? 15 lat. Tyle lat może zająć porządkowanie sytuacji z zadłużeniem. I dotyczyło to szybko rozwijających się gospodarek wschodzących. W przypadku strefy euro mamy wolniej rosnące gospodarki rozwinięte. Wychodzenie z kryzysu może im więc zająć jeszcze wiele lat.

Rynki uważają, że zwycięstwo Romneya to dla nich lepszy scenariusz

Czy powołanie unii bankowej będzie dobrym krokiem ku wyjściu z kryzysu?

To jeden z kroków. Pierwszym z nich powinno być zapewnienie rynkom płynności. To już jest realizowane. LTRO i OMT temu służą. Drugi krok to pakt fiskalny i unia bankowa. Ale prawdziwym rozwiązaniem są dopiero Stany Zjednoczone Europy. Sam wzmocniony nadzór bankowy więc nie wystarczy. Jeśli strefa euro będzie miała jedną politykę pieniężną i 17 różnych polityk fiskalnych, to ten projekt nigdy nie będzie działał.

Problemy fiskalne mają również Stany Zjednoczone. Czy spodziewa się Pan, że Kongres i prezydent porozumieją się do końca roku w sprawie działań łagodzących urwisko fiskalne?

Winston Churchill powiedział kiedyś, że USA zrobią właściwą rzecz, zanim zrobią wszystko inne. Mam nadzieję, że tym razem to się sprawdzi (śmiech). Urwisko fiskalne może wywołać w USA recesję z 2-proc. spadkiem PKB. Dlaczego 2 proc.? Urwisko fiskalne doprowadzi do budżetowego zaciskania pasa wartego nawet 600 mld USD, czyli około 4 proc. PKB. Spodziewamy się, że bez tego wzrost PKB USA mógłby wynieść w przyszłym roku 2 proc. Gdy więc odejmiemy te wartości, mamy około 2 proc. spadku PKB. Nie spodziewam się jednak, że wygaśnięcie wielu ulg podatkowych i automatyczne cięcia fiskalne w równym stopniu uderzą w rynek. Nadal wierzę, że republikanie i demokraci porozumieją się, by to złagodzić i uniknąć recesji. To m.in. dlatego wybory prezydenckie 6 listopada będą takie ważne.

Zwycięstwo którego z kandydatów będzie lepiej przyjęte przez rynki?

Wbrew pozorom polityka Romneya i Obamy, jeśli chodzi o liczby, nie będzie się tak mocno różniła. Oczywiście Obama chciałby podnosić podatki najbogatszym i wszystko mądrze rozdysponować, a Romney wolałby ciąć podatki i również wydatki rządowe, ale konsekwencje ich działań ostatecznie niewiele będą się różniły. Rynki uważają, że zwycięstwo republikanina będzie lepsze. Nasz podstawowy scenariusz mówi, że Obama wygra wybory, ale Senat oraz Izba Reprezentantów będą bardziej zbilansowane pomiędzy obie partii. To nie będzie dobrze, gdyż doprowadzi do większych sporów pomiędzy partiami. To może podsycić obawy rynków przed urwiskiem fiskalnym.

Czy mamy się obawiać spowolnienia w Chinach? Chiński PKB wzrósł w trzecim kwartale o 7,4 proc., najsłabiej od 2009 r., ale dane te okazały się nieco lepsze od prognoz.

Gdy cofniemy się pamięcią kilka miesięcy wstecz, zobaczymy wówczas powszechną obawę przed spowolnieniem w Chinach. Niektóre prognozy mówiły nawet o wyhamowaniu wzrostu PKB do 5 proc. To się jak dotąd nie spełniło. Teraz rynek spodziewa się, że spowolnienie sięgnęło dna w trzecim kwartale, a w czwartym dojdzie już do odbicia do 7,7 proc. My spodziewamy się, że dno zostanie osiągnięte w tym kwartale ze wzrostem PKB wynoszącym 7 proc., a potem nastąpi ożywienie. W tym roku PKB może wzrosnąć o 7,5 proc., a w przyszłym o 7,8 proc. Nie jestem tak bardzo zaniepokojony Chinami, gdyż ostatnio napływają z nich lepsze dane, a Chiny w odróżnieniu od USA i Europy mają wciąż duże pole do manewru w polityce pieniężnej i fiskalnej. Inflacja w Chinach jest teraz mniejsza niż w USA, mogą więc sobie pozwolić na cięcia stóp, jakie chcą. Mogą też sobie pozwolić na większe wydatki rządowe, gdyż ich dług publiczny oficjalnie wynosi zaledwie 43 proc. PKB.

Jakie klasy aktywów będą najbardziej atrakcyjne w nadchodzących miesiącach?

Jeśli chodzi o obligacje, to preferujemy rządowe, o ratingach inwestycyjnych, o wysokich rentownościach i obligacje państw z rynków wschodzących. Nie lubimy obecnie obligacji rządowych państw rozwiniętych. Obligacje amerykańskie czy niemieckie nie dają wiele zarobić, niewiele więcej niż wynosi inflacja. Jeśli wybieramy natomiast obligacje państw rozwiniętych z wysokimi rentownościami, np. hiszpańskie, to co prawda więcej zarabiamy, ale dużo więcej też ryzykujemy. Moim zdaniem lepiej inwestować w amerykańskie obligacje korporacyjne. W czasie kryzysu amerykańskim spółkom udało się dwukrotnie zwiększyć ilość gotówki w bilansach. Spodziewamy się, że przez następne 6 miesięcy papiery te dadzą zarobić średnio 4 proc. Podobnie wygląda sytuacja z obligacjami korporacyjnymi z rynków wschodzących.

A co z obligacjami państw rynków wschodzących takich jak Polska?

Od początku roku takie papiery zyskały średnio około 11 proc. Nie spodziewam się więc, by był dalszy potencjał do zwyżek. Mamy też lepszych kandydatów niż Polska czy Czechy. Są nimi: Rosja, Turcja i Meksyk. We wszystkich trzech przypadkach mamy bardzo atrakcyjne wyceny.

Czy akcje z rynków wschodzących dadzą zarobić w nadchodzących miesiącach?

Jako najbardziej atrakcyjne rynki wskazałbym: Brazylię, Chiny i Koreę Południową. W przypadku Brazylii spodziewamy się, że wzrost gospodarczy pomiędzy początkiem trzeciego kwartału 2012 r. a końcem drugiego kwartału 2013 r. wyniesie 4 proc. Obawy o brazylijski wzrost gospodarczy są więc mocno przesadzone. Współczynnik ceny do akcji wynosi tam 9,9. To mniej niż w innych krajach Ameryki Łacińskiej. Podobnie sytuacja wygląda w Chinach i Korei Południowej. Biorąc pod uwagę, że chiński rynek akcji rósł w tym roku o wiele wolniej niż inne rynki wschodzące, a gospodarka ChRL wciąż ma duży potencjał, stawiałbym na chińskie akcje. Korea Południowa jest natomiast bardzo powiązana z USA, szczególnie jej sektor IT.

[email protected]

CV

Loris Centola jest jednym z szefów działu analiz inwestycyjnych w UBS Wealth Management Research. Rozpoczął pracę w UBS w 2004 r., gdzie początkowo był szefem działu analiz rynku funduszy. Od 2011 r. kieruje Megatrends Research, specjalną światową grupą analityków UBS. Przed 2004 r. pracował m.in. w Banca della Svizzera Italiana oraz w Banca Unione di Credito w szwajcarskim Lugano. Skończył ekonomię oraz zarządzanie na Uniwersytecie Rzymskim, a także uzyskał dyplom MBA na Uniwersytecie Bostońskim.

Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?