Prezent od RPP powinien na dłuższą metę pomóc rynkowi akcji

Zdecydowane poluzowanie polityki pieniężnej to w teorii niemal same korzyści dla inwestorów giełdowych. Wnioski te w dużym stopniu znajdują potwierdzenie w historii.

Aktualizacja: 15.02.2017 04:45 Publikacja: 10.03.2013 09:54

Prezent od RPP powinien na dłuższą metę pomóc rynkowi akcji

Foto: GG Parkiet

Lepiej późno niż wcale – tak można by podsumować serię ostatnich decyzji Rady Polityki Pieniężnej. Uchwalona w mijającym tygodniu obniżka stóp procentowych o 50 pkt bazowych to piąte, a zarazem najbardziej odważne cięcie w cyklu trwającym od listopada 2012 r. Łącznie koszt pieniądza został obniżony o 150 pkt bazowych, z 4,75 do 3,25 proc.

Warszawska giełda w powściągliwy sposób zareagowała na ostatnie mocne cięcie. Reakcja ograniczyła się do chwilowego wyskoku notowań, który zaraz został szybko zniwelowany. Na pierwszy rzut oka może się więc wydawać, że polityka pieniężna w naszym kraju ma niewielkie przełożenie na koniunkturę giełdową, a traderzy uwagę skupiają raczej na doniesieniach ze świata. Wydaje się jednak, że taka interpretacja jest trafna, jedynie jeśli chodzi o bardzo krótki horyzont inwestycyjny (spekulacyjny). Jeśli zaś popatrzymy na zależności obejmujące wiele miesięcy, to ostatnia decyzja RPP powinna być bardzo korzystna dla rynku akcji.

Koszty pieniądza o 28 proc. niższe niż rok temu

Spróbujmy ogólne stwierdzenia na temat korzyści z łagodnej polityki pieniężnej przełożyć na konkrety. Jednym ze sposobów analizy trendów w polityce monetarnej jest przyjrzenie się zmianom stóp procentowych rok do roku, czyli dokładnie w taki sam sposób, w jaki analizuje się wiele danych makroekonomicznych. Na wykresie obok prezentujemy zmiany stóp w takim ujęciu w dwóch wersjach. W pierwszej z nich zmiany obliczamy po prostu jako różnicę stóp (czyli stopa obecna minus stopa sprzed roku). Druga metoda to zmiany procentowe (czyli stopę obecną dzielimy przez tę sprzed roku i odejmujemy 1). Każda z tych metod ma zalety i wady (pierwsza metoda zdaje się mniej nadawać do porównań z okresem wysokiej inflacji i wysokich nominalnie stóp sprzed kilkunastu lat), tak więc warto przyjrzeć się im obu.

Według pierwszego podejścia roczny spadek stóp wynosi obecnie 1,25 pkt proc. Pod tym względem sytuacja jest porównywalna z czerwcem 2001 r., lipcem 2005 r. i lutym 2009 r. Z kolei druga metoda pokazuje spadek kosztów pieniądza o 28 proc. (3,25/4,50 – 1). Tutaj nasuwa się analogia z październikiem 2001 r., wrześniem 2005 r. i marcem 2009 r.

Czas sprawdzić, co się działo z kursami akcji po odnotowaniu takich właśnie obniżek stóp procentowych. W dwóch z trzech historycznych przypadków bezpośrednio po takich sygnałach na parkiecie przez kolejnych wiele miesięcy rządziły byki, windując WIG w górę. Wyjątkiem okazały się lata 2001–2002, kiedy obniżki kosztów pieniądza nie wystarczyły, by pociągnąć w górę ceny akcji. WIG tkwił wówczas w jednym z najdłuższych w historii trendów bocznych. Wyniki analizy są przy tym nieco lepsze, jeśli posłużymy się drugą ze wspomnianych metod (czyli zmianami procentowymi). Tutaj na zyski z akcji trzeba było czekać nieco krócej (hossa wystartowała na dobre w 2003 r., ok. 20 miesięcy po omawianym sygnale).

Korzystny stosunek potencjalnego zysku do ryzyka

Pocieszające jest przy tym to, że o ile w latach 2001–2003 na zyski trzeba było cierpliwie czekać, bo gospodarka tkwiła w stagnacji (co przy okazji pokazuje, że ewentualna powtórka takiej stagnacji jest obecnie najważniejszym czynnikiem ryzyka dla giełdy), to przecież owa cierpliwość wiązała się z koniecznością przeczekania trendu bocznego, a nie z pogłębianiem dołków bessy. Zatem nawet w najgorszym z historycznych przypadków ryzyko strat było mocno ograniczone. Z kolei potencjał zwyżkowy w najlepszym z przypadków był całkiem pokaźny (ok. 100 proc. w ciągu dwóch lat), tak więc bazujący na tych historycznych przypadkach stosunek zysku do ryzyka wydaje się obecnie bardzo atrakcyjny.

Warto przy tym zwrócić uwagę, że nawet jeśli miałby się powtórzyć najsłabszy ze scenariuszy, czyli wielomiesięczny trend boczny, to koszt alternatywny cierpliwego czekania na hossę z akcjami w portfelu jest teraz niski właśnie ze względu na historycznie niskie stopy procentowe. Krótko mówiąc, na konkurencyjnych dla akcji bezpiecznych aktywach (lokaty, obligacje) trudno będzie teraz zarobić więcej niż parę procent.

Co więcej, nawet jeśli RPP nie obniży już stóp, to omawiany wskaźnik, jakim jest roczna ich zmiana, i tak będzie jeszcze spadał. Nawet przy braku kolejnych ruchów ze strony RPP, roczny spadek stóp na koniec maja wyniesie 32?proc. wobec obecnych 28 proc.

[email protected]

Długofalowe pozytywne skutki obniżek stóp procentowych

* niższe stopy służące do dyskontowania przyszłych zysków spółek, a stąd potencjalnie wyższe wyceny akcji;

* niższe koszty finansowania przedsiębiorstw i konsumentów;

* mniejsza konkurencja dla akcji ze strony bezpiecznych lokat;

* siła przeciwdziałająca umacnianiu się złotego, z czego powinni się cieszyć eksporterzy.

Dlaczego WIG jest tak daleko od historycznego szczytu?

Być może pod wpływem zdecydowanego i od dawna wyczekiwanego poluzowania polityki pieniężnej kursy polskich akcji zaczną wreszcie bardziej ochoczo rosnąć, ale na razie osiągnięcia GPW wyglądają blado na tle rynków zagranicznych, zwłaszcza amerykańskiej giełdy. Najstarszy indeks Dow Jones zdołał już pokonać szczyt wszech czasów, co w odniesieniu do polskich indeksów jest na razie nie do pomyślenia. By powrócić do szczytu z lipca 2007?r., WIG musiałby urosnąć o ponad 40 proc. Potrzebna byłaby zatem porządna cykliczna hossa, by poprawić tamto maksimum, a tymczasem indeks nie zdołał jeszcze nawet poradzić sobie z górką z wiosny 2011 r., od której oddalił się w wyniku trwającej od stycznia korekty spadkowej.

Przepaść dzieląca polską giełdę od Wall Street jest jeszcze większa, jeśli pod uwagę weźmiemy wersje?amerykańskich indeksów uwzględniające dochody m.in. z dywidend (tzw. Total Return). W takim ujęciu zarówno Dow Jones, jak i S&P500 już rok temu pokonały historyczne rekordy.

Z jednej strony pokazuje to, że warto pomyśleć o międzynarodowej dywersyfikacji portfela inwestycyjnego. Amerykańska gospodarka jest największa na świecie i tam często rodzą się globalne trendy, co jest argumentem za uwzględnieniem tamtejszych akcji w portfelu (np. za pomocą funduszy lub ETF).

Z drugiej strony pojawia się pytanie o źródło względnej słabości polskiej giełdy, biorąc pod uwagę dystans względem szczytów z 2007 r. Wygląda na to, że owa słabość nie dotyczy stosunkowo niedawnej przeszłości. Przez ostatnie 12 miesięcy zarówno nasz WIG, jak i amerykańskie indeksy urosły bowiem po kilkanaście procent. Wydaje się, że jednym z głównych źródeł słabości o długofalowym charakterze są dramatyczne różnice w strukturze sektorowej polskiej giełdy i Wall Street. Jeśli sprawdzimy, jakie spółki najbardziej ciągnęły w górę indeks Dow Jones od jesieni 2007 r., to okaże się, że są to koncerny takie jak: IBM, Home Depot (sieć sklepów z produktami budowlanymi), McDonald's czy Wal-Mart Stores (sieć supermarketów). Branże, do których zaliczają się te koncerny, są praktycznie nieobecne w naszym WIG20 i bardzo słabo reprezentowane w WIG. To pokazuje, że polski rynek akcji jest ciągle stosunkowo słabo rozwinięty. W składzie WIG20 zdecydowanie przeważone są sektory typowe dla rynków wschodzących, a nie wysoko rozwiniętych, takie jak surowce i energetyka. To tym bardziej skłania do dywersyfikacji.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?