Fed prowadzi USA?ku katastrofie

Allan Meltzer, profesor ekonomii politycznej uniwersytetu Carnegie Mellon, historyk Fedu.

Aktualizacja: 15.02.2017 03:08 Publikacja: 01.04.2013 22:01

Fed prowadzi USA?ku katastrofie

Foto: Archiwum

Dekadę temu na wystąpieniu z okazji 90. urodzin Miltona Friedmana Ben Bernanke – wtedy urzędnik Fedu, dziś jego szef – przyznał jubilatowi rację, że błędy Fedu pogłębiły Wielki Kryzys z lat 30. XX w. Zapewnił, że więcej się to nie powtórzy. Czy w ostatnich latach Fed bezbłędnie nawigował gospodarką?

Trzeba przyznać, że ekspansywna polityka pieniężna w latach 2008 i 2009 złagodziła kryzys, ale wcześniej Fed przyczynił się do bańki kredytowej, która ten kryzys spowodowała. A polityka Fedu po 2009 r. to już pasmo błędów. Friedman uważał, że błędem Fedu w latach 30. było pozwolenie na spadek podaży pieniądza, co skutkowało deflacją. Ale wysoką inflację też uważał za groźną. Dlatego nigdy nie zgodziłby się, żeby Fed aż tak zwiększał swój bilans, jak w ostatnich latach. Nie podobałby się mu skup aktywów za wykreowane pieniądze (tzw. program QE – red.).

Bernanke sądzi, że Friedman by mu przyklasnął. Argumentuje, że gospodarka wciąż wymaga monetarnej stymulacji.

To nieprawda. Bolączek amerykańskiej gospodarki, takich jak uparcie wysoka stopa bezrobocia i powolne tempo wzrostu, nie da się wyleczyć polityką pieniężną. Rynkowe stopy procentowe w USA są dziś bezprecedensowo niskie. A banki mają w Fedzie ponad 1,6 bln USD nadobowiązkowych rezerw, zdecydowanie więcej, niż wystarczyłoby, aby pokryć wszelki popyt na w miarę bezpieczne kredyty. Tym, co naprawdę tłumi amerykańską gospodarkę, jest niepewność gospodarstw domowych i firm co do poli- tyki fiskalnej i regulacyjnej.

Z perspektywy Europy wydaje się, że koniunktura w USA jest dobra. Być może jest w tym jednak zasługa Fedu, który odważniej łagodził politykę pieniężną niż EBC?

Nie powiedziałbym, że koniunktura w USA?jest dobra. Jest po prostu lepsza niż w Europie. I tylko w niewielkim stopniu zawdzięcza to dodrukowi pieniądza. Bo jeśli chodzi o to, to EBC zrobił dokładnie tyle samo co Fed.

Bernanke i inni przedstawiciele Fedu patrzą na te same dane co pan. Dlaczego uważają, że kontynuowanie QE jest uzasadnione?

Ten błąd Fedu ma tę samą przyczynę co wiele innych, które popełniał w historii: krótkowzroczność. Gdy prowadziłem badania na potrzeby mojej „Historii Rezerwy Federalnej" (pierwszy tom tego monumentalnego dzieła ukazał się w 2002 r., drugi w 2010 r. – red.), przejrzałem wszystkie sprawozdania z posiedzeń Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC, decyzyjny organ Fedu – red.). I zauważyłem, że członkowie tego gremium bardzo rzadko rozmawiają o długoterminowych konsekwencjach swoich decyzji. Nie zastanawiają się, co może się wydarzyć choćby za rok.

Kierują się tylko bieżącą koniunkturą?

Głównie. Teoretycznie Fed ma podwójny mandat: musi dbać o wysoki poziom zatrudnienia i stabilny poziom cen. Ale w praktyce działa tak, jakby miał pojedynczny mandat. Gdy bezrobocie jest wysokie, łagodzi politykę pieniężną. Inflacją martwi się, gdy zaczyna ona przyspieszać. Jeśli to prowadzi do wzrostu bezrobocia, Fed znów zajmuje się tym problemem itd. Był tylko jeden okres, gdy Fed dbał o oba swoje cele: między 1985 a 2003 r., gdy kierował się tzw. regułą Taylora (wskazuje, ile powinny wynosić stopy procentowe przy danej stopie inflacji i  wielkości luki popytowej – red.) i mieliśmy najdłuższy w historii Fedu okres stabilności gospodarczej. Potem Fed zaczął podejmować arbitralne decyzje pod wpływem bieżących wydarzeń. Zresztą inne główne banki centralne też tak postępują, co uważam za karygodny błąd.

Fed i inne banki centralne lubią podkreślać swoją niezależność i jej znaczenie dla skuteczności polityki pieniężnej. Sądzi pan, że ta niezależność jest fikcją?

Nie ujmowałbym tego aż tak ostro, ale faktem jest, że Fed ulega życzeniom polityków i rynkowych spekulantów. Boi się rozczarować rynki, którym zależy obecnie na tym, aby QE było kontynuowane, bo sprzyja to cenom aktywów.

Jakie mogą być konsekwencje działań Fedu?

Zerowe stopy procentowe i program QE utrzymują na bardzo niskim poziomie rentowność bezpiecznych aktywów, takich jak obligacje i lokaty. To zniechęca ludzi do oszczędzania, a zachęca do zadłużania się. Ci, którzy wciąż chcą oszczędzać, muszą sięgać po bardziej ryzykowne aktywa, co jest bardzo niebezpieczne. Postępują tak również fundusze emerytalne. Efekt jest taki, że szybko rosną np. ceny gruntów rolnych, co w przyszłości będzie dla USA poważnym problemem. Mnie najbardziej jednak niepokoi to, że QE zwiększa wciąż nadobowiązkowe rezerwy banków w Fedzie. Prędzej czy później te rezerwy zostaną wykorzystane, co podbije inflację.

Argument, że QE doprowadzi do wybuchu inflacji, pada z ust krytyków tego programu już od kilku lat. Jak dotąd to zagrożenie się nie zmaterializowało...

Gdy koniunktura wystarczająco się poprawi i skończy się regulacyjna niepewność, banki zaczną wykorzystywać rezerwy na akcje kredytową. Fed argumentuje, że będzie w stanie nad tym zapanować, np. zwiększając stopy procentowe i oprocentowanie rezerw nadobowiązkowych banków. Ale podwyżka stóp zapewne będzie musiała być duża. A to, po pierwsze, doprowadziłoby do wzrostu bezrobocia. Po drugie, przy obecnym deficycie budżetowym i długu publicznym spowodowałoby to wzrostu kosztów odsetkowych o około 140 mld USD rocznie. Te pieniądze trafiłyby głównie do zagranicznych wierzycieli USA, czyli pogłębiłyby deficyt na rachunku obrotów bieżących. A taki podwójny deficyt to prosta droga do katastrofy.

Sugeruje pan, że Fed za bardzo ulega politykom, ale z drugiej strony twierdzi pan, że ma on za dużą władzę...

Tak. Mówiłem o tym ostatnio na przesłuchaniu przed komisją ds. polityki pieniężnej Izby Reprezentantów. W USA?ludzie mocno wierzą w to, że władza jest podzielona między kilka instytucji, które się wzajemnie kontrolują i równoważą. Tymczasem w tym systemie istnieje instytucja, która na podstawie arbitralnych decyzji kilku niewybieranych w wyborach urzędników powiększa swoje aktywa o 350 proc. w ciągu kilku lat, a podatnicy nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia. A przecież ta polityka ich zubaża: banki mogą tanio się zadłużać i zarabiać przyzwoicie na droższych pożyczkach dla rządu. Dlatego sądzę, że wkrótce Kongres będzie próbował nakłonić Fed, aby znów prowadził politykę opartą na jakichś regułach.

Wiele banków centralnych, także Fed, starają się z dużym wyprzedzeniem sygnalizować, czego można się po nich spodziewać. Czy coraz większa otwartość i przejrzystość banków centralnych nie jest alternatywą dla polityki opartej na regułach?

To podejście nigdy nie zapewni takiej przewidywalności banków centralnych, jak konkretne reguły prowadzenia polityki pieniężnej. To dobrze, że banki centralne dają ludziom coraz więcej informacji, ale problem w tym, że na ogół są one nieprawdziwe. Fed na przykład ustawicznie myli się w swoich prognozach.

Zarówno Fed, jak i EBC mogą argumentować, że muszą mieć swobodę reagowania na  różne wstrząsy, bo nie mogą tego robić politycy, którzy nigdy nie są w stanie odpowiednio szybko się porozumieć.

Tym, czego potrzebują USA i Europa, nie jest władza, która potrafi reagować na kryzysy, tylko długoterminowa strategia, która pozwoli takich kryzysów unikać. W USA chodzi przede wszystkim o plan obniżenia deficytu budżetowego, do czego potrzebna będzie reforma systemu świadczeń społecznych. Przy takich deficytach, jakie od lat ma Waszyngton, żadna strategia polityki pieniężnej nie może być skuteczna.

Dziś wśród ekonomistów dominuje pogląd, że rządy nie mogą zbyt szybko ciąć wydatków publicznych. Tego zdania jest nawet MFW, a wydaje się to potwierdzać recesja w strefie euro.

Strategia walki z kryzysem w Europie jest fatalna, ale nie z powodu zbyt ostrych cięć wydatków. Raczej dlatego, że równolegle do nich nie są prowadzone działania, które wspierają wzrost. Chodzi przede wszystkim o to, aby obniżyć jednostkowe koszty pracy w krajach z południa eurolandu, które utraciły konkurencyjność. Według mnie najlepszą metodą byłoby rozbicie eurolandu na dwa bloki: blok miękkiego euro i blok twardego euro. Miękkie euro mogłoby się wobec twardego osłabić, a kraje, które dzięki temu odzyskałyby konkurencyjność, mogłyby wrócić do właściwej strefy euro pod warunkiem, że poddałyby się fiskalnemu rygorowi.

Na to nigdy nie zgodzą się Niemcy!

Nie chcą nawet o tym myśleć. Ale prawda jest taka, że to, co oni proponują, nie działa. Restrykcyjna polityka fiskalna jest forsowana piąty rok z rzędu, a kryzys wciąż trwa. W końcu ludzie z południa się zbuntują.

Obecna polityka nie przynosi żadnych efektów? Spadek deficytów na rachunkach obrotów bieżących Grecji i Hiszpanii nie świadczy o tym, że odzyskują one konkurencyjność?

Takie głosy się pojawiają. Ale spadek deficytów na rachunkach obrotów bieżących to głównie efekt załamania popytu w tych krajach. A wszelki spadek jednostkowych kosztów produkcji, jaki można tam zaobserwować, ma związek z wysokim bezrobociem: pracę stracili po prostu głównie ludzie wykonujący proste prace o niskiej produktywności.

Kilka dni temu Paul Krugman wyraził na swoim blogu zaskoczenie, że polscy politycy wciąż deklarują chęć wejścia do strefy euro. Pan też by to Polsce odradzał?

Rzadko zgadzam się z Krugmanem, ale w tym wypadku muszę mu przyznać rację. Polska radziła sobie ostatnio bardzo dobrze właśnie dzięki temu, że nie była w eurolandzie. Powinniście poczekać z akcesją do czasu, aż strefa euro wprowadzi dla swoich członków wiążące ograniczenia dotyczące polityki fiskalnej. Od początku unii walutowej było wiadomo, że nie będzie ona działała, dopóki nie będzie twardych reguł fiskalnych. A kryteria z Maastricht były fikcją, były powszechnie łamane.

[email protected]

CV

Allan H. Meltzer (ur. 1928 r.) jest wykładowcą ekonomii na Uniwersytecie Carnegie Mellon. Dwutomowa „Historia Rezerwy Federalnej" zapewniła mu opinię jednego z najwybitniejszych znawców polityki pieniężnej. Był m.in. doradcą dwóch prezydentów USA oraz Banku Japonii. Jest przewodniczącym Towarzystwa Mont Pelerin, skupiającego liberalnych intelektualistów.

Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?