Sposób ustalenia i termin podania ostatecznej ceny akcji jest uwarunkowany koniunkturą na rynku. W czasie hossy inwestorzy są mniej wybredni i bardziej skłonni do zaakceptowania warunków ustalonych przez emitenta. Wtedy jest większa szansa na sprzedaż szerokiemu gronu inwestorów indywidualnych i instytucjonalnych walorów po cenie maksymalnej – mówi Robert Kosowski, ekspert DM BOŚ. Ale znaczenie ma też wielkość oferty, emitenta i jego preferencje.
Cena maksymalna i ostateczna
– Są różne warianty przeprowadzenia wyceny i harmonogramu oferty, jednak obecnie stosuje się dwa podstawowe. Pierwszym jest sprzedaż akcji po cenie maksymalnej w transzy dla inwestorów indywidualnych. Później wśród instytucjonalnych przeprowadzany jest book-building (budowa księgi popytu – red.). Na tym etapie spółka musi podać przynajmniej cenę maksymalną oferowanych akcji. Zwykle jednak ustala widełki, czyli minimalną i maksymalną cenę oraz szacuje oczekiwaną wielkość wpływów z emisji. Składa ofertę instytucjom, które deklarują cenę, jaką są w stanie zapłacić, i ilość akcji, jakie mogą kupić. Na tej podstawie zostaje ustalona cena ostateczna. Jeśli inwestorzy indywidualni zapisali się po cenie maksymalnej, a ostateczna cena emisyjna okazała się niższa, nadpłaty są im zwracane – tłumaczy Kosowski.
To obecnie najbardziej popularny na GPW wariant ustalania ceny i zapisywania się na akcje w ofertach publicznych. Jednak w tym przypadku drobni gracze nie wiedzą do końca, jaka będzie cena, i trudno ocenić im zainteresowanie ofertą inwestorów instytucjonalnych. Zdarzały się oferty, gdzie wysoka cena maksymalna odstraszyła inwestorów indywidualnych.
Drugi rodzaj oferty przebiega podobnie. Z tą różnicą, że po book-buildingu ustalana jest cena ostateczna, po której przeprowadzane są zapisy zarówno wśród inwestorów indywidualnych, jak i instytucjonalnych. W tym przypadku drobni inwestorzy mają większy komfort, bo wiedzą, jak została wyceniona spółka.
Z punktu widzenia wysokości możliwych do osiągnięcia przez emitenta wpływów, to im później ujawni publicznie cenę ostateczną, tym dla niego lepiej. – Warunki rynkowe się zmieniają i czasami trudno przewidzieć, jakie mogą być nastroje za choćby miesiąc. Pod tym względem podanie ceny maksymalnej jest lepszą formą niż podanie ceny ostatecznej, bo spółki zwykle zapewniają sobie pewien „zapas" przy wycenie. Emitent może oczywiście aneksować prospekt, ale z punktu widzenia marketingowego nie wygląda to najlepiej. Dlatego skłania się ku temu, aby jak najpóźniej ujawniać cenę. – Jednak nie przywiązywałabym do tego aż tak dużej wagi. Jeżeli spółka jest dobra, ma solidny biznes i została rzetelnie wyceniona, to forma przyjęcia ceny emisyjnej ma niewielki wpływ na powodzenie oferty – uważa specjalista.