Wstrzymując się od nawet symbolicznego ograniczenia tempa skupu aktywów Komitet ds. Operacji Otwartego Rynku dał zielone światło do rozpoczęcia rajdu na rynkach ryzykownych aktywów oraz dynamicznego osłabienia dolara. Szczególnie silna i trwała reakcja wystąpi na rynkach wschodzących, z których w poprzednich miesiącach silnie odpływał kapitał. Jego powrotowi będzie sprzyjać nie tylko ulga wywołana przez podtrzymanie kroplówki pod postacią comiesięcznego masywnego zastrzyku płynności, ale też niezaprzeczalne symptomy ożywienia w kluczowych gospodarkach zaliczanych do grupy emerging markets, takich jak Chiny czy Turcja. O ile w poprzednich kwartałach magnesem przyciągającym inwestorów były rynki obligacji skarbowych, o tyle teraz głównym kanałem wybuchu apetytu na aktywa z gospodarek wschodzących staną się zapewne giełdy.
Kontrowersje zamiast jednoznaczności
Drugą, ale równie istotną stroną medalu jest podważenie wiarygodności FOMC i ograniczenie przewidywalności jego poczynań w przyszłości. Przejrzystość perspektyw polityki pieniężnej miała się stać przecież jej kluczowym atrybutem. Tymczasem rozbudzenie rynkowych oczekiwań i ich zawiedzenie na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy tworzy liczne znaki zapytania. Podobnie należy postrzegać jednoczesne obniżenie projekcji stopy bezrobocia oraz optymalnego poziomu stóp procentowych. Wprawdzie w pewnym stopniu taki krok może uzasadniać rewizja dynamiki PKB, ale w przyjętej zaledwie w grudniu 2012 roku tzw. regule Evans'a, optymalny moment na normalizację polityki pieniężnej determinują wyłącznie oczekiwania odnośnie do presji inflacyjnej oraz poziomu bezrobocia. Co więcej, w licznych deklaracjach całkowite wygaszenie skupu aktywów wiązano z osiągnięciem przez stopę bezrobocia poziomu 7,0 proc. Wskaźnik zbliżył się do tej granicy na zaledwie 0,3 pkt proc., a tempo luzowania nawet nie zostało minimalnie wyhamowane. Oczywiście rację będą mieli ci, którzy poprawę kondycji rynku pracy częściowo powiążą z negatywnymi tendencjami demograficznymi – odsetek populacji tworzący zasób siły roboczej jest najniższy od 1978 roku. Nie zmienia to jednak faktu, że pogwałcona została jednoznacznie i dobitnie sygnalizowana zależność: niższe bezrobocie – niższa agresywność ilościowego luzowania.
Niedoskonałości w realizacji założeń polityki komunikacji to niejedyny problem, który komplikuje inwestorom odgadnięcie zamierzeń Fedu. Drugim są znaki zapytania dotyczące przyszłego składu FOMC. Po pierwsze, trudno jest przecież antycypować konsensus kształtujący się w grupie, której pełnego składu się nie zna. Po drugie, nie ma gwarancji, że gdy rotacje się dokonają, obecna linia zostanie utrzymana.
Więcej pytań niż odpowiedzi
Amerykańska administracja nie określiła jeszcze, kto wraz z końcem stycznia zastąpi Bena Bernankego na czele Rezerwy Federalnej. Przez bardzo krótki moment murowanym kandydatem wydawał się Larry Summers – były, 71. sekretarz skarbu, który stanowisko piastował w latach 90., za kadencji Billa Clintona. Z tym epizodem w jego życiorysie związane są pewne kontrowersje. Często podnoszone są bowiem zarzuty zaniechań na polu regulacji rynku instrumentów pochodnych oraz nadmiernie bliskich związków z Wall Street. Fala krytyki wezbrała, gdy rynek obiegła informacja, że Summers z wyścigu o stanowisko szefa Fed wyjdzie zwycięsko. To właśnie silny opór ze strony części prominentnych senatorów z ramienia Partii Demokratycznej stoi zapewne za nieoczekiwanym listem, w którym medialny faworyt wycofał swoją kandydaturę. Nietrudno bowiem domyślić się, że Barack Obama nie zaryzykowałby kolejnym sporem z Kongresem, a tym bardziej z demokratami.
Nazwiskiem, które od ponad roku nieprzerwanie przewija się na giełdzie potencjalnych następców Bena Bernankego jest Janet Yellen, która obecnie zasiada w Radzie Gubernatorów. Trudno pokusić się o wytypowanie kontrkandydata, który mógłby zagrozić jej pozycji. Ekonomistka znana jest z łagodnych poglądów na politykę pieniężną i postrzegana jest jako gwarantka jej gradualnej i bardzo ostrożnej normalizacji. Zdaniem antagonistów, jest to jej główna wada. Pojawiają się bowiem opinie, że nie ma ona koncepcji, jak skutecznie i bezpiecznie zakończyć erę ultrałagodnej polityki. Gdyby tylko od niej zależał kształt polityki, to proces wzrostu wartości aktywów skupionych w rękach Fed mógłby zostać znacząco wydłużony, a to zagrażałoby makroekonomiczną destabilizacją oraz narastaniem baniek spekulacyjnych, m.in. na rynkach akcji. Na tle poglądów Yellen sprzyjających także słabości amerykańskiej waluty, ograniczaniu wzrostu dochodowości obligacji oraz dłuższego podtrzymania strumienia kapitału płynącego na rynki wschodzące, tezy stawiane przez Bena Bernankego jawią się jako wyważone, a Summersa należałoby określić mianem zdeklarowanego jastrzębia. Kontrast ten świetnie obrazuje silny spadek rentowności obligacji i deprecjacja dolara, które miały miejsce po jego rezygnacji.