Patrząc na wykres tygodniowy, można doszukać się tzw. luk hossy, czyli takich momentów, w których cena maksymalna ustanowiona w jednym tygodniu osiąga wartość mniejszą niż minimum kolejnego tygodnia. W podręcznikach traktujących o analizie technicznej można się dowiedzieć, że luki stanowią przełom w trwających przepychankach popytu z podażą i kiedy nastąpią, przewagę na rynku zyskuje jedna ze stron, dzięki czemu trend może być kontynuowany. Jednocześnie luki stanowią istotny obszar wsparcia, z którego podczas korekty może dojść do odbicia. Klasycznie wyróżnia się trzy rodzaje luk: startowa, pomiaru oraz wyczerpania. Ich prawidłowe oznaczenie pozwala na późniejsze określenie poziomów, na których w przyszłości może dojść do wyhamowania spadkowej fali. I to by było wszystko na temat luk albo też prawie wszystko. Pozostaje jeszcze jedna kwestia – może i najważniejsza. Luki lubią ściągać do siebie warszawski rynek – i to bardzo! Abstrahując od dziennych luk, które na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy stanowiły źródło bardzo cennej wiedzy, prawie wszystkie tygodniowe okna zostały domknięte. I gdyby nie jeden specyficzny przypadek, teoria magnetyczności luk (TML) miałaby 100-proc. sprawdzalność. O co tak naprawdę chodzi z tą teorią? Aby to wyjaśnić, należy cofnąć się nieco w czasie.
Pierwsza w nowym systemie
Rok 2003 – okres, w którym wyniszczająca fala bessy wciąż przelewała się przez kluczowe światowe parkiety. Na Wall Street trwało testowanie denka z 2002 r., na GPW natomiast widoczny był proces odpadania indeksów od kluczowych oporów. Ogólnie o hossie się nie mówiło – aż do maja, kiedy to rynek zaczął się dźwigać, oddalając się od marcowego minimum. WIG20 przestał spadać i zaczął kierować się na północ. W drugim tygodniu maja doszło do mocniejszego zrywu, podczas którego indeks otworzył się kilka oczek powyżej wcześniejszych maksimów i w ciągu kilku kolejnych dni nie udało się do nich cofnąć.
Powstała tygodniowa luka hossy – pierwsza po wielu latach spadków i pierwsza w nowym systemie giełdowym. Jej szerokość wynosiła tylko 1 pkt i powstała we wstępnej fazie długoterminowego impulsu. Jak się później okazało, luka ta nigdy nie została ani domknięta, ani przetestowana – zapewne ze względu na fakt, że rynek zmienił się o 180 stopni. Kolejna luka powstała kilka tygodni później , kiedy rynek zaczął się coraz mocniej wznosić na północ. W lipcu 2003 r. WIG20 wybił ważne średnioterminowe opory, a indeks szerokiego rynku przypieczętował sygnał hossy, pokonując maksima z 2002 r. Wówczas wiadomo było, że trend się zmienia, zaś powstała tygodniowa luka hossy 1276–1280 oznaczała przewagę popytu nad podażą.
Niestety, nikt wówczas nie myślał o magnetyczności luk, bo nie było ku temu podstaw. Aż do 2009 roku, kiedy to bessa wciąż hulała po warszawskim parkiecie, a indeksy pikowały na południe, szukając dna, z którego mogłyby ponownie wkroczyć na ścieżkę rozwoju. Stało się to 18 lutego 2009 r. WIG20 drugą połowę lutego zaczął od bardzo silnej przeceny, z dnia na dzień pękały kolejno wsparcia 1500, 1400 oraz 1300. Zejście poniżej tego ostatniego poziomu okazało się punktem zwrotnym na GPW – WIG20 przebił się przez 1.3k, zanurkował do 1276 i na wysokości 1253 osiągnął dno, z którego tego samego dnia zawrócił nad 1300. To Katharsis odbyło się dokładnie w strefie tygodniowej luki hossy powstałej w drugim tygodniu lipca 2003 r. Indeks domknął okno i zakończył bessę. Przypadek? Czy to rynek odbił się od ważnego wsparcia, jakie stanowiła luka hossy sprzed kilku lat, czy może jednak to tygodniowa luka ściągnęła do siebie rynek niczym magnes? Odpowiedzi na to pytanie można znaleźć, analizując wszystkie przerwy, jakie powstały na tygodniowych świeczkach po 2000 roku, a było ich 19.
Fale hossy skazane na zniesienie
Oprócz omawianego 2003 r. w tygodniowe luki hossy obfitował rok 2004 r. – wówczas powstało ich aż pięć. Pierwsza zbudowana została w tygodniu zakończonym 9 stycznia i wynosiła prawie 7 punktów. Wówczas indeks zdołał rosnąć jedynie przez dwa tygodnie, zanim zaczęła się fala korekty schodząca poniżej 1126 – wystarczająco głęboko, aby domknąć lukę. Kolejne okno wykształciło się w tygodniu zakończonym 13 lutego 2004 r. i tutaj sytuacja się powtórzyła – WIG20 zyskiwał jedynie dwa tygodnie, zanim skierował się na południe, tak aby po dotknięciu 1665 ponownie zacząć rosnąć. Z kolejnymi lukami było już nieco łatwiej, tj. zarówno w marcu, kwietniu, jak i październiku tygodniowe okna hossy zostały zakryte po kilkudniowej wzrostowej fali.