Teoria magnetyczności luk

Przyglądając się zachowaniu indeksu WIG20, można stwierdzić, że przez ostatnie 15 lat zachodził cichy proces, który ewoluował z miesiąca na miesiąc, osiągając w ostatnim czasie swój rozkwit.

Publikacja: 28.06.2015 15:58

Teoria magnetyczności luk

Foto: GG Parkiet

Patrząc na wykres tygodniowy, można doszukać się tzw. luk hossy, czyli takich momentów, w których cena maksymalna ustanowiona w jednym tygodniu osiąga wartość mniejszą niż minimum kolejnego tygodnia. W podręcznikach traktujących o analizie technicznej można się dowiedzieć, że luki stanowią przełom w trwających przepychankach popytu z podażą i kiedy nastąpią, przewagę na rynku zyskuje jedna ze stron, dzięki czemu trend może być kontynuowany. Jednocześnie luki stanowią istotny obszar wsparcia, z którego podczas korekty może dojść do odbicia. Klasycznie wyróżnia się trzy rodzaje luk: startowa, pomiaru oraz wyczerpania. Ich prawidłowe oznaczenie pozwala na późniejsze określenie poziomów, na których w przyszłości może dojść do wyhamowania spadkowej fali. I to by było wszystko na temat luk albo też prawie wszystko. Pozostaje jeszcze jedna kwestia – może i najważniejsza. Luki lubią ściągać do siebie warszawski rynek – i to bardzo! Abstrahując od dziennych luk, które na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy stanowiły źródło bardzo cennej wiedzy, prawie wszystkie tygodniowe okna zostały domknięte. I gdyby nie jeden specyficzny przypadek, teoria magnetyczności luk (TML) miałaby 100-proc. sprawdzalność. O co tak naprawdę chodzi z tą teorią? Aby to wyjaśnić, należy cofnąć się nieco w czasie.

Pierwsza w nowym systemie

Rok 2003 – okres, w którym wyniszczająca fala bessy wciąż przelewała się przez kluczowe światowe parkiety. Na Wall Street trwało testowanie denka z 2002 r., na GPW natomiast widoczny był proces odpadania indeksów od kluczowych oporów. Ogólnie o hossie się nie mówiło – aż do maja, kiedy to rynek zaczął się dźwigać, oddalając się od marcowego minimum. WIG20 przestał spadać i zaczął kierować się na północ. W drugim tygodniu maja doszło do mocniejszego zrywu, podczas którego indeks otworzył się kilka oczek powyżej wcześniejszych maksimów i w ciągu kilku kolejnych dni nie udało się do nich cofnąć.

Powstała tygodniowa luka hossy – pierwsza po wielu latach spadków i pierwsza w nowym systemie giełdowym. Jej szerokość wynosiła tylko 1 pkt i powstała we wstępnej fazie długoterminowego impulsu. Jak się później okazało, luka ta nigdy nie została ani domknięta, ani przetestowana – zapewne ze względu na fakt, że rynek zmienił się o 180 stopni. Kolejna luka powstała kilka tygodni później , kiedy rynek zaczął się coraz mocniej wznosić na północ. W lipcu 2003 r. WIG20 wybił ważne średnioterminowe opory, a indeks szerokiego rynku przypieczętował sygnał hossy, pokonując maksima z 2002 r. Wówczas wiadomo było, że trend się zmienia, zaś powstała tygodniowa luka hossy 1276–1280 oznaczała przewagę popytu nad podażą.

Niestety, nikt wówczas nie myślał o magnetyczności luk, bo nie było ku temu podstaw. Aż do 2009 roku, kiedy to bessa wciąż hulała po warszawskim parkiecie, a indeksy pikowały na południe, szukając dna, z którego mogłyby ponownie wkroczyć na ścieżkę rozwoju. Stało się to 18 lutego 2009 r. WIG20 drugą połowę lutego zaczął od bardzo silnej przeceny, z dnia na dzień pękały kolejno wsparcia 1500, 1400 oraz 1300. Zejście poniżej tego ostatniego poziomu okazało się punktem zwrotnym na GPW – WIG20 przebił się przez 1.3k, zanurkował do 1276 i na wysokości 1253 osiągnął dno, z którego tego samego dnia zawrócił nad 1300. To Katharsis odbyło się dokładnie w strefie tygodniowej luki hossy powstałej w drugim tygodniu lipca 2003 r. Indeks domknął okno i zakończył bessę. Przypadek? Czy to rynek odbił się od ważnego wsparcia, jakie stanowiła luka hossy sprzed kilku lat, czy może jednak to tygodniowa luka ściągnęła do siebie rynek niczym magnes? Odpowiedzi na to pytanie można znaleźć, analizując wszystkie przerwy, jakie powstały na tygodniowych świeczkach po 2000 roku, a było ich 19.

Fale hossy skazane na zniesienie

Oprócz omawianego 2003 r. w tygodniowe luki hossy obfitował rok 2004 r. – wówczas powstało ich aż pięć. Pierwsza zbudowana została w tygodniu zakończonym 9 stycznia i wynosiła prawie 7 punktów. Wówczas indeks zdołał rosnąć jedynie przez dwa tygodnie, zanim zaczęła się fala korekty schodząca poniżej 1126 – wystarczająco głęboko, aby domknąć lukę. Kolejne okno wykształciło się w tygodniu zakończonym 13 lutego 2004 r. i tutaj sytuacja się powtórzyła – WIG20 zyskiwał jedynie dwa tygodnie, zanim skierował się na południe, tak aby po dotknięciu 1665 ponownie zacząć rosnąć. Z kolejnymi lukami było już nieco łatwiej, tj. zarówno w marcu, kwietniu, jak i październiku tygodniowe okna hossy zostały zakryte po kilkudniowej wzrostowej fali.

Rok 2005 przyniósł nieco zmian i chociaż scenariusz wyglądał tak samo jak w 2004 r., to jednak zmienił się okres żywotności impulsu, jaki dominował po utworzeniu luki, zanim zagościła korekta. W lutym i we wrześniu indeks odskoczył od swoich lokalnych wsparć, generując tygodniowe luki, jednakże każda powstająca fala hossy skazana była na całkowite zniesienie. W I kwartale 2005 r. WIG20 zdołał wznosić się jedynie przez cztery tygodnie, zanim wszedł w fazę korekty, której celem okazała się otwarta tygodniowa luka hossy. Natomiast w październiku 2005 r., po czterech tygodniach aprecjacji, indeks zakończył wzrost i skierował się ku 2350 – czyli tam, gdzie czekała na niego otwarta luka. I kiedy okna zostały wypełnione, rynek otrzymywał zielone światło do kontynuacji hossy.

W latach 2006 i 2007 doszło do wykształcenia jedynie trzech tygodniowych luk hossy, z których każda tak czy tak została domknięta. Czas, jakiego potrzebowały niedźwiedzie, aby zatrzymać zwyżki, wynosił nie dłużej niż cztery tygodnie. Niestety, w latach 2003–2007 nie doszło do wyrobienia takiego nawyku, iż po wykonaniu korekty spadkowej WIG20 zatrzymywał się na wsparciu, jakim była tygodniowa luka hossy, bądź też po jej wypełnieniu przestawał spadać. Podczas korekt kwiecień/maj 2004, marzec/maj 2005 czy też maj/czerwiec 2006 benchmark schodził istotnie niżej, niż wynosiło okno hossy, zatem podręcznikowe wskazania dotyczące łączenia wsparć z lukami okazały się niezbyt trafne czy wręcz mylne – nawet jak na okres hossy. Kiedy jednak na GPW przyszła bessa, a było to w lipcu 2007 r., koncepcja kupowania na lukach zupełnie przestała działać. Na szczęście teoria magnetyczności luk pozostała dalej aktualna, a nawet uzyskała jeszcze większe znaczenie.

Niedomknięte luki ściągają rynek

Od lipca 2007 r. do lutego 2009 r. WIG20 jedynie dwukrotnie otrzymał szansę zbudowania impulsu hossy wspartego tygodniowym oknem. W tygodniach zakończonych 28 marca i 9 maja na wykresach średnioterminowych ukazały się wyrwy, które z punktu widzenia klasycznej analizy technicznej były oznaką siły na rynku. Niestety, nie z punktu widzenia TML, wg której niedomknięte luki ściągają do siebie rynek. I jak się okazało później, po kilkutygodniowej próbie poderwania indeksów na północ dochodziło do spadków. Jednocześnie umocniło się przekonanie, że rynek rośnie maksymalnie cztery tygodnie, zanim zacznie się fala korekcyjna czy też fala spadkowa w przypadku bessy.

W 2009 r. deprecjacja się zakończyła, WIG20 przestał spadać i ponownie zaczęły się tworzyć tygodniowe luki hossy. Tym razem rynek był już mądrzejszy w doświadczenia z ostatniej dekady i kiedy w marcu, maju czy też grudniu powstały okna, benchmark nie wykonywał mocniejszych zwyżek. Spokojnie sobie rósł, aby maksymalnie po czterech tygodniach aprecjacji wykonać krok w tył. I dopiero po wykonaniu procesu domykającego tygodniowe okna hossy WIG20 kontynuował aprecjację. Jednakże w 2012 r. byki zapłaciły za swoją nieuwagę 150-punktową przeceną, kiedy to po czterech tygodniach aprecjacji od luki z 15 czerwca 2012 r. indeks zawinął się na południe, oddając wszystko, co zdołał zyskać po tygodniowej luce hossy. Od tamtego czasu aż do kwietnia 2015 r. na wykresie indeksu pojawiały się luki hossy, jednakże nie były to struktury tygodniowe, lecz dzienne, które także mają właściwości magnetyczne, lecz nie są aż tak kluczowe dla teorii magnetyczności luk jak luki tygodniowe.

7 kwietnia 2015 r. benchmark największych spółek z GPW wystartował z wysokiego poziomu i chociaż zdołał się tego dnia cofnąć do 2405, to jednak przez kolejne dni ani razu nie zszedł niżej, pozostawiając tym samym otwartą tygodniową lukę hossy 2403–2405. Niestety, powiedzenie „historia uczy człowieka, że człowiek z historii niczego się nie uczy" ponownie się sprawdziło. 27 kwietnia 2015 r. WIG20 wyznaczył swój tegoroczny szczyt (był to czwarty tydzień od momentu zbudowania okna 2403–2405) i zaczął kierować się na południe. 3 czerwca nastąpiło domknięcie luki, a tym samym teoria magnetyczności luk (o której na łamach „Parkietu" pisano nieraz) zyskała na wartości.

Obecnie statystyki TMK są następujące: prawdopodobieństwo domknięcia tygodniowej luki hossy wynosi 95 proc. i gdyby nie przełomowa jednopunktowa luka z maja 2003 r., kiedy to rynek wyrywał się z bessy, wynik wynosiłby 100 proc. TMK daje bardzo dobre pomiary czasu, mianowicie pozwala wyznaczyć okres, w którym zostanie zbudowany szczyt dający początek korekcie. W 18 na 18 przypadków korekta zaczynała się nie dłużej niż po czterech tygodniach wzrostu od momentu powstania luki. Tutaj sprawdzalność wynosi aż 100 proc. i dzięki temu warunkowi udało się przewidzieć, że tegoroczna korekta zacznie się nie później niż do końca kwietnia 2015 r.

Analizy rynkowe
Wall Street za polskim przewodem
Analizy rynkowe
Hossa winduje wyceny krajowych spółek
Analizy rynkowe
Wyceny spółek z indeksu WIG20 śrubują rekordy
Analizy rynkowe
Niższe stopy procentowe a obligacje, akcje i złoty
Analizy rynkowe
Podwójny szczyt czy nowy rekord hossy. Co czeka WIG20 i spółkę?
Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie