Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw zwiększyło się w lipcu o 7,4 proc. rok do roku, po zwyżce o 5,3 proc. w czerwcu. Tym samym wzrost płac podskoczył powyżej tegorocznej i ubiegłorocznej średniej na poziomie 7,1 proc.
W czerwcu dynamikę płac zaniżył niekorzystny układ kalendarza: mniejsza niż przed rokiem liczba dni roboczych wpłynęła ujemnie na zmienne składniki wynagrodzeń. Ekonomiści spodziewali się więc jej odbicia, ale nieco mniejszego. Przeciętnie oczekiwali odczytu na poziomie 7,2 proc.
Czytaj także: NBP: Inflacja nie napędzi wzrostu płac
Efekty drugiej rundy
Dotąd większość ekonomistów zakładała, że dynamika płac ustabilizuje się w pobliży 7 proc. Lipcową, niewielką niespodziankę trudno uznać za niespójną z tym scenariuszem. Zbiegła się ona jednak w czasie z przyspieszającą inflacją. W lipcu indeks cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł o 2,9 proc. rok do roku, najbardziej od października 2013 r. I na tym prawdopodobnie się nie skończy. Większość ekonomistów uważa, że po kilku miesiącach stabilizacji inflacja znów przyspieszy, a na początku 2020 r. może znaleźć się w okolicy 4 proc. rocznie. Czy to może nasilić żądania płacowe pracowników, prowadząc do szybszego wzrostu wynagrodzeń i – w konsekwencji – jeszcze wyższej inflacji?
Takie zjawisko ekonomiści określają mianem efektu drugiej rundy. Ten efekt „występuje, gdy wzrost cen pobudza oczekiwania inflacyjne oraz zwiększa koszty utrzymania gospodarstw domowych, co w konsekwencji rodzi wyższą presję płac" – pisali analitycy Narodowego Banku Polskiego w raporcie z 2013 r. Ta publikacja sugerowała, że w przeszłości takie sprzężenie między inflacją a wzrostem płac w Polsce występowało.