Spośród 448 spółek notowanych na GPW 48 ma siedzibę poza granicami Polski. Inwestorzy z ostrożnością podchodzą do zagranicznych podmiotów, co odbija się na płynności tych spółek. Czy firmy z Czech, Węgier czy Ukrainy są warte uwagi?
Duże podmioty
Jedną z największych zagranicznych spółek notowanych na GPW jest czeski koncern energetyczny CEZ (46 mld zł kapitalizacji), zajmujący się wytwarzaniem, handlem oraz dystrybucją energii elektrycznej oraz cieplnej.
Analitycy określają obecną sytuację CEZ jako stabilną. Z drugiej strony wskazują, że w kolejnych latach wyniki spółki będą podlegać wahaniom. Spodziewają się, że w latach 2020–2021 wyniki mogą rosnąć w związku ze wzrostem cen energii, jednak w latach 2022–2023 prawdopodobnie będą spadać. Spółka regularnie dzieli się z akcjonariuszami zyskiem, a stopa dywidendy wynosi około 5 proc.
Ponadto spółka rozważa budowę reaktora nuklearnego, jednak horyzont czasowy potencjalnej inwestycji jest zbyt długi, by mogło to mieć wpływ na obecną wycenę. – Według mnie jest jeszcze daleka droga, spółka jest na etapie negocjacji kontraktu fazy przygotowania projektu. Ostateczna decyzja, czy budować reaktor czy nie, to kwestia minimum pięciu lat, czyli z punktu widzenia obecnych wyników i dywidendy jest ona nieistotna. Można się również spodziewać rozwoju w kierunku paneli słonecznych i odnawialnych źródeł energii – mówi Piotr Dzięciołowski z DM Citi Handlowy.
Kolejną dużą spółką jest węgierski koncern paliwowy MOL. Obok PKN Orlen jest jednym z największych przedsiębiorstw naftowo-gazowniczych w Europie Środkowej. Analitycy podkreślają, że sytuacja makroekonomiczna w ostatnim czasie nie sprzyjała branży i to zarówno w segmencie downstream, jak i upstream. Ponadto ceny ropy naftowej od początku roku spadły o około 17 proc. i – jeśli spadek będzie się pogłębiał – może to mieć negatywny wpływ na wyniki MOL.