Głównym powodem osłabienia są trendy globalne, czyli wzrost rynkowych stóp procentowych w USA w oczekiwaniu na silne popandemiczne ożywienie gospodarcze w amerykańskiej gospodarce oraz towarzyszący mu wzrost inflacji. Paliwa wzrostowi rentowności dodały wystąpienia szefa Fedu Jerome'a Powella, który w ostatnich wypowiedziach nadal nie wydaje się zaniepokojony coraz wyższymi rentownościami amerykańskich obligacji. Wszystko to spowodowało odpływ kapitału z rynków wschodzących i osłabienie walut emerging markets. Jednak nawet na tym tle zloty wyróżniał się negatywnie i należał do najmocniej tracących walut.

Wytłumaczeniem mogą być czynniki lokalne. Z jednej strony jest to niepewność związana z konwersją kredytów frankowych. Nadal nie wiemy, czy dojdzie ona do skutku na warunkach proponowanych przez KNF, a czy tak się stanie, zdecydować może wyrok Sądu Najwyższego ws. frankowiczów zaplanowany na 25 marca. Drugim powodem słabości złotego są wypowiedzi prezesa NBP Adama Glapińskiego. W ślad trendów globalnych rynek zaczął wyceniać cykl podwyżek procentowych również w Polsce – pierwszą podwyżkę pod koniec tego roku oraz kilka kolejnych w przyszłym roku. Prezes Glapiński wydaje się jednak niewzruszony i na piątkowej konferencji podtrzymał ocenę, że podwyżki stóp są nadal bardzo mało prawdopodobne. Takie stanowisko sprawia, że złoty staje się coraz bardziej narażony na ataki spekulacyjne. ¶