Łączy potężnych ludzi podejmujących decyzje kształtujące globalny ład finansowy. Nie przyciąga jednak protestów alterglobalistów i rzadko gości w czołówkach gazet. Skutecznie udało jej się odgrodzić od świata mgłą tajemnicy. Od założenia w 1930 r. do 1977 r. jej siedziba znajdowała się w starym hotelu obok dworca kolejowego w szwajcarskiej Bazylei. Wchodziło się do niej wejściem z bocznej uliczki, obok sklepu z czekoladą. Na drzwiach nigdy nie było tabliczki z napisem „Bank Rozliczeń Międzynarodowych" (BIS), ale wtajemniczeni zawsze wiedzieli, jak tam trafić.

Brytyjski dziennikarz Adam LeBor przygląda się w swojej książce „Wieża w Bazylei" fascynującej i zarazem niepokojącej historii Banku Rozliczeń Międzynarodowych. Twórcami BIS były dwie szare eminencje światowych finansów: Montagu Norman, prezes Banku Anglii, oraz Hjalmar Schacht, prezes Banku Rzeszy. Od lat 30. BIS stanowił kanał porozumienia pomiędzy elitami finansowymi z Niemiec, Europy Zachodniej i Ameryki. Nawet w trakcie drugiej wojny światowej zasiadający w nim przedstawiciele walczących stron w przyjacielskiej atmosferze dyskutowali sobie o bankowych transferach i powojennym ładzie gospodarczym. BIS pomógł Niemcom ukraść część czechosłowackich rezerw złota, a także transferować do Szwajcarii rabowany w całej Europie kruszec. Po wojnie pięciu dyrektorów tej instytucji miało zarzuty zbrodni wojennych. Mimo to bankowi udało się spaść na cztery łapy. Pomogły mu związki z legendarnym amerykańskim szpiegiem Allenem Dullesem oraz innymi przedstawicielami elit zza oceanu. Po 1945 r. BIS stał się jednym z motorów integracji europejskiej. W latach 80. gościł w swojej siedzibie komitet opracowujący plany stworzenia wspólnej unijnej waluty. Można powiedzieć, że Europejski Bank Centralny jest dzieckiem banku z Bazylei.

Praca LeBora jest dobrze udokumentowana, a każda kontrowersyjna teza autora (np. to, że BIS jest ogniwem pomiędzy nazistowskimi planami integracji europejskiej i powojennymi projektami integracyjnymi) jest podbudowana silnymi argumentami. Książka ta, choć jest bardzo krytyczna wobec bazylejskiej instytucji, daleka jest też od paszkwilanctwa. Autor dostrzega wiele pozytywnych aspektów działania BIS w czasach współczesnych i chwali jego otwarcie na badania historyków. LeBor w ostatnim rozdziale pozwala sobie nawet na udzielenie kilku rad mających pomóc BIS stać się bardziej przejrzystą instytucją. Czytając „Wieżę w Bazylei", można jednak dojść do niepokojących wniosków. Okazuje się, że nawet największe przewiny uchodzą bankierskiej międzynarodówce na sucho, a zachowanie przedstawicieli tej kasty sprawia wrażenie, że nawet wojna światowa była dla niej jedynie okazją do dobrego zarobku. HK