Jak podał w poniedziałek GUS, sprzedaż detaliczna w ujęciu realnym (czyli w cenach stałych) zmalała w listopadzie o 5,3 proc. rok do roku, po zniżce o 2,3 proc. w październiku. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacowali, że spadek sprzedaży przyspieszył do 7,4 proc. rok do roku. Nawet to jednak byłby wynik dobry na tle doświadczeń z wiosny, gdy rząd po raz pierwszy wprowadził antyepidemiczne ograniczenia aktywności ekonomicznej. W kwietniu sprzedaż załamała się o ponad 20 proc. rok do roku.
– Listopadowy wynik jest bardzo dobry, biorąc pod uwagę zamknięcie galerii handlowych – skomentował Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku. Odniósł się do tego, że po oczyszczeniu danych z wpływu czynników sezonowych sprzedaż w listopadzie była realnie tylko o 0,6 proc. niższa niż w październiku.
Na restrykcje konsumenci zareagowali większą skłonnością do zakupów przez internet. Wydatki w e-sklepach skoczyły (w cenach bieżących) w ciągu miesiąca o niemal 48 proc., a ich udział w całkowitej sprzedaży detalicznej zwiększył się do 11,4 proc. z 7,3 proc. w październiku. Tak wysoki był wcześniej tylko w kwietniu, ale przy mniejszych obrotach.
Antyepidemiczne ograniczenia mobilności, które rząd wprowadził w październiku, a w listopadzie zaostrzył, znalazły odzwierciedlenie przede wszystkim w istotnym spadku sprzedaży odzieży i obuwia (o 21,9 proc. rok do roku w cenach stałych, po zniżce o 9,7 proc. w październiku), ale też paliw. Z drugiej strony dość odporna na restrykcje okazała się sprzedaż dóbr trwałego użytku. Popyt na meble oraz sprzęt AGD i RTV był w listopadzie w ujęciu realnym zaledwie o 0,6 proc. mniejszy niż przed rokiem. – Rynek pracy wciąż dość dobrze się trzyma, a konsumenci są otwarci na podejmowanie większych wydatków, co dobrze wróży konsumpcji w kolejnych miesiącach – zauważył Piotr Bielski, ekonomista z Santander Bank Polska.