Dach jest wciąż dziurawy

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym programie „Prosto z Parkietu” był Andrzej Halesiak, ekonomista, członek Towarzystwa Ekonomistów Polskich.

Publikacja: 16.10.2019 17:00

Dach jest wciąż dziurawy

Foto: parkiet.com

Krajobraz po wyborach jest  taki: PiS stracił większość w Senacie, w Sejmie ma tyle samo mandatów co przed czterema laty, ale wydaje się, że opozycja będzie mimo to silniejsza, choćby dlatego, że do Sejmu wróciła Lewica. Sami politycy PiS przyznają, że ta kadencja będzie trudniejsza niż mijająca. Jak w wymiarze gospodarczym może zmienić się polityka rządu?

To nowe rozdanie jest symptomatyczne. Można się zastanawiać, czy fala sukcesów wyborczych PiS została zatrzymana, czy doszło tylko do jednorazowej wpadki. Odpowiedź jest ważna w kontekście polityki gospodarczej. Za kilka miesięcy odbędą się wybory prezydenckie. Być może będzie to skłaniało rząd do pewnej ostrożności w działaniu, wystrzegania się decyzji, które stwarzają ryzyko, że prezydenturę odzyska opozycja.

Wyniki wyborów można interpretować tak, że polityka gospodarcza i społeczna PiS podoba się wyborcom, ale nie chcą jedynowładztwa, podkopywania całego porządku instytucjonalnego. Jeśli ta interpretacja jest celna, to ostrożność rządu przejawiałaby się rezygnacją np. z kontrowersyjnych zmian w sądownictwie, ale w sferze społecznej i gospodarczej mielibyśmy kontynuację.

Wierzę w istnienie czegoś, co James Surowiecki określił kiedyś jako mądrość tłumu. Jednym z wyrazów tej mądrości w Polsce są wyniki wyborów, które skutkują pewną rotacją rządzących obozów politycznych. W 2015 r. też było sporo wyborców, którzy mówili, że nie zagłosują już na PO, ponieważ ta partia już za długo rządzi. Ten sam fenomen może dotykać teraz PiS. Moim zdaniem to może prowadzić do bardziej konserwatywnej polityki gospodarczej. Nie wykluczam, że rząd wycofa się z kontrowersyjnego planu znacznego podwyższania płacy minimalnej.

Bo okazało się, że to nie przysparza PiS popularności?

Wręcz przeciwnie. Podwyżki płacy minimalnej w największym stopniu uderzyłyby w mikrofirmy, a z tego kręgu rekrutuje się duża część elektoratu. Niektórzy politycy PiS sądzą, że ta propozycja odebrała im głosy części wyborców.

Poza podwyższaniem płacy minimalnej PiS zapowiedział m.in. utrwalenie 13. emerytury, wprowadzenie 14. emerytury dla części świadczeniobiorców, zniesienie limitu składek na ZUS. Które z tych pomysłów będą pańskim zdaniem realizowane?

Z tych zapowiedzi wszystkie mogą być realizowane. Wydaje się, że koniunktura gospodarcza w samym 2020 r. nie powinna jeszcze być najgorsza – dopiero w 2021 r. będzie dużą niewiadomą. W przyszłym roku ciągle będzie jeszcze działała stymulacja fiskalna, związana choćby z rozszerzeniem 500+ na każde dziecko. Wskaźniki optymizmu gospodarstw domowych są na bardzo wysokim poziomie, coraz mniejsze są obawy o utratę pracy. Konsumpcja może być więc jeszcze przez jakiś czas motorem polskiej gospodarki. Mimo to mogę sobie wyobrazić wyhamowanie wzrostu PKB w 2021 r. poniżej 2 proc.

Ale w 2020 r. budżet będzie w kondycji pozwalającej na nowe wydatki?

Tak. Mamy wprawdzie do czynienia ze spowolnieniem w otoczeniu zewnętrznym, ale ono ma zupełnie inny charakter niż to z 2008–2009 r. Nie zanosi się na kryzys. Nastroje konsumentów nie tylko w Polsce są dobre, na całym świecie czują się oni dość pewnie. Największym zagrożeniem dla koniunktury na świecie jest obecnie w mojej ocenie cena ropy naftowej. Ostatnie wydarzenia pokazują, że gdyby na Bliskim Wschodzie doszło do poważnego konfliktu, ropa może gwałtownie podrożeć.

Czy Polska jest dobrze przygotowana na takie spowolnienie, jakiego spodziewa się pan w 2021 r.?

Tego nigdy nie wiadomo, dopóki spowolnienie nie przyjdzie. Przyrównuję polskie finanse publiczne do dziurawego dachu. Gdy świeci słońce, jest dobra koniunktura, to te dziury za bardzo nie przeszkadzają. Ale gdy zaczyna padać deszcz, ujawniają się niedogodności. Gdy patrzy się na ostatnie lata, może się wydawać, że wiele z dziur załataliśmy. Mamy na przykład lepszą ściągalność podatków. Obawiam się jednak, że jednocześnie stworzyliśmy nowe. Rozbudowanie bazy sztywnych wydatków publicznych w postaci transferów socjalnych to właśnie taka nowa dziura. Może się więc okazać, że ten dach nie jest wcale solidniejszą konstrukcją niż kilka lat temu. To, że w 2020 r. na papierze budżet ma być zbilansowany, mnie nie uspokaja.

Powiedział pan, że rząd może się wycofać z podwyżek płacy minimalnej. Czy to aby na pewno dobrze? Może pomysł nie jest zły?

Wydaje się, że to nie jest dobry czas na takie zmiany, choćby ze względu na spowolnienie gospodarcze. W Korei Południowej po dwóch latach dość agresywnych podwyżek płacy minimalnej rząd wycofał się z kolejnych takich ruchów, bo konsekwencje były niezgodne z oczekiwaniami, czyli negatywne. Zatrudnienie zaczęło maleć, co przekładało się na koniunkturę w gospodarce. U nas najbliższe lata mogą nie sprzyjać podejmowaniu takiego ryzyka. Po drugie, interpretuję ten pomysł jako próbę wypchnięcie pracowników z najmniej produktywnych miejsc pracy. Samo w sobie to nie byłoby złe. Biorąc pod uwagę to, że w związku z demografią mamy coraz mniejsze zasoby pracy, musimy je jak najlepiej wykorzystywać. Podnoszenie płacy minimalnej może do tego prowadzić dwiema drogami. Po pierwsze, mało wydajne biznesy będą upadały, uwalniając zasoby, które zostaną wykorzystane w bardziej produktywnej działalności. Po drugie, może wymusić modernizację firm, skłonić je do inwestycji w automatyzację, cyfryzację itp. Problem w tym, że aby te mechanizmy zadziałały, potrzeba dodatkowego czynnika: większej przewidywalności otoczenia podatkowo-regulacyjnego. W Polsce postrzegany poziom niepewności należy do najwyższych w UE.

Opublikowane we wtorek badania ankietowe NBP wśród firm sugerują, że znów za największą barierę rozwoju uważają one właśnie zmiany prawa i podatków, spychając na dalsze miejsce niedobór pracowników.

To bardzo utrudnia podejmowanie decyzji inwestycyjnych. Może dojść do tego, że z jednej strony będziemy próbowali popchnąć firmy ku modernizacji, a z drugiej strony stworzyliśmy im całą masę barier, które ten proces hamują. Otoczenie podatkowo-regulacyjne jest totalnie rozstrojone, co znów najbardziej odbija się na segmencie małych, lokalnych firm.

Jakich reform oczekiwałby pan od nowego rządu? Pytanie, co rząd chciałby osiągnąć... Jak to co? Dogonić Niemcy.

Mamy strategię odpowiedzialnego rozwoju, która dość szczegółowo opisuje konieczne zmiany. Ale w praktyce działania, które rząd podejmuje, często wzajemnie się znoszą. Powstają na potrzeby polityczne, a nie wpisują się w żadną spójną politykę społeczno-gospodarczą. W Polsce brakuje profesjonalnej, niezależnej od rządu instytucji, która nadawałaby kierunek tej polityce, weryfikowałaby pomysły pod kątem tego, czy służą celowi, do którego chcemy dążyć.

Gospodarka krajowa
Niepokojąca stagnacja w inwestycjach
Gospodarka krajowa
Ekonomiści obniżają prognozy PKB
Gospodarka krajowa
Sprzedaż detaliczna niższa od prognoz. GUS podał nowe dane
Gospodarka krajowa
Słaba koniunktura w przemyśle i budownictwie nie zatrzymała płac
Gospodarka krajowa
Długa lista korzyści z członkostwa w UE. Pieniądze to nie wszystko
Gospodarka krajowa
Firmy najbardziej boją się kosztów