W ramach przedłożonego Elektrobudowie projektu umowy instytucje zobowiązały się, że do lipca dadzą spółce oddech, m.in. nie postawią w stan natychmiastowej wymagalności żadnych kwot, nie rozpoczną egzekucji itp. Banki oczekują jednak w zamian dokapitalizowania spółki w drodze emisji akcji lub udzielenia pożyczek.

Szkopuł w tym, że Elektrobudowa – w odróżnieniu chociażby od Trakcji czy Mostostalu Warszawa – nie ma inwestora strategicznego gotowego wspierać ją finansowo. Ponad 70 proc. papierów należy do otwartych funduszy emerytalnych.

Pod koniec sierpnia ub.r. za sterami przedsiębiorstwa zasiadł Roman Przybył, wcześniej związany m.in. z Trakcją. Elektrobudowa pokazała głębokie straty po I półroczu, głównie z powodu odpisów związanych z kłopotami z kontraktem na budowę instalacji metatezy dla Orlenu. Nowy prezes liczył na szybkie zażegnanie konfliktu, ale ugoda wciąż nie została zawarta.

Na połowę kwietnia limit kredytowy Elektrobudowy w bankach wynosił 39,5 mln zł, a wykorzystanie 18,6 mln zł. Wartość wolnych limitów gwarancji bankowych i ubezpieczeniowych sięgała zaledwie 18 mln zł. Zarząd wskazuje, że przykręcenie kurka z pieniędzmi istotnie ogranicza możliwość budowy nowego portfela zamówień. Dlatego celem jest jak najszybsze ustalenie długoterminowych relacji z bankami – w ramach jednej umowy lub ustaleń indywidualnych. ar