Mundial Rosja 2018 Chorwacja-Francja. Chorwackie lwy nie chcą wracać do klatki

Już osiągnęli największy sukces w historii swojego futbolu. Ale nie mają dość. W niedzielę Chorwaci po raz pierwszy zagrają w finale mundialu. I jak przed dwoma laty Portugalczycy, spróbują zepsuć Francuzom zabawę.

Aktualizacja: 14.07.2018 18:15 Publikacja: 14.07.2018 09:37

Ivan Rakitić

Ivan Rakitić

Foto: AFP

– W meczu z Anglią byliśmy jak lwy wypuszczone z klatki. Tacy sami będziemy w finale – zapewnia Mari

– W meczu z Anglią byliśmy jak lwy wypuszczone z klatki. Tacy sami będziemy w finale – zapewnia Mario Mandżukić.

Archiwum

14 lipca Francja obchodzi swoje święto narodowe. W całym kraju odbywają się pokazy sztucznych ogni, na Polach Elizejskich w Paryżu maszerują defilady wojskowe. Miejsce, w którym tysiące Francuzów upamiętniają rocznicę zburzenia Bastylii i wybuchu Wielkiej Rewolucji, w niedzielę (i w dni kolejne) ma się zamienić w stolicę futbolu. Po 12 latach reprezentacja Trójkolorowych awansowała do finału mistrzostw świata. I podobnie jak podczas Euro 2016 na własnej ziemi będzie w nim faworytem.

GG Parkiet

Po drugiej stronie stoi jednak rywal groźny i nieprzewidywalny, złożony z piłkarzy występujących w nie gorszych klubach. Radzący sobie paradoksalnie lepiej z przeciwnikami silniejszymi, niezmordowany nawet koniecznością grania trzech dogrywek, urazami ani chorobą (Ivan Rakitić dzień przed półfinałem leżał w łóżku z 39-stopniową gorączką).

– Zamierzałem przeprowadzić zmiany, ale nikt nie chciał zejść. Musiałem ściągać ich z boiska niemal siłą – odpowiadał trener Chorwatów Zlatko Dalić na pytania o to, czy nie boi się, że jego zawodnicy do meczu z Francją przystąpią wycieńczeni (mając w nogach dodatkowe 90 minut, a w perspektywie jeden dzień odpoczynku mniej). W spotkaniu z Anglią selekcjoner wszystkich czterech zmian dokonał dopiero w dogrywce.

Nigdy się nie poddają

Chorwacja to pierwszy zespół, który dotarł do finału po trzech z rzędu dogrywkach. A teraz ma jeszcze szansę zostać najmłodszym i najmniejszym (pod względem powierzchni) krajem, który sięgnie po trofeum.

Od 1966 roku o złoto mundialu grało tylko osiem drużyn – same potęgi: Brazylia, Włochy, Niemcy, Holandia, Argentyna, Francja, Hiszpania i Anglia. Chorwaci, choć zawsze mieli utalentowanych graczy, w Rosji dopiero drugi raz wyszli z grupy. Mało brakowało, by w ogóle tam nie polecieli. Dopiero w ostatniej kolejce eliminacji zapewnili sobie przepustkę do barażu, pokonując 2:0 Ukrainę. To był pierwszy mecz pod wodzą Dalicia. Reprezentację przejął dwa dni wcześniej. Piłkarzom przedstawił się na lotnisku.

Od października ubiegłego roku Chorwaci ponieśli zaledwie dwie porażki – obie w sparingach (z Peru i Brazylią). Wygrali z Grecją, Meksykiem, Senegalem, a zwycięską serię kontynuowali już na mundialu, odprawiając kolejno Nigerię (2:0), Argentynę (3:0), Islandię (2:1), Danię (1:1; 3-2 po rzutach karnych), Rosję (2:2; 4-3 po karnych) i Anglię (2:1 po dogrywce).

– Gdy przejmowałem reprezentację, mówiłem, że nie będę uczył ich grać w piłkę, bo umieją to znakomicie. Wiedziałem, że jesteśmy narodem, który nigdy się nie poddaje, jest dumny i ma charakter, ale w Rosji moi zawodnicy pokazali jeszcze wielką siłę psychiczną, są mocniejsi ode mnie – podkreśla Dalić.

Wojenne pokolenie

Źródeł tej psychicznej siły trzeba szukać w trudnym, naznaczonym wojną dzieciństwie. Niemal każdy przeszedł przyspieszony kurs dojrzewania, niemal każdy stracił kogoś bliskiego.

Luce Modriciowi, który dziś jest twarzą chorwackiego sukcesu, Serbowie rozstrzelali dziadka. Rodzinny dom spalono. Kilkuletni Luka razem z rodzicami i siostrą uciekł z małej wioski do Zadaru. Wszyscy ukrywali się w hotelu, zmienionym na ośrodek dla uchodźców. Musieli sobie radzić bez wody, prądu i gazu. Przyszły gwiazdor Realu kopał piłkę na ulicach, na które spadały bomby. To tam, a nie w futbolowych akademiach, szlifował swoją bajeczną technikę.

Ojciec Mario Mandżukicia wywiózł rodzinę do Stuttgartu, Dejan Lovren wychował się w Monachium, Rakitić urodził się w Szwajcarii. Sam Dalić został wysłany na front. Przerwał karierę piłkarską, by bronić rodzinnego Livno. Dostarczał pożywienie walczącym kolegom. Szczegółów z życia chorwackich bohaterów poznajemy w ostatnich dniach mnóstwo.

Złota Piłka dla Modricia

Dziś wszyscy są milionerami. Daleko im wprawdzie do Francuzów, którzy przywieźli do Rosji najlepiej wycenianą drużynę (1,08 mld euro według portalu transfermarkt.de), a najdroższy z ich piłkarzy – Rakitić (50 mln) – jest wart ponad dwa razy mniej niż gwiazdor Trójkolorowych Kylian Mbappe (120 mln), ale tej różnicy na murawie w niedzielę widać nie będzie.

Grają przecież w tych samych klubach. Danijel Subasić broni w Monaco, Sime Vrsaljko wie, jak powstrzymać Antoine'a Griezmanna (obaj Atletico), Rakitić – jak przechytrzyć Samuela Umtitiego (obaj Barcelona), a Modrić zna mocne i słabe strony Raphaela Varane'a (obaj Real). Tymi, którzy jeszcze nie podpisali kontraktu życia, już interesują się silniejsi i bogatsi. Umiejętności Chorwatów zawsze były w cenie.

To nie przypadek, że w gronie kandydatów do zdetronizowania Cristiano Ronaldo i Leo Messiego w wyścigu po Złotą Piłkę jest dziś wymieniany nie żaden z Francuzów, ale właśnie Modrić. – W ogóle mnie to nie interesuje. Teraz liczy się tylko Puchar Świata. Z tak silnym rywalem jak Francja jeszcze się nie mierzyliśmy. Jeśli wygramy, wszyscy przefarbujemy włosy – zapowiada pomocnik Realu.

Premier śpiewa, prezydent tańczy

Ciekawe, co zrobią chorwaccy politycy? Dzień po zwycięstwie nad Anglią przyszli na posiedzenie rządu ubrani w koszulki w biało-czerwoną szachownicę. Premier i marszałek sejmu polecieli na mecz jednym samolotem z kibicami, intonując z nimi stadionowe przyśpiewki. A prezydent Kolinda Grabar-Kitarović, której w środę zabrakło na trybunach, w niedzielę na moskiewskich Łużnikach znów będzie przyciągać wszystkie spojrzenia. I może ponownie – jak po ćwierćfinale z Rosją – dostanie okazję, by ruszyć w szatni do tańca z piłkarzami.

Spotkanie z Francją ma dla całego narodu symboliczne znaczenie. 20 lat temu to właśnie Trójkolorowi zamknęli Chorwatom drogę do finału. – Pamiętam, jak cieszyliśmy się z gola Davora Sukera. Nie zdążyliśmy usiąść, a było już 1:1. Dwie bramki Liliana Thurama wspominamy do dziś. Teraz musimy zrobić coś więcej – zaznacza trener Dalić.

Mandżukić, który podobnie jak koledzy spełnił swoje dziecięce marzenie o grze na mundialu i strzelił bramkę na wagę awansu do finału, dodaje: – W meczu z Anglią byliśmy jak lwy wypuszczone z klatki. Tacy sami będziemy w finale.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych