Minister na ławce

Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek to nadal najdrożsi polscy piłkarze. Pierwszy został jednak skreślony w Neapolu, drugi jest rezerwowym w Hercie Berlin. Na ławce siedzi też Kamil Grosicki. Zimowe okno transferowe to dla całej trójki szansa na znalezienie klubów, w których będą się mogli przygotować do czerwcowych mistrzostw Europy.

Publikacja: 10.01.2021 05:00

Można odnieść wrażenie, że Arkadiusz Milik jest najbardziej rozchwytywanym polskim piłkarzem. Ale ża

Można odnieść wrażenie, że Arkadiusz Milik jest najbardziej rozchwytywanym polskim piłkarzem. Ale żadna konkretna oferta do Napoli jeszcze nie wpłynęła.

Foto: Shutterstock, Maciej Gillert

Kiedy w styczniu 2019 r. Krzysztof Piątek trafił do Milanu za 35 mln euro, wróżono mu karierę na miarę Roberta Lewandowskiego. Tyle nie kosztował żaden reprezentant Polski, żaden też nie miał takiego wejścia do wielkiej ligi.

Piątek pobił rekord należący do Arkadiusza Milika, który po udanym Euro we Francji przeszedł z Ajaksu Amsterdam do Napoli za 32 mln euro, a jego kariera nabrała zawrotnego tempa. Ledwie pół roku wcześniej Piątek biegał po boiskach Ekstraklasy (Cracovia), ale w Genoi zaaklimatyzował się błyskawicznie, już w pierwszym występie strzelił cztery gole w Pucharze Włoch, trafiał regularnie w Serie A i zadebiutował w kadrze.

Najlepszy rezerwowy

„Gazzetta dello Sport" pisała, że przybył napastnik, jakiego w Genui wcześniej nie widziano. A gdy został sprzedany do Milanu, „Corriere dello Sport" okrzyknęła go nowym ministrem od zdobywania bramek.

Piątek miał zastąpić byłego króla strzelców Serie A Gonzalo Higuaina, a jego początki w drużynie dawały nadzieję, że po Lewandowskim i Wojciechu Szczęsnym doczekamy się kolejnego zawodnika, który będzie ważną postacią w klubie z wielkimi tradycjami.

Z czasem Piątek grał jednak coraz mniej, nie pomagały mu ciągłe zmiany trenerów – podobnie jak w Genoi miał ich aż trzech. Na San Siro witał go Gennaro Gattuso, żegnał – Stefano Pioli. Kiedy do Mediolanu wrócił Zlatan Ibrahimović, Polak został sprzedany do Herthy i znów przeżył huśtawkę nastrojów. Juergen Klinsmann chciał zrobić z niego gwiazdę Bundesligi, ale już kilkanaście dni później podał się do dymisji. Sezon dokończyć miał jego asystent Alexander Nouri, jednak w trakcie pandemicznej przerwy zatrudniono Bruno Labbadię.

Piątek był najdroższym (24 mln euro) – obok francuskiego pomocnika Lucasa Tousarta – piłkarzem sprowadzonym przez Herthę, ale Labbadia cenił wyżej jego konkurentów. Do dziś Polak skuteczny jest jako zmiennik, to najlepszy rezerwowy w Bundeslidze.

Grając po kilkanaście minut, trudno jednak zbudować formę na zbliżające się Euro. Choć włoska prasa zdążyła już napisać o jego możliwym powrocie do Genoi, a każdy dzień przynosi coraz to nowe plotki na temat potencjalnych kupców, Piątek wciąż tkwi w Berlinie i oby nie podzielił losu Milika, który od pół roku sprzedawany jest do największych klubów Europy.

Oferty są, konkretów brak

Problem w tym, że transakcje te odbywają się tylko w wyobraźni dziennikarzy. Nic nie wyszło z głośnego transferu do Juventusu, bo Maurizio Sarriego na stanowisku trenera zastąpił Andrea Pirlo, fiaskiem zakończyła się również zapowiadana przeprowadzka do Romy. Polski napastnik odmówił przedłużenia kontraktu z Napoli (obowiązuje do czerwca), naraził się właścicielowi klubu Aurelio De Laurentiisowi i nie został zgłoszony do żadnych rozgrywek. Od kilku miesięcy jego aktywność ogranicza się wyłącznie do treningów.

Śledząc medialne doniesienia, można odnieść wrażenie, że Milik jest najbardziej rozchwytywanym polskim piłkarzem. Interesować się nim miały już Tottenham, Manchester United, RB Lipsk, Atletico Madryt i Inter Mediolan, a Kamil Glik zapraszał go do beniaminka z Benevento.

Ostatnio do grona potencjalnych kupców dołączyło Olympique Marsylia. Lazurowe Wybrzeże to dobre miejsce do gry i do życia. Od 2019 r. zespół trenuje Andre Villas-Boas, wychowanek Bobby'ego Robsona i Jose Mourinho. Po siedmiu latach Marsylia wróciła na francuskie podium. Jak w Neapolu, kibice oddychają tu futbolem. Najbardziej rozpoznawalnymi zawodnikami są doświadczony bramkarz Steve Mandanda oraz skrzydłowi Dimitri Payet i Florian Thauvin. Milik o miejsce w składzie walczyłby m.in. z Argentyńczykiem Dario Benedetto, który w ubiegłym sezonie strzelił 11 goli.

– Agent Milika negocjuje z różnymi klubami, ale żadna konkretna oferta jeszcze się nie pojawiła – przyznał dyrektor Napoli Cristiano Giuntoli w rozmowie z telewizją Sky Sports.

Trener Villas-Boas potwierdził, że zamierza pozyskać zimą wartościowego napastnika, ale zaznaczył, że Milik nie jest jedyną opcją. Dodał też, że w jego przypadku przeszkodą może być kwota, jakiej oczekują szefowie Napoli. Wcześniej nie chcieli słyszeć o ofertach poniżej 18 mln euro, teraz mówi się o 15 mln euro, ale to i tak dużo za gracza, który od lipca nie zanotował ani minuty w meczu, a za pół roku będzie do wzięcia za darmo.

Wartość Milika i Piątka spada, ale przez branżowy portal Transfermarkt nadal wyceniani są na odpowiednio 22 mln i 21,5 mln euro. Z Polaków wyżej są tylko Szczęsny (35 mln), Piotr Zieliński (40 mln) i Lewandowski (60 mln).

Piłkarz last minute

Zimowe okno transferowe w wielkich ligach zamyka się 1 lutego, ale z dokonywaniem transakcji lepiej nie zwlekać do ostatniej chwili. Wie o tym doskonale Kamil Grosicki.

Skrzydłowy reprezentacji Polski stał się obiektem żartów, bo już kilka razy starał się zmienić pracodawcę za pięć dwunasta. Kiedyś nie wypaliły transfery do Burnley, Bursasporu i Sportingu Lizbona. Jesienią chciał przejść do Nottingham Forest, ale formalności dopełniono 21 sekund po terminie. Odwołania nie przyniosły efektów. Musiał zostać w West Bromwich Albion, w przeciwieństwie do Milika nie został odsunięty od zespołu, ale od września zagrał ledwie dziesięć minut. Kolejną próbę podbicia Premier League może spisać na straty.

Sytuacji Grosickiego nie poprawiła zmiana trenera. Zwolnionego przed świętami Slavena Bilicia zastąpił Sam Allardyce, drużyna jak nie wygrywała, tak nie wygrywa, a nowy trener chyba postawił na nim krzyżyk, bo właśnie sprowadził innego skrzydłowego – doświadczonego Szkota Roberta Snodgrassa.

Grosicki na razie nie stracił zaufania selekcjonera Jerzego Brzęczka. W siedmiu z ośmiu jesiennych meczów reprezentacji wybiegał na boisko, w październikowym spotkaniu z Finlandią (5:1) pełnił nawet rolę kapitana i uzyskał hat tricka, ale trzeba pamiętać, że był to tylko sparing, z rywalem o wiele słabszym niż Anglicy, z którymi przyjdzie nam się bić o awans na przyszłoroczny mundial w Katarze, oraz Hiszpanie i Szwedzi, z którymi powalczymy o wyjście z grupy na Euro.

Dla Grosickiego, wycenianego na 1,5 mln euro, to mogą być ostatnie duże turnieje w karierze. W czerwcu skończy 33 lata. Jeszcze niedawno trudno było wyobrazić sobie bez niego kadrę, ale w wywiadach sam powtarza, że reprezentowanie kraju to nie hobby i na zgrupowania powinni przyjeżdżać wyłącznie piłkarze, którzy grają w klubach. Zdaje sobie sprawę, że za zasługi powoływany nie będzie.

W tle przewija się temat transferu do Legii, która już latem miała proponować Grosickiemu atrakcyjne zarobki. Na emeryturę w Polsce jest jednak raczej za wcześnie. Bardziej prawdopodobny wydaje się powrót na zaplecze Premier League. Wciąż chce go Nottingham Forest. Trzeba mieć nadzieję, że wszyscy wyciągnęli wnioski i tym razem obejdzie się bez nerwowego wyścigu z czasem.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych