Wiosenne ograniczenie aktywności gospodarczej i społeczna izolacja mocno uderzyły w sprzedaż kredytów. Jesienny „mały" lockdown nie przyniósł aż tak dużego załamania – wynika z danych Biura Informacji Kredytowej.
Wiosną było dużo gorzej
BIK sprawdziło, jak ograniczenie możliwości zakupowych, wynikające z zamknięcia galerii handlowych, oraz strach przed utratą lub zmniejszeniem dochodów wpłynęły na zainteresowanie Polaków kredytami bankowymi.
Dobrą miarą popytu są wnioski kierowane do BIK przez instytucje finansowe. Biuro porównało reakcję klientów w tygodniach, które nastąpiły po ogłoszeniu obostrzeń w Polsce. W tygodniu 9–15 marca liczba zapytań o kredyty gotówkowe spadła o 20 proc. rok do roku, w niemal takim samym stopniu spadł popyt w tygodniu 9–15 listopada, czyli w pierwszych dniach drugiego lockdownu. Jednak podobny spadek zanotowano w tym samym okresie w 2019 r. – Można więc stwierdzić, że w pierwszym tygodniu po ogłoszeniu obostrzeń nie widać istotnego załamania popytu na kredyty gotówkowe – mówi prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK.
Analiza kolejnych tygodni po wprowadzeniu obu lockdownów pokazuje, że klienci zachowali się różnie. Duży spadek popytu nastąpił w tygodniu 16–22 marca, wyniósł aż 37 proc. Podobny scenariusz nie nastąpił w drugim ani trzecim tygodniu listopada, objętymi obostrzeniami, czyli między odpowiednio 16. i 22. oraz 23. i 29. dniem tego miesiąca, gdy popyt spadł rok do roku po ponad 13 proc. – Zjawisko istotnego ograniczenia popytu na kredyty gotówkowe, z jakim mieliśmy do czynienia na początku pandemii, teraz nie wystąpiło. Może wiązać się to przede wszystkim z faktem, że w marcu była ogromna niepewność co do natury i skutków pandemii, również ekonomicznych, wpływających na gospodarstwa domowe. Zdecydowało o tym także to, że wiosenny lockdown był pełny, dotyczył wszystkich branż i był niespodziewany. Tymczasem listopadowy był bardziej selektywny i przewidywalny oraz został zapowiedziany – wyjaśnia Rogowski.