Giełdy pójdą w górę, ale umiarkowanie

W 2020 roku trudno liczyć na tak duże zwyżki, jakie zanotowała większość giełd w ubiegłym roku. Tendencja wzrostowa powinna jednak zostać utrzymana.

Aktualizacja: 04.01.2020 09:46 Publikacja: 04.01.2020 05:00

Foto: GG Parkiet

 

Próbując przewidywać rozwój sytuacji na rynkach finansowych w 2020 r. należy uwzględnić przede wszystkim trzy elementy. Pierwszym, mającym największą wagę, wydaje się koniunktura w globalnej gospodarce, drugim, będącym pochodną pierwszego, jawi się polityka pieniężna głównych banków centralnych świata, trzeci to zaś kwestie stricte polityczne, mogące negatywnie wpływać na gospodarkę, czyli amerykańsko-chiński konflikt handlowy oraz ułożenie relacji między Wielką Brytanią a Unią Europejską. Nie należy także zapominać o listopadowych wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Każdy z tych obszarów dostarcza sporej dawki niepewności, choć już końcówka ubiegłego roku wskazywała na rosnący optymizm inwestorów, a efekty dobrych nastrojów widać było zarówno na giełdach, jak i na rynku długu. Na jak długo tego optymizmu starczy i czy rzeczywistość go nie zweryfikuje, to obecnie pytania o zasadniczym znaczeniu. Wydaje się jednak, że nawet w przypadku pozytywnego scenariusza trudno liczyć na powtórzenie tak wysokich stóp zwrotu, jakimi cieszyli się inwestorzy na większości rynków w ubiegłym roku. Nawet przy założeniu, że 2020 r. indeksy będą kończyć na poziomach wyższych niż obecnie, należy się liczyć ze zmianami nastrojów i korektami, szczególnie na tych giełdach, które najmocniej szły w górę.

Wolniej, ale nie za bardzo

Najnowsze prognozy makroekonomiczne OECD nie są zbyt optymistyczne, ale też nie mogą być powodem większego niepokoju. Według nich światowa gospodarka w 2020 r. przyspieszy z 2,9 do 3 proc. i utrzyma to tempo w kolejnym roku. To wciąż dynamika najniższa od czasu kryzysu finansowego, ale też nie ma sygnałów dalszego pogarszania sytuacji. Osłabienie tempa wzrostu ma być widoczne we wszystkich największych gospodarkach, ale jego skala nie będzie znacząca. W przypadku strefy euro dynamika PKB przejściowo spadnie z 1,2 do 1,1 proc., w Stanach Zjednoczonych obniży się z 2,3 do 2 proc. Nieco większe spowolnienie wystąpi w Chinach (z 6,2 do 5,7 proc.) i w Japonii (z 1 do 0,6 proc.). Wojna handlowa i kształt umowy między Unią Europejską a Wielką Brytanią to kwestie mogące w znaczący sposób wpłynąć na gospodarczą rzeczywistość, stanowiąc jednocześnie zagrożenie, ale i szansę, w razie pomyślnego rozwiązania problemów.

Podobne wnioski płyną także z październikowego raportu MFW, określającego obecny stan jako fazę zsynchronizowanego spowolnienia. Prognozy zostały zrewidowane w dół, ale zakładają przyspieszenie globalnej gospodarki z 3 do 3,4 proc. w 2020 r. i 3,6 proc. w 2021 r., dla krajów zaś rozwijających się wzrost z 3,9 do 4,6 proc. MFW przewiduje także lekką poprawę w strefie euro z 1,2 do 1,4 proc. W Chinach tempo wzrostu spowolnić ma do 5,8 proc., a w Stanach Zjednoczonych do 2,1 proc. W przypadku obu tych mocarstw osłabienie ma się pogłębić także w 2021 r., odpowiednio do 5,5 i 1,6 proc.

Rozwój sytuacji pilnie śledzić będą banki centralne. Choć po dostosowawczym w przypadku EBC i wyprzedzającym w przypadku Fed, poluzowaniu polityki pieniężnej w ubiegłym roku, obie instytucje zapowiadają jej stabilizację, to jednak w razie pojawienia się niekorzystnych tendencji, z pewnością nie pozostaną bezczynne. Większe możliwości ma amerykańska Rezerwa Federalna, zaś w strefie euro, a w szczególności w Niemczech, możliwe byłoby uruchomienie bodźców fiskalnych, pobudzających słabnącą gospodarkę. W Chinach już od pewnego czasu można mówić zarówno o stymulacji monetarnej, jak i fiskalnej. Choć tamtejsze władze raczej pogodziły się już z tempem wzrostu poniżej 6 proc., to będą kontrolowały sytuację, odpowiednio reagując. W każdym razie obawy przed recesją zostały na razie oddalone i dopóki nie powrócą, nastroje na rynkach finansowych powinny być umiarkowanie optymistyczne.

Wybory i Wall Street

Jak zwykle źródłem emocji może być Donald Trump, walczący o reelekcję. I jak zwykle trudno przewidzieć, jak może reagować na przedwyborcze sondaże, które obecnie nie są jednoznaczne. Napięcie związane z wyborami w Stanach Zjednoczonych będzie rosło, a początek listopada z pewnością będzie bardzo gorący. Trudno też przewidzieć, jak na ostateczny werdykt zareagują rynki finansowe. Panuje dość powszechne przekonanie, że inwestorzy reelekcję Donalda Trumpa przyjęliby z zadowoleniem.

Wracając do kwestii rynkowych, jeśli chodzi o „niezniszczalną" Wall Street, dodatkowym problemem mogą być wyśrubowane wyceny akcji, czas trwania hossy, liczącej już 11 lat oraz skala zwyżki z ubiegłego roku. Te czynniki mogą przyczynić się do sprowokowania spadkowych korekt, ale raczej nie wystarczą do trwałej zmiany tendencji. Warto przy tym przypomnieć, że po niemal 30-proc. wzroście z 2013 r., S&P5 00 w kolejnym roku zyskał ponad 11 proc. Powtórka tego scenariusza wydaje się dość prawdopodobna, choć raczej przy mniejszej, sięgającej kilka procent, skali wzrostu nowojorskich indeksów. Podobnie może wyglądać sytuacja na głównych giełdach europejskich, choć tu trzeba wziąć pod uwagę ewentualne napięcia związane z negocjowaniem umów mających łączyć Unię Europejską z Wielką Brytanią. Należy jednak brać pod uwagę, że koniec roku na giełdach może stać pod znakiem dyskontowania tendencji makroekonomicznych w roku 2021 i następnych latach, pamiętając o niekorzystnych prognozach MFW dla Stanów Zjednoczonych i strefy euro.

Rozpoczynający się rok może być z kolei bardziej korzystny dla rynków wschodzących, zarówno ze względów fundamentalnych, jak i rynkowych. Prognozy dla gospodarek rozwijających się (z wyjątkiem Chin) są bardzo korzystne. Prognozy MFW dla tej grupy krajów zakładają wzrost dynamiki PKB z 3,9 do 4,6 proc. w 2020 r. i do 4,8 proc. w 2021 r. MSCI Emerging Markets, zwyżkujący w minionym roku o 17 proc. zostawał wyraźnie w tyle za indeksami giełd rozwiniętych, a jednocześnie daleko mu jeszcze do historycznych rekordów. Jest więc potencjał do kontynuacji tendencji wzrostowej.

W Warszawie nadzieja w PPK i OFE

Warszawski parkiet ewidentnie nie wykorzystał gospodarczego boomu z lat 2017–2018, a nasze główne indeksy traciły na wartości przez dwa lata z rzędu, z wyjątkiem sWIG80, który w minionym roku zyskał co prawda ponad 12 proc., ale to niewiele, w porównaniu z 28-proc. spadkiem w 2018 r. Tym bardziej trudno o optymizm, w sytuacji gdy polska gospodarka weszła w fazę spowolnienia tempa wzrostu, a tendencja ta będzie kontynuowana w latach 2020–2021. A jednak spora część analityków oczekuje, że czeka nas zdecydowanie lepszy rok i wydaje się być to całkiem realne. Już od pewnego czasu bowiem związki koniunktury gospodarczej z kondycją naszej giełdy są dość luźne, a dominujący wpływ na notowania mają inne czynniki.

Jednym z głównych jest brak kapitału, zarówno krajowego, jak i zagranicznego, gotowego zaangażować się w polskie akcje. Jest duża szansa, że w tym zakresie rozpoczynający się rok przyniesie pozytywną zmianę, głównie związaną z rozpoczęciem działalności PPK i przekształceniem OFE w „zwykłe" fundusze inwestycyjne (działające w formule IKE). Nawet jeśli skala napływu środków z tego tytułu nie będzie zbyt duża, to może być odczuwalna przede wszystkim na rynku małych i średnich spółek, charakteryzujących się niższą płynnością. Ponadto sama świadomość pojawienia się na rynku „systemowego" źródła popytu może skłonić większą grupę inwestorów do kupowania akcji. Trudno jednak na razie liczyć na zwiększone zainteresowanie giełdą ze strony inwestorów indywidualnych, których do powrotu na parkiet mógłby skłonić zdecydowany i trwały wzrost notowań. Aktywność kapitału zagranicznego będzie zależała przede wszystkim od nastawienia do rynków wschodzących. W każdym razie nie będą już negatywnie oddziaływać przetasowania w ramach globalnych indeksów, które miały miejsce w ubiegłym roku.

Jedną z konsekwencji trwającej od około dwóch lat spadkowej tendencji na naszym rynku, a jednocześnie istotnym czynnikiem przemawiającym za zwyżką notowań, jest niedowartościowanie akcji. Jej skala jest oczywiście zróżnicowana, zarówno w odniesieniu do poszczególnych spółek, jak i ich „agregatów", czyli indeksów. W przypadku WIG, czyli indeksu grupującego największą liczbę spółek, wskaźnik ceny do zysku na akcję, wynoszący nieco ponad 10, przyjmuje wartość znacząco poniżej wieloletnie średniej i znajduje się w pobliżu minimów z końca lat 2011 i 2018. Niżej był jedynie w apogeum globalnego kryzysu finansowego, na przełomie lat 2008–2009. Również wskaźnik cena do wartości księgowej z wartości nieco poniżej 1 sygnalizuje niedowartościowanie akcji. Niemal identyczny jest stopień niedowartościowania w segmencie najmniejszych firm, sporo mniejszy w przypadku indeksu średniaków, a najniższy w odniesieniu do spółek wchodzących w skład WIG20. Stan znaczącego niedowartościowania zwykle nie utrzymuje się dłużej niż kilkanaście miesięcy i jest uważany przez doświadczonych długoterminowych inwestorów za okazję do akumulowania akcji. Prawdopodobnie proces ten rozpoczął się już w przypadku najmniejszych spółek i można liczyć na jego kontynuację i rozszerzenie na pozostałe segmenty naszego rynku, być może już w tym roku.

Do kluczowych czynników mających wpływ na notowania akcji są oczywiście wyniki finansowe spółek. Pod tym względem obecny rok raczej nie przyniesie pozytywnego przełomu, zarówno ze względu na ogólny stan koniunktury w światowej i polskiej gospodarce, jak i z uwagi na specyficzne, rodzime czynniki dotyczące kluczowych branż. Oprócz widocznych już od pewnego czasu kłopotów firm przemysłowych, problemy z poprawą wyników mogą mieć banki oraz spółki energetyczne. W przypadku banków należy liczyć się nie tylko ze skutkami osłabienia gospodarczego, ale przede wszystkim z koniecznością tworzenia rezerw związanych z kredytami walutowymi. Spółki energetyczne będą pozostawały pod presją dążenia do ograniczenia wzrostu cen energii.

Ten splot czynników, choć z pewnością nie jest kompletny, pozwala się spodziewać kilkuprocentowego wzrostu indeksu największych spółek oraz w optymistycznym scenariuszu, sięgających kilkanaście procent zwyżek mWIG40 i sWIG80.

Surowce podążą za koniunkturą

Perspektywa spowolnienia w globalnej, a także w szczególności w chińskiej gospodarce, raczej niezbyt dobrze rokuje inwestycjom w surowce. W minionym roku CRB Index, zwyżkował o nieco ponad 9 proc., a więc dość skromnie, w porównaniu z indeksami giełdowymi. Od czterech lat porusza się w bok i wciąż znajduje się mocno poniżej poziomu z początku 2009 r., czyli z dna bessy. Miniony rok kończył z taką samą wartością jak w 2002 r. Trudno więc w najbliższym czasie spodziewać się przełomu. Jednocześnie rynek surowców jest na tyle duży i zróżnicowany, że nawet mimo słabej koniunktury można na nim znaleźć wiele okazji do osiągania zysków. W większości przypadków szukać ich należy raczej poza tymi, które mają szerokie zastosowanie w przemyśle, choć i tu bywają wyjątki. Do nich należy bez wątpienia pallad. Ubiegłoroczna gwiazda, której notowania poszły w górę o 55 proc., ma szansę kontynuować zwyżkę także w 2020 r., choć już raczej w skromniejszej skali. Analitycy Citigroup prognozują, że pallad może podrożeć do 2500 dolarów za uncję, a więc o 25 proc. W ślad za palladem może także pójść platyna, z potencjałem rzędu kilkunastu procent. Nie ma co liczyć natomiast na większy niż kilka procent wzrost notowań miedzi oraz pozostałych głównych metali przemysłowych, takich jak choćby aluminium. Choć fundamenty raczej nie sprzyjają wzrostom cen surowców energetycznych, to jednak szczególnie w przypadku ropy naftowej możliwe jest utrzymanie tendencji wzrostowej. O jej kontynuację z pewnością dbać będzie OPEC, ograniczając podaż surowca, podobnie jak w poprzednich latach. Jednak i w tym przypadku trudno się spodziewać zwyżki większej niż kilkanaście procent, choć należy pamiętać o możliwości wystąpienia napięć geopolitycznych, silnie wpływających na notowania.

Można się także spodziewać kontynuacji tendencji wzrostowej na rynku złota. Jej dynamika zależeć będzie od kondycji globalnej gospodarki i nasilenia różnego rodzaju obaw i niepokojów, także politycznych. Citigroup ocenia, że w perspektywie do 2021 r. notowania kruszcu mogą osiągnąć poziom nawet ponad 2000 dolarów za uncję. Taki scenariusz wydaje się jednak możliwy w przypadku zagrożenia recesją, w warunkach obniżania stóp procentowych przez Fed i osłabienia dolara.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty