Cały czas widać rozdźwięk pomiędzy tym, co robi USD, a jak zachowują się indeksy na Wall Street. Ten schemat pasuje do tzw. Trump-trade, czyli gry pod potencjalny powrót byłego prezydenta do Białego Domu po listopadowych wyborach prezydenckich. W takim układzie słabość złotego nie powinna aż tak dziwić. To nie tylko problem silnego dolara i tego, że FED może za chwilę mieć jeszcze mniejsze pole do cięć stóp (w latach 2025-26), ale i też ryzyka geopolitycznego dla naszego regionu, które może być znów wyceniane. Bo możliwe ruchy administracji Trumpa wobec przyszłości Ukrainy i tego, jak zakończyć obecny konflikt z Rosją, to wielka niewiadoma.
We wtorek rano za euro płaci się blisko 4,2950 zł, a za dolara prawie 3,9450 zł. Uwagę zwraca dzisiaj też słabość chińskich aktywów, co może dodatkowo rzutować na nastroje wokół rynków EM. Widać, że mija pierwsza faza ekscytacji skalą chińskiego stimulusa monetarnego (bo fiskalny nie zachwycił) i rynki będą teraz przyglądać się temu na ile te działania chińskich władz rzeczywiście zapobiegną problemom tamtejszej gospodarki, której perspektywy jeszcze nie tak dawno wyglądały źle. Dzisiaj o godz. 10:00 Główny Urząd Statystyczny opublikuje finalne dane o wrześniowej inflacji CPI, która w pierwszych szacunkach odbiła do 4,9 proc. r/r. Nie będą mieć one jednak większego znaczenia - rynek dalej oczekuje, że jakiekolwiek zmiany w polityce monetarnej zobaczymy nie wcześniej, niż po marcu 2025 r.
Wykres dzienny EURPLN
Wykres dzienny USDPLN
Jeżeli globalne tendencje - silny dolar i obawa przed Trumpem rzutująca na waluty CEE utrzymają się - to kolejne dni przyniosą dalsze osłabienie się polskiej waluty. EURPLN powróci w okolice szczytów przy 4,3250 sprzed tygodnia, a USDPLN wybije nowe w impulsie wzrostowym obserwowanym od końca września. Tu perspektywa ataku na barierę 4,00 w ciągu najbliższych tygodni staje się coraz bardziej realna.