Na stronie NBP próżno szukać jakichkolwiek informacji. Dowiemy się tam tylko, że NBP wpłacił do budżetu 7,4 mld złotych oraz „zwalcza skutki pandemii". Dlatego skok notowań par z PLN to rynkowe (w tym moje) domysły. Okoliczności na to nie wskazywały – rekordy na globalnych giełdach oznaczają raczej kierunek ku umocnieniu i tak też zaczęły się notowania, choć ich zmiany także nie były dynamiczne. Pusty kalendarz sprzyjał raczej spokojnej sesji. Wywiad z prezesem Glapińskim sugerującym obniżenie stóp w 2021 roku nie pozostawia jednak wątpliwości – NBP zamierza nadal być aktywnym.
Powstaje jednak pytanie, jaki jest sens tej strategii. Przypomnijmy, NBP realizuje politykę celu inflacyjnego, z którą kontrolowanie kursu jest z założenia sprzeczne. Nie da się jednocześnie kontrolować i kursu i inflacji – tak mówi nie tylko teoria, ale także praktyka (po prawdzie trudno kontroluje się choćby jedno z nich), więc interwencje walutowe po prostu do tego miksu nie pasują. Pierwszą interwencję jeszcze próbowałem tłumaczyć – Polska jest rynkiem rozwijającym się, a takie potrzebują rezerw na trudne czasy, zatem „taktyczne" kupno walut po dobrych cenach (okolice 4,40 za euro i 3,60 za dolara) można było po prostu nazwać sprytnym ruchem. Wczoraj jednak byliśmy w bezpiecznych odległościach od tych poziomów (4,48 i 3,66) a rynek walutowy niechętnie kopiował euforię widoczną na giełdach. Dlatego nawet pomijając niezgodność ze strategią celu inflacyjnego, wczorajszy ruch miał trochę niezrozumiały timing. Wreszcie, dokłada on kolejną warstwę zagadkowości do i tak mało transparentnej ostatnio (szczególnie w zakresie luzowania ilościowego) polityki pieniężnej.
Bardzo złym pomysłem jest dalsze obniżanie stóp procentowych, które niestety NBP poważnie rozważa. Oczywiście, ujemne stopy osłabiłyby złotego, ale próbę kontrolowania kursu i inflacji już skomentowałem wyżej. Efekt transmisji ceny pieniądza dla inwestycji w sektorze prywatnym będzie znikomy, a straty w potencjale gospodarczym wynikające z zaburzenia alokacji kapitału (m.in. w wyniku efektu awersji do straty) będą bardzo istotne, co doskonale widać we wszystkich obszarach prowadzących dotychczas taką politykę.
Wracając do złotego, pamiętajmy, że kluczowy wpływ na naszą walutę mają przepływy globalnego kapitału. Trudno nie nazwać globalnych wycen bańką spekulacyjną (nakręcaną przez Fed) i żeby nie okazało się, że w przypadku jej pęknięcia złoty straci dużo bardziej niż będzie chciał NBP, bo do globalnego mechanizmu dołoży się nieufność rynków.
Środowy poranek jest dość spokojny, choć złoty jest oczywiście sporo słabszy niż wczoraj. O 8:20 euro kosztuje 4,5447 złotego, dolar 3,6994 złotego, frank 4,1929 złotego, zaś funt 5,0119 złotego.