Proste, prawda? Inne wytłumaczenia są zbędne. Ignorowane są też sygnały płynące z samego Fedu, że obecnie nie ma nawet rozmowy o tym, kiedy będzie można zacząć dyskusję o ograniczaniu QE. No, ale przecież Fed zawsze może zmienić zdanie, więc czemu mamy wierzyć aktualnym deklaracjom, skoro rentowności rosną? Gospodarka wychodzi z pandemii, proces szczepień trwa, a szybszy wzrost gospodarczy da pole manewru dla normalizacji polityki pieniężnej. Problem w tym, że wzrost rentowności, spadki indeksów i umocnienie dolara wystąpiły zarówno po wyśmienitych danych o sprzedaży detalicznej, jak i niepokojącym wzroście liczby wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Coś tu jednak nie pasuje.

Czasami warto się zastanowić, czy aby na pewno jest sens w szukaniu ambitnych uzasadnień zmian rynkowych. Jak to jest, że w przypadku np. rynku akcji spadki da się przypisać realizacji zysków po fali wzrostowej, ale już na innych rynkach (np. długu) trzeba się doszukiwać skomplikowanych zależności? Czemu nie możemy przyjąć, że i pośród posiadaczy obligacji może pojawić się decyzja, by zrealizować zyski po zwyżkach cen i zacząć szukać nowych okazji na innych rynkach? Co, jeśli na przykład władze Chin uznałyby, że rosnące zadłużenie USA stanowi ryzyko dla spadku cen obligacji i nastąpił moment dywersyfikacji rezerw? Taka decyzja nie miałaby żadnego bezpośredniego związku z danymi makro i polityką Fedu. Albo co, jeśli japońskie fundusze emerytalne spieniężają inwestycje na rynku długu USA i kierują kapitał na inne, teoretycznie mniej wykupione rynki? Wówczas dolar może nawet tracić, gdyż wycofanie pieniędzy z USA oznacza sprzedaż waluty.

Powyższe przykłady wymagają jednak dodatkowych danych dla potwierdzenia i póki takowych nie ma, zrozumiałe jest, że takie wytłumaczenie zmian rentowności nie zyska popularności. Gdy jednak nie ma pewności, co zainicjowało ruch rentowności, szybko przyjmuje się powód, którego rynek się najbardziej obawia – że zmiana polityki Fedu zakończy hossę na Wall Street i trend spadkowy dolara. Nawet jeśli można przytoczyć równie dużo argumentów, które takiemu rozumowaniu przeczą. ¶