Niecały rok temu producenci ropy byli w nieciekawym położeniu – ceny ropy bardzo spadły wobec załamania popytu wywołanego restrykcjami. Od tego czasu sytuacja uległa daleko idącej poprawie, co sprawiło, że ceny ropy są obecnie w okolicach poziomów sprzed pandemii. Wpływ na to ma sam kartel OPEC, który mocno ograniczył produkcję i wydawało się, że wobec powrotu popytu może nieco tę produkcję zwiększać. Tak się jednak nie stało. Na wczorajszym posiedzeniu niemal wszystkie cięcia zostały utrzymane. Produkcję zwiększy jedynie Rosja (nie należąca do OPEC, ale blisko z nim współpracująca), ale będzie to wzrost symboliczny. To przełożyło się na dalsze wzrosty cen. Rosnące ceny ropy to oczywiście czynnik, który zaprósza inflację – jeden z wielu, ale rynki są każdy taki sygnał bardzo wyczulone.
Do tego wczoraj prezes Fed nie powiedział nic nowego. Inwestorzy mieli nadzieję, że widząc spadki na Wall Street Powell przynajmniej stanowczo skrytykuje wzrost rentowności, ale tak się nie stało. Czyżby był to pierwszy sygnał białej flagi ze strony Fed? Temu należy przypisać mocne spadki na Nasdaqu (indeks jest najniżej od 10 grudnia, a dodatkowo wyrysowała się silna struktura overbalance, paradoksalnie wręcz od strony technicznej jest to miejsce mogące sprzyjać odbiciu) i dalsze wyraźne umocnienie dolara, które zaczyna być coraz bardziej widoczne także na rynku złotego.
Dziś raport NFP. Dotychczas opublikowane dane z rynku pracy za luty były słabe, co nie wróży najlepiej także dzisiejszej publikacji (14:30), choć pamiętajmy, że raport potrafi zaskakiwać. Rynki wolałyby chyba... słaby raport, który zmniejszyłby presję na wzrost rentowności. O 7:40 euro kosztuje 4,5678 złotego, dolar 3,8202 złotego, frank 4,1108 złotego, zaś funt 5,3030 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB