Akcje Telekomunikacji Polskiej potaniały wczoraj do 14,99 zł po tym, jak opublikowała wyniki półroczne, zapowiedziała słabą drugą połowę roku, wycofała się z zamiaru wypłaty dodatkowej dywidendy, a za to nie wykluczyła wzrostu nakładów inwestycyjnych i modyfikacji strategii. Ostatecznie za jeden walor płacono na zamknięciu sesji 15,04 zł, o 5,41 proc. mniej niż we wtorek.
[srodtytul]Spadek może być większy [/srodtytul]
Inwestorzy nie zwrócili specjalnej uwagi, że półroczny zysk netto grupy TP wyniósł 702 mln zł i był o 5,4 proc. wyższy, niż wynikałoby ze średnich prognoz maklerów ankietowanych przez „Parkiet”. – W ujęciu kwartalnym wyniki grupy TP wykazują większe odchylenie od prognoz analityków. To potwierdzenie, że przed spółką bardzo trudny czas.
Patrząc tylko na wyniki II kwartału widać o 10 proc. mniejszy, niż oczekiwany wynik operacyjny. Zła wiadomość to ewidentne osłabienie segmentu telefonii stacjonarnej, które moim zdaniem wynika z silniejszego niż spodziewany spadku przychodów z połączeń z telefonu stacjonarnego na komórki (tzw. F2M – red.). Myślę, że w kolejnych kwartałach możemy otrzeć się o dwucyfrowy spadek przychodów grupy – mówił Paweł Puchalski, analityk DM BZ WBK. Pytany o to prezes TP Maciej Witucki tłumaczył, że trudno przewidzieć ruchy konkurencji. Według niego, przychody spadną co najmniej o tyle, ile w pierwszej połowie roku, czyli o 6 proc.
W II kwartale przychody grupy TP skurczyły się w porównaniu z analogicznym okresem przed rokiem o 7,41 proc., do 4,18 mld zł, wynik operacyjny spadł o 49,2 proc., do 500 mln zł, a wynik netto o 46,4 proc., do 374 mln zł. Puchalski wskazywał, że 40 mln zł dodatkowego zysku grupa wypracowała na specjalnych transakcjach hedgingowych i nie wiadomo, czy uda się je powtórzyć.