To bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę, że w pierwszym półroczu bieżącego roku kina tej grupy w Polsce sprzedały 7,6 mln biletów. Statystycznie rzecz biorąc, oznacza to, że w każdym tygodniu sprzedawało się 292 tys. wejściówek na seanse w Cinema City i IMaksach, czyli niewiele więcej niż w niedzielę 10 października.
Nisan Cohen, zastępca dyrektora finansowego CCI, uważa, że niedzielny wynik pokazuje popularność i sympatię widzów dla Cinema City, które tego dnia świętowało 10. urodziny.
Sympatia sympatią, ale tym, co tego dnia przyciągnęło widzów do multipleksów Cinema City, była dużo niższa niż zwykle cena. Bilety kosztowały bowiem 10 zł na film w technologii tradycyjnej i 15 zł na seanse 3D.
Szczególnie dla warszawiaków, przyzwyczajonych do zgoła innych stawek (27 zł i 35 zł), była to nie lada okazja. Czy promocja pozwoliła kinu zarobić więcej niż w zwykłą niedzielę? Czy jej wyniki nie wskazują, że aby frekwencja w kinach się poprawiła, ceny powinny jednak spaść? Czy to by się operatorom opłacało? Menedżer CCI mówi jedynie: – W codziennej działalności kształtujemy naszą politykę cenową na podstawie analiz lokalnych rynków, na których jesteśmy obecni.
Piotr Zygo, prezes Multikina, nie zgadza się, że obniżka cen przyczyniłaby się do wzrostu frekwencji w kinach. – Elastyczność cenowa na tym rynku jest niewielka. Oczywiście nie wykluczamy organizowania czasowych promocji – mówi. Tomasz Jagiełło, szef Heliosa (grupa Agory), ocenia, że wynik Cinema City należy wiązać ze skłonnością Polaków do korzystania z promocji. – Czy jeśli obniżymy o połowę ceny, to do kin przyjdzie dwa razy więcej ludzi? Nie wierzę – mówi. Operatorzy podkreślają też, że ceną biletu dzielą się z dystrybutorem filmu.