Notowania kontraktów na gatunek WTI po dramatycznym skoku do 130 USD za baryłkę w pierwszych dniach po rozpoczęciu rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie, później gwałtownie skorygowały się do ok. 95 USD za baryłkę.

Jeśli wierzyć modelowi opracowanemu przez Deutsche Bank, uzasadniony fundamentalnie (przez wartość dolara oraz globalny wskaźnik PMI) poziom cen to... 61 USD. Z tego punktu widzenia istnieje więc ciągle spory potencjał do korygowania się notowań ropy, aczkolwiek trudny do przewidzenia rozwój wydarzeń w Ukrainie stanowi tu zasadniczy czynnik ryzyka.

Normalizacja cen ropy, choć z jednej strony zaszkodziła np. notowaniom złota na zasadzie silnej korelacji obserwowanej w ostatnich tygodniach, to pozwoliła na złapanie oddechu przez rynki akcji. Trzeba przyznać, że po dotychczasowej tegorocznej korekcie, która sprowadziła S&P 500 do poziomu najniższego od prawie dziesięciu miesięcy, w cenach akcji w dużo większym stopniu wycenione są czynniki ryzyka (zacieśnienie polityki monetarnej, ryzyko spowolnienia), które wcześniej zdawały się być bagatelizowane. Obrazuje to chociażby najnowszy sondaż Bank of America, w którym deklarowane zaangażowanie funduszy w akcje runęło do poziomu najniższego od połowy 2020 r. Ciągle nie jest to jeszcze pułap tak niski, by zdaniem strategów BofA należało „zamknąć oczy i w ciemno kupować akcje".