W ostatnich dniach na rynkach panuje bardzo duża zmienność. Jest sporo nerwów, natomiast patrząc na stopy zwrotu, to nie są one jakieś oszałamiające. Przykładem może być złoto, które licząc od środowego zamknięcia notowań do poniedziałku, było jedynie na symbolicznym plusie. Rodzi się więc pytanie, czy spełniło ono faktycznie rolę bezpiecznej przystani?
Wszystko zależy od horyzontu czasu. Wciąż niestety bowiem mamy do czynienia z niespokojną sytuacją. Powoli dociera do inwestorów to, w jaki sposób wojna na Ukrainie może zmienić globalne rynki czy też sytuację geopolityczną na świecie. Sama czwartkowa sesja pokazała, w którą stronę inwestorzy uciekają, kiedy na rynkach panuje strach. Zyskiwało złoto, waluty uznawane za bezpieczne przystanie, a z drugiej strony mieliśmy odpływ gotówki z rynków akcji. Strach jednak obserwowaliśmy głównie podczas czwartkowej sesji. Wtedy tych znaków zapytania było najwięcej. Trochę można to porównać do pierwszego uderzenia pandemii. Wtedy też wielka niewiadoma stymulowała ucieczkę w stronę bezpiecznych przystani.
Rozpoczął się marzec. W normalnych warunkach żylibyśmy zbliżającym się posiedzeniem Rezerwy Federalnej, które jest również ważne dla rynku metali szlachetnych. Teraz ten temat zejdzie na dalszy plan? Nie będzie miał aż tak dużego wpływu na rynki?
Oczywiście sytuacja dotycząca Ukrainy pozostaje w centrum uwagi rozważań na temat rynków finansowych. To będzie też temat, który będzie miał wpływ również w dłuższym terminie. Tak naprawdę dopiero za kilka tygodni może się okazać, które aktywa faktycznie będą bezpiecznymi przystaniami. Wydaje mi się jednak, że w kontekście złota również i Fed będzie miał istotne znaczenie rynkowe. Wraz ze zbliżaniem się posiedzenia Rezerwy Federalnej inwestorzy będą poświęcać mu więcej uwagi. W marcu możemy więc mieć kombinację tych dwóch czynników.