Początkowo w 2017 r. hossa surowcowa miała zostać wywołana przez huczne zapowiedzi Donalda Trumpa odnośnie do wprowadzenia programu stymulacji fiskalnej i rozbudowy infrastruktury w USA. Jak wiemy, z tych planów nic nie wyszło, jednak surowce radzą sobie bardzo dobrze.
Oprócz ogólnoświatowego ożywienia gospodarczego, z którym mamy obecnie do czynienia, na co wskazuje chociażby globalny wskaźnik PMI dla przemysłu, który znalazł się na najwyższym poziomie od maja 2011 r., ceny surowców podbija również widmo konfliktu na Półwyspie Koreańskim.
Od początku 2017 r. srebro wzrosło o 12,4 proc., złoto podrożało o 16,3 proc., nikiel wzrósł o 21,9 proc., cynk o 25,6 proc., aluminium o 26 proc., miedź o 26,5 proc., a pallad o 43,6 proc.
Zwyżka cen surowców wskazuje na to, że jesteśmy w fazie ożywienia gospodarczego, a tu – zgodnie z teorią cykli koniunkturalnych – najlepsze inwestycje to akcji oraz obligacje nieskarbowe. Następnie powinien przyjść okres boomu, gdzie również powinny drożeć akcje i coraz atrakcyjniejsze będą stawać się obligacje indeksowane inflacją. Powinien rozpocząć się także globalny (nie tylko Fedu) cykl podwyżek stóp procentowych prowadzący do spowolnienia. Jednak jest to jeszcze perspektywa dwóch–trzech lat.