Poniedziałkowa decyzja OPEC+ o braku zmian w porozumieniu naftowym wstrząsnęła cenami ropy naftowej na początku bieżącego tygodnia. W rezultacie, notowania tego surowca dotarły do najwyższych poziomów od kilku lat, a w mediach zaczęły pojawiać się sugestie, że ceny ropy naftowej mogą dotrzeć nawet do 90 USD lub 100 USD za baryłkę.
Niemniej, o ile te scenariusze przyciągają uwagę, to niekoniecznie muszą się zrealizować. O ile obecna sytuacja na rynkach surowców energetycznych jest napięta, to działania OPEC+ sugerują, że sam rozszerzony kartel raczej nie spodziewa się, że ropy naftowej na świecie zabraknie. Jak podają kolejne źródła, brak podwyższenia limitów produkcji ropy naftowej w krajach OPEC+ świadczy o tym, że instytucja ta obawia się wpływu kolejnej fali pandemii na globalny popyt na ropę.
Spadkom cen ropy naftowej sprzyjały także dane dotyczące wzrostu zapasów ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych. Wczoraj Departament Energii podał, że w poprzednim tygodniu zapasy ropy naftowej w USA zwyżkowały o 2,3 mln baryłek, podczas gdy oczekiwano ich zniżki o około 400 tys. baryłek. Wzrosły również (i to wyraźnie) zapasy benzyny w USA, natomiast zapasy destylatów spadły, ale o mniej niż oczekiwano. Te dane na nowo rozbudziły obawy o osłabianie się popytu na ropę naftową i paliwa.
Notowania ropy naftowej WTI – dane dzienne
Faktycznie, wysokie ceny paliw prawdopodobnie zaczynają skłaniać wielu konsumentów do wstrzymywania się z ich zakupem, jeśli to tylko możliwe. O ile OPEC+ korzysta na wyższych cenach ropy naftowej (iracki minister ds. ropy naftowej ocenił, że ceny rzędu 75-80 USD za baryłkę nadal są fair dla konsumentów), to kraje importujące ten surowiec wyraźnie odczuwają zwyżkę cen. Zresztą, ograniczenie popytu na paliwa w obliczu wysokich cen nie byłoby żadną nowością, ponieważ taki efekt miał miejsce już w lipcu bieżącego roku.