Jak to możliwe, że jeszcze kilka lat temu eksportowaliśmy węgiel w ilościach dochodzących do 20 mln ton rocznie, a od 2008 r. jesteśmy jego importerem netto, czyli przywozimy go z zagranicy więcej, niż wywozimy? Wszak od kilku lat nie zamknięto u nas żadnej z kopalń ani też nie nastąpiła żadna katastrofa załamująca produkcję.
W 2008 r. przyjechało do Polski 10,1 mln ton węgla, a za granicę wysłaliśmy ok. 6,5 mln ton. Był to pierwszy rok, gdy Polska zaimportowała więcej surowca, niż wyeksportowała. W 2009 r. nie było lepiej. Mimo nadprodukcji węgla w kraju za granicą kupiliśmy znów ponad 10 mln ton węgla, sprzedając go do innych krajów ok. 7 mln ton. I choć prognozy eksportowe na ten rok są nieco lepsze, to nie ma już szans, by Polska znów stała się eksporterem węgla netto. A powodów jest kilka.
[srodtytul]Kto zawinił?[/srodtytul]
W 2008 r. zapotrzebowanie rosło, a kopalnie nie nadążały z wydobyciem. Skutek? - Resort gospodarki przypisał większy import mniejszej produkcji krajowej w 2008 roku, i to jest prawda - mówi Zbigniew Paprotny, wiceprezes Kompanii Węglowej. - Tylko należałoby zadać sobie pytanie, dlaczego ta produkcja była niższa. Jednym z powodów jest wieloletnia restrukturyzacja branży, w rezultacie której wszystkie spółki od lat zmniejszają wydobycie węgla. Efekt? Gdy zapotrzebowanie na surowiec wzrosło, nie były w stanie go pokryć, bo zwiększenie produkcji to proces długotrwały.
W 2008 r. kopalnie nie nadążały z produkcją paliwa, zwłaszcza koksującego, bazy do produkcji stali. Z powodu niedoborów tego produktu w Jastrzębskiej Spółce Węglowej (największy w UE producent węgla koksowego) Mittal w obawie przed brakiem surowca zakontraktował go sporo m.in. w USA.