Jedną z przyczyn była niepewność inwestycyjna, która rosła wraz z publikacją kolejnych wersji projektu ustawy o odnawialnych źródłach energii. – Inwestorzy nie mieli pewności, w jakim systemie wsparcia ukończą inwestycje. Coraz trudniej było też uzyskać finansowanie bankowe – tłumaczy Arkadiusz Sekściński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW).
Jego zdaniem dla inwestorów cały czas dużym wyzwaniem jest słabo zmodernizowana sieć energetyczna i dostępność przyłączeń dla nowych źródeł OZE. Z tego powodu z planów realizacji projektów w naszym kraju rezygnują nie tylko międzynarodowe firmy działające w branży OZE, ale też lokalni inwestorzy.
Ten rok również nie będzie należał do rekordowych. Co prawda według szacunków PSEW na ten rok zaplanowano budowę około 500–600 MW w wietrze, bo wiele firm (m.in. PGE, RWE, Enea) planuje przyspieszyć realizację zaawansowanych projektów. Jednak jak sygnalizuje PSEW, część z planowanych farm, zwłaszcza tych z terminem zakończenia w III i IV kwartale, jest narażona na dodatkowe ryzyko opóźnień w realizacji. Ci inwestorzy mogą nie zdążyć z wyprodukowaniem energii ze stawianych dziś turbin przed końcem grudnia tego roku. A to jest warunek konieczny, by dostały wsparcie na dotychczasowych zasadach (jeden zielony certyfikat za każdą wyprodukowaną ekologicznie megawatogodzinę).
Na ryzyko wystąpienia zdarzeń losowych zwracał uwagę m.in. Zbigniew Prokopowicz, prezes inwestującej w farmy Polenergii. Postulaty branży dotyczące wydłużenia co najmniej do końca I kwartału 2016 r. okresu przejściowego dla obowiązywania zielonych certyfikatów nie zostały wprowadzone do projektu ustawy o OZE. Bez niego branża przewiduje wystąpienie luki inwestycyjnej aż do momentu ogłoszenia warunków pierwszej aukcji na zieloną energię.