W tym aspekcie wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski zapowiedział już kilka tygodni temu rozpoczęcie prac z resortem finansów nad wprowadzeniem opłaty klimatycznej dla węgla importowanego spoza Unii. Sygnalizował jednak wtedy, że wprowadzenie ceł może spotkać się ze sprzeciwem Brukseli.
Najprawdopodobniej jednak te prace utknęły w ślepym zaułku. Jak mówią dziś przedstawiciele Ministerstwa Energii, handel węglem odbywa się na zasadach wolnorynkowych, a Polska nie może wprowadzać innych ograniczeń w zakresie importu niż wynikające z prawa unijnego.
– W oparciu o obowiązujące przepisy możliwe jest przeprowadzenie, wyłącznie na wniosek przedsiębiorców, postępowań antydumpingowych, antysubsydyjnych oraz chroniących przed nadmiernym przywozem – wskazuje Mariusz Kozłowski z biura prasowego resortu.
I tu pojawiają się schody. Bo o ile nasi producenci węgla taki wniosek chętnie by sformułowali. o tyle w nieoficjalnych rozmowach część z nich przyznaje, że czeka na administracyjne środki ograniczające import. Tu przesłanką do podjęcia takich działań antydumpingowych – oprócz ceny – jest również wykazanie, że przemysł wspólnotowy ponosi szkodę. – Polska w ramach dyskusji dotyczącej embarga na produkty pochodzące z Federacji Rosyjskiej wielokrotnie podnosiła konieczność ograniczenia importu węgla. Jednak wniosek ten nie uzyskiwał jak dotąd poparcia – przyznaje bez ogródek Kozłowski. Jak zaznacza, na razie tylko nasz kraj był zainteresowany wprowadzeniem takich mechanizmów.
Jednak Adam Gorszanów, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla, twierdzi, że nie wyczerpano jeszcze wszystkich dostępnych możliwości służących poprawie konkurencyjności naszego górnictwa. – Izba zgłosiła pewne pomysły, by chronić nasz rynek węgla, który jest w trudnej sytuacji. Chodzi m.in. o wprowadzenie do prawa zamówień publicznych preferencji dla produkowanego w UE węgla, a także powiązanie regulacji związanych z wykorzystaniem darmowych uprawnień dla energetyki i ciepłownictwa z wykorzystywaniem krajowego surowca – wskazuje Gorszanów.