Jak podała spółka, jej skonsolidowany zysk operacyjny powiększony o amortyzację (EBITDA) wyniesie po sześciu miesiącach około 3,1 mld zł. Z kolei zysk netto przypadający akcjonariuszom jednostki dominującej sięgnie 0,5 mld zł. Dla porównania w analogicznym okresie ub.r. powtarzalny wynik EBITDA oscylował w granicach 3,8 mld zł, a ten raportowany sięgał 4,3 mld zł. Powtarzalny zysk netto, będący podstawą do wypłaty dywidendy dla akcjonariuszy, w I półroczu 2015 r. sięgał zaś 1,7 mld zł. Raportowana strata, wynikająca z dużego odpisu wartości elektrowni konwencjonalnych, wynosiła wtedy ponad 5 mld zł.
Tegoroczne wyniki półrocza też są pod wpływem zdarzeń jednorazowych. Z jednej strony wynik EBITDA powiększą przychody z tytułu przedterminowego rozwiązania umów długoterminowych sprzedaży mocy i energii elektrycznej, tzw. rekompensaty KDT, w wysokości 401 mln zł, w tym 148 mln zł z tytułu rozstrzygniętych sporów. Z drugiej jednak strony na rezultaty PGE ujemnie wpłynie przeszacowanie wartości bilansowej zapasów praw majątkowych w PGE GiEK Oddział ZEDO w kwocie 118 mln zł.
Nie należy też zapominać o dokonanym odpisie w segmencie energetyki odnawialnej w wysokości 0,8 mld zł, który zmniejszy raportowany zysk netto o 0,7 mld zł.
– Oczyszczone z wydarzeń jednorazowych wyniki na poziomie EBITDA są o 8 proc. słabsze, niż oczekiwaliśmy – zaznacza Tomasz Duda, analityk Erste Securities. Jego zdaniem tendencje widoczne w wynikach operacyjnych I półrocza utrzymają się także w kolejnych kwartałach. – Co prawda widać, że spadek wolumenów produkcji jest mniejszy w II kwartale niż na początku roku, to jednak będziemy rewidować nasze całoroczne prognozy finansowe dla spółki. Widać bowiem, że oczekiwania rynku co do PGE są wygórowane – twierdzi Duda.
Paweł Puchalski z DM BZ WBK ocenia półroczne wyniki PGE jako bardzo słabe. Powodem są zarówno zdarzenia jednorazowe pogarszające zysk netto, jak i słabość operacyjna segmentu wytwarzania. – W tej sytuacji widzę ryzyko, że całoroczne wyniki spółki mogą być istotnie poniżej tzw. rynkowego konsensusu. A to stawiałoby pod znakiem zapytania poziom przyszłorocznej dywidendy – twierdzi Puchalski.