W tym czasie – ze względu na osunięcie się ziemi w tamtejszej kopalni odkrywkowej węgla brunatnego – siłownia może pracować ze zmniejszoną do około 500 MW mocą. To około jednej trzeciej pełnej wydajności Elektorwni w Turowie, ale mniej więcej tyle zamawia operator systemu, czyli Polskie Sieci Elektroenergetyczne z siłowni Polskiej Grupy Energetycznej.

Sytuacja po wypadku, który zdarzył się w końcówce września, wydawała się opanowana, kiedy pod koniec ubiegłego tygodnia Turów dostarczał do systemu ok. 900 MW. Jednak od weekendu w komunikatach pojawiają się informacje o nieplanowanych wyłączeniach poszczególnych bloków tej elektrowni.

Dziś jest kilka scenariuszy powrotu do standardowej mocy (przy czym Turów nie pracował nawet przed wypadkiem w kopalni pełną parą, ale na obrotach rzędu 70–75 proc.). Ten najmniej optymistyczny – jak się dowiedzieliśmy – zakłada przywrócenie normalnej pracy elektrowni po kilku miesiącach. Niewykluczone, że wpływ na harmonogram będzie miało szacowanie strat w kopalni.

Po wypadku Paweł Puchalski z Domu Maklerskiego BZ WBK podał w swojej analizie, że nakłady na odtworzenie i modernizację kopalni sięgną w średnim okresie około 50 mln zł, a utracona EBITDA to rząd 15–20 mln zł miesięcznie.

Jak poinformowała spółka PGE GiEK, osuwisko nie wpłynęło na plany inwestycyjne spółki związane z budową nowego bloku na węgiel brunatny o mocy około 460 MW. AWK