Z drugiej strony w uzasadnieniu do ustawy o PPK była mowa o partycypacji na poziomie 75–80 proc. A biorąc pod uwagę to, że pracownicy są do tego programu automatycznie zapisywani i muszą się pofatygować, żeby się wypisać, partycypację na poziomie 60 proc. można uznać za rozczarowującą.
Partycypacja, o której była mowa w uzasadnieniu, to jest długoterminowy cel. Jest kilka powodów, aby sądzić, że z początku będzie ona niższa. Po pierwsze, prawdopodobnie jeszcze nie wszyscy zdają sobie sprawę z ogromnych korzyści, jakie daje oszczędzanie w PPK. Przypomnę, że ktoś, kto będzie odkładał 2 proc. swojego wynagrodzenia, średnio drugie tyle otrzyma od pracodawcy i państwa. To jest jak lokata oprocentowana na 100 proc. Drugi powód jest taki, że po doświadczeniach z OFE Polacy mają nadszarpnięte zaufanie do systemu oszczędzania organizowanego przez państwo. Boją się, że pieniądze zostaną im zabrane.
A może niektórzy pracodawcy zniechęcają pracowników do uczestnictwa w PPK? Z perspektywy firm PPK to kolejny czynnik podwyższający koszty pracy, które i tak szybko rosną. A wkrótce będą rosły jeszcze szybciej za sprawą podwyżek płacy minimalnej oraz zniesienia limitu składek na ZUS.
Co do zasady organizacje pracodawców wykazały się w odniesieniu do PPK dużą dojrzałością. Wszystkie organizacje zrzeszone w Radzie Dialogu Społecznego udzieliły temu programowi wsparcia, chociaż rzeczywiście dla pracodawców stwarza on dodatkowe koszty. Słyszymy, że niektórzy pracodawcy są do PPK sceptycznie nastawieni, ale inni uważają, że to jest bardzo dobry program, bo zdają sobie sprawę z tego, że będzie on na dłuższą metę korzystny dla całej gospodarki, a więc też dla nich. Jak dotąd mieliśmy jeden przypadek firmy, co do której mieliśmy podejrzenie, że zniechęcała pracowników do udziału w PPK. Prezes PFR Paweł Borys zadecydował, aby zawiadomić o tym inspekcję pracy i w tej chwili w tej firmie trwa kontrola.
Nie obawia się pan, że tworzenie PPK, wraz z szybkimi podwyżkami płacy minimalnej i zniesieniem limitu składek na ZUS, tak podwyższy koszty pracy na etatach, że pracodawcy będą nakłaniali pracowników do przechodzenia na samozatrudnienie?
Jeśli chodzi o płacę minimalną, niespecjalnie się tego obawiam. Proszę pamiętać, że ona ma dojść do 4000 zł brutto w 2024 r., za pięć lat. To jest dość długi czas na dostosowanie się. Poza tym nawet gdybyśmy podążali dotychczasową ścieżką i utrzymywali stosunek płacy minimalnej do średniej na poziomie 50 proc., to i tak płaca minimalna w 2024 r. doszłaby do 3500–3700 zł. Sprawa limitu składek na ZUS jest faktycznie bardziej dyskusyjna i ta dyskusja toczy się nawet wewnątrz rządu, czego premier Mateusz Morawiecki nie ukrywa. W tym przypadku koszty dla pracodawców, szczególnie tych większych, będą bowiem bezpośrednie i namacalne.