Kłopotliwy podatkowy prezent Donalda Trumpa

Reforma amerykańskich podatków stała się faktem i czeka już tylko na podpis prezydenta.

Aktualizacja: 23.12.2017 09:39 Publikacja: 23.12.2017 08:19

Kłopotliwy podatkowy prezent Donalda Trumpa

Foto: Bloomberg

Tymczasem rynki zaczynają zastanawiać się nad konsekwencjami, które nie muszą ograniczać się tylko do pozytywów.

Niższe podatki szkodzą obligacjom i dolarowi

„Podatkowa" hossa na Wall Street zaczyna tracić impet. To zjawisko można jednak tłumaczyć w myśl zasady „kupuj plotki, sprzedawaj fakty". Skoro rynek akcji zdyskontował już to wydarzenie, chwilowo skończyło się paliwo do dalszych zwyżek. Amerykańskie indeksy przestały piąć się w górę, sygnalizując gotowość do korekty. Do końca roku raczej nie należy się spodziewać większych ruchów, ale w styczniu może być już nieco bardziej nerwowo.

Niepokój już teraz pojawił się na rynku długu. Rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych, poruszająca się od końca października w przedziale od 2,3 do 2,4 proc., w ostatnich dniach skoczyła do 2,5 proc., czyli do poziomu najwyższego od marca, notując jednocześnie największą tygodniową zwyżkę od trzech miesięcy. Wyprzedaż papierów skarbowych wyjaśniałaby słabość dolara, utrzymującą się mimo działań i zapowiedzi Rezerwy Federalnej, dążącej konsekwentnie do normalizacji polityki pieniężnej, a więc podwyższającej stopy procentowe i redukującej swoją sumę bilansową.

Te działania wcześniej nie odbijały się tak mocno na sytuacji na rynku długu, więc ostatnie wydarzenia na nim obserwowane należy wiązać z kwestią reformy podatkowej. Po pierwsze, skoro obniżenie podatków ma pobudzić wzrost gospodarczy, a prawdopodobnie przełoży się też na wzrost inflacji, to Fed będzie musiał mocniej zacieśniać swoją politykę. Po drugie, niższe wpływy podatkowe spowodują zwiększenie deficytu budżetowego i konieczność jego sfinansowania, a więc zwiększoną podaż obligacji. Oba te czynniki prowadzić będą do spadku cen obligacji, czyli wzrostu ich rentowności. A zjawisko to będzie miało wymiar nie tylko „lokalny", ale globalny. Pytanie, czy i w jaki sposób wpłynie ono na sytuację na rynkach finansowych, będzie prawdopodobnie zaprzątać uwagę inwestorów w najbliższych tygodniach i może być powodem podwyższonej zmienności notowań.

Pogoda dla surowców

Na niemal 2-proc. ubiegłotygodniową zwyżkę CRB Index zapracowała spora grupa surowców, których notowania częściowo wspierało osłabienie dolara. Z tej tendencji najbardziej korzystało złoto. W jego przypadku dołek ustanowiony 12 grudnia zbiegł się w czasie ze spadkiem kursu euro do nieco ponad 1,17 dolara. Od tego czasu amerykańska waluta straciła ponad 1 proc., a złoto podrożało z 1242 do 1270 dolarów za uncję, czyli o ponad 2 proc. Notowania kruszcu znajdują się więc mniej więcej pośrodku dystansu między wspomnianym dołkiem a lokalnym szczytem z połowy listopada.

Ceny miedzi nieustannie idą w górę od czasu pamiętnego niemal 5-proc. tąpnięcia z pierwszych dni grudnia, notując serię 12 wzrostowych sesji z rzędu. W efekcie odrobiły całość poniesionych wcześniej strat i znalazły się na poziomie najwyższym od 16 października. Trudno tu wskazać jakieś konkretne fundamentalne czynniki, przemawiające za zwyżką, podobnie jak niełatwo było uzasadnić wspomnianą silną przecenę. Analitycy mówią o dobrej koniunkturze w globalnej gospodarce, a optymizm w tej kwestii zakłócany bywa przez obawy dotyczące Chin.

Parkiet

Bycze nastroje dominują na rynku ropy naftowej. Ceny WTI przekroczyły w miniony czwartek 58 dolarów za baryłkę, a notowania Brent zbliżyły się do 65 dolarów, czyli w okolice lokalnego szczytu z 11 grudnia, choć nie były w stanie przekroczyć tego poziomu. Zwyżce sprzyjały dane o dużym spadku zapasów surowca w Stanach Zjednoczonych. Analitycy są jednak sceptyczni co do perspektyw dalszego ruchu notowań w górę. Jednocześnie bowiem produkcja amerykańskiej ropy rośnie, zbliżając się do poziomu rekordowo wysokiego od dziesięcioleci, i końca tej tendencji nie widać.

Wciąż pojawiają się spekulacje dotyczące możliwego terminu wycofania się z ograniczeń wydobycia przez państwa zrzeszone w OPEC, choć to perspektywa dopiero połowy przyszłego roku. Z jednej strony mamy stanowisko Arabii Saudyjskiej, której przedstawiciele sugerują, że stan zapasów surowca zmniejszy się do pożądanego poziomu dopiero w drugiej połowie 2018 r., z drugiej zaś są sygnały zniecierpliwienia ze strony Rosji, która chętnie zwiększyłaby produkcję.

Na emerging markets wciąż niepewnie

Indeks rynków wschodzących MSCI Emerging Markets w minionym tygodniu kontynuował rozpoczęty 7 grudnia ruch w górę, zwyżkując o prawie 1,5 proc. Nie poprawiło to jednak w znaczący sposób jego sytuacji technicznej. Ciągle realny jest negatywny scenariusz wynikający z kształtującej się formacji głowy z ramionami. Nawet zaś gdyby została ona zanegowana, kolejnym zagrożeniem mogłoby być utworzenie formacji podwójnego szczytu – po dojściu do poziomu z końca listopada, czyli zwyżce o kolejne 2 proc.

Obawy analityków technicznych mogą znaleźć poparcie w okolicznościach o charakterze fundamentalnym. Z jednej strony chodzi o politykę monetarną prowadzoną nie tylko przez Fed, ale także przez Ludowy Bank Chin, z drugiej zaś o działania chińskich władz dotyczące zmiany modelu gospodarczego. Co prawda niedawne wypowiedzi niektórych przedstawicieli Rezerwy Federalnej mogły sugerować pewną wstrzemięźliwość w dążeniu do kontynuacji cyklu podwyżek stóp procentowych w zakładanym dotąd tempie, to jednak kierunek polityki monetarnej Fedu jest jednoznaczny. Nie sprzyja on rynkom wschodzącym, choć oczywiście kwestią do dyskusji jest możliwość wystąpienia na nich „szkód" z tego powodu i ich skali oraz zakresu.

Ewentualne umocnienie się dolara, dość prawdopodobne przecież, także nie pomoże emerging markets. Będą one co prawda korzystać z ożywienia w największych światowych gospodarkach, ale też nie należy zapominać o czynnikach ryzyka. Na przykład o przypadku Wenezueli, który jak dotąd przeszedł na rynkach niemal niezauważony, możliwości eskalacji napięcia na Bliskim Wschodzie czy sytuacji wokół Korei Północnej.

Najpoważniejsze ryzyko wiąże się jednak z Chinami. Tamtejsze władze po niedawnym zjeździe Komunistycznej Partii Chin bardzo wyraźnie deklarują kontynuowanie działań zmierzających z jednej strony do restrukturyzacji gospodarki i zdecydowanie mocniej nastawionych na ochronę środowiska, z drugiej zaś na chłodzenie monetarne oraz rozbrojenie zadłużeniowej bomby, tykającej zarówno na szczeblu firm, jak i samorządów oraz coraz częściej obywateli. Konsekwencje mogą być odczuwalne na rynkach surowcowych oraz w gospodarkach państw, które są od surowców zależne. Choć więc rosną szanse na uniknięcie krachu, o którym niektórzy mówią już od dawna, to zwiększa się także prawdopodobieństwo scenariusza, w którym „świat" będzie się musiał dostosować do zmieniających się Chin, co może być przejściowo dość uciążliwe.

Minirajd w Warszawie

Z pewnością duża część inwestorów liczyła na rajd Świętego Mikołaja na naszym parkiecie. I z pewnością liczyła, że przyniesie wyraźną zwyżkę. Nie można powiedzieć, że rajdu nie było. W końcu od 6 grudnia WIG20 poszedł w górę o prawie 3 proc., a więc o niemal 70 punktów. To co prawda mniej niż w tym samym czasie zyskał MSCI Emerging Markets – w jego przypadku zwyżka sięgnęła 3,6 proc. – ale zawsze.

Może nie przełomowe, ale w każdym razie optymistyczne było też to, że indeksowi naszych największych spółek udało się wznieść powyżej 2450 pkt i poziom ten utrzymać, mimo pewnych problemów widocznych chwilami w miniony czwartek. Czwartkowa sesja 0zakończyła się dość szczęśliwie, ale raczej tylko dzięki dobrym nastrojom na rynkach wschodzących i na Wall Street oraz rosnącym notowaniom miedzi. Akcje połowy blue chips traciły nie tylko w czwartek, ale i w poprzednich dniach, a w spadkach prym wiodły walory spółek energetycznych w towarzystwie mocniej przecenianych papierów PZU i PGNiG.

Akcje ubezpieczyciela znalazły się w czwartek na poziomie najniższym od maja, a od październikowego szczytu potaniały już o 12 proc. W ciągu ostatnich siedmiu miesięcy poziom 42 zł był zagrożony jedynie dwukrotnie, a zejście poniżej niego byłoby bardzo złym sygnałem. Przeciwwagą, pomagającą indeksowi od dwóch tygodni, są papiery KGHM, które w tym czasie zwyżkowały o 11 proc. po wcześniejszym zbliżeniu się do tegorocznego minimum i trwającej od września ponad 20-proc. przecenie. Szczęśliwą dla WIG20 okolicznością było też w ostatnich dniach odreagowanie papierów PKN Orlen po dwumiesięcznej serii spadków. Indeks największych spółek zdaje się być wyraźnie zmęczony i jedynie broni zdobytego głównie w pierwszych miesiącach roku dorobku, zamiast go powiększać. Nie można jednak wykluczyć, że takie schłodzenie nastrojów, choć nie wygląda najlepiej, na dłuższą metę okaże się dla niego korzystne.

Łagodną tendencję zwyżkową kontynuuje mWIG40, który w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia zyskał 0,8 proc., a od 11 grudnia zyskał 1,2 proc. To wynik bardzo skromny, ale jednak dzięki niemu wskaźnik zdołał oddalić zagrożenie zejściem poniżej 4700 pkt i wyłamaniem się z wielomiesięcznej konsolidacji. W tym segmencie również połowa składu indeksu znajduje się pod presją niedźwiedzi, a połowa stanowi domenę byków. W ostatnich dniach zwraca uwagę powrót do formy akcji niedawnych maruderów, m.in. Wawelu, Budimeksu, CD Projektu, Pfleiderea czy Ciechu. Martwi z kolei przecena walorów Kruka, Forte i Amiki, będąca kontynuacją fatalnej passy, trwającej już od kilku miesięcy, a więc niebędącej dziełem przypadku czy chwilowej niedyspozycji. Słabnąć zaczyna też zwyżka walorów Dino, powodów do zadowolenia nie mają zdecydowanie posiadacze papierów Playa. W trendzie bocznym tkwią akcje Kęt i AmRestu. W sumie nie widać więc siły, która miałaby poderwać mWIG40 do lotu, a skutki takiej sytuacji są doskonale widoczne.

W fazę korekty wszedł odrabiający wcześniejsze straty sWIG80. Pokonanie z marszu poziomu 14 500 pkt okazało się zadaniem zbyt trudnym dla byków. To właśnie ten poziom powstrzymał ich marsz. Obecnie nie pozostaje nic innego, jak uważnie obserwować rozwój sytuacji, licząc, że zainicjowana w połowie listopada wzrostowa fala okaże się wstępem do trwalszej poprawy koniunktury w segmencie najmniejszych firm. Gdyby doszło do kontynuacji spadków, kluczowym poziomem wsparcia byłyby okolice 14 000 pkt. Jeśli prawdziwa okazałaby się popularna ostatnio teza, zgodnie z którą obecnie mamy do czynienia z wyprzedażą walorów, które w tym roku przyniosły straty, w celu budowania podatkowej tarczy, to wkrótce powinniśmy być świadkami zjawiska odwrotnego, czyli odkupowania tych akcji. Jest więc szansa na efekt stycznia przynajmniej w tym segmencie. Tu akurat nie brakuje „dostarczycieli strat", którzy jednocześnie dają nadzieję na poprawę wyników, a więc i na wzrost notowań.

Podatki
Budżetowe wpływy z CIT dołują
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Podatki
Niepokojący obraz. Firmy coraz mocniej przygniatane podatkami
Podatki
Podatek od zysków kapitałowych przerodził się w rynkowy tasiemiec
Podatki
Rozwiązania podatkowe kluczem do rozwoju rynku kapitałowego
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Podatki
Live ministra Domańskiego. Kiedy 60 tys. kwoty wolnej?
Podatki
Czy kwota wolna od podatku to obecnie faktycznie tylko 30 tys. zł?