Tymczasem rynki zaczynają zastanawiać się nad konsekwencjami, które nie muszą ograniczać się tylko do pozytywów.
Niższe podatki szkodzą obligacjom i dolarowi
„Podatkowa" hossa na Wall Street zaczyna tracić impet. To zjawisko można jednak tłumaczyć w myśl zasady „kupuj plotki, sprzedawaj fakty". Skoro rynek akcji zdyskontował już to wydarzenie, chwilowo skończyło się paliwo do dalszych zwyżek. Amerykańskie indeksy przestały piąć się w górę, sygnalizując gotowość do korekty. Do końca roku raczej nie należy się spodziewać większych ruchów, ale w styczniu może być już nieco bardziej nerwowo.
Niepokój już teraz pojawił się na rynku długu. Rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych, poruszająca się od końca października w przedziale od 2,3 do 2,4 proc., w ostatnich dniach skoczyła do 2,5 proc., czyli do poziomu najwyższego od marca, notując jednocześnie największą tygodniową zwyżkę od trzech miesięcy. Wyprzedaż papierów skarbowych wyjaśniałaby słabość dolara, utrzymującą się mimo działań i zapowiedzi Rezerwy Federalnej, dążącej konsekwentnie do normalizacji polityki pieniężnej, a więc podwyższającej stopy procentowe i redukującej swoją sumę bilansową.
Te działania wcześniej nie odbijały się tak mocno na sytuacji na rynku długu, więc ostatnie wydarzenia na nim obserwowane należy wiązać z kwestią reformy podatkowej. Po pierwsze, skoro obniżenie podatków ma pobudzić wzrost gospodarczy, a prawdopodobnie przełoży się też na wzrost inflacji, to Fed będzie musiał mocniej zacieśniać swoją politykę. Po drugie, niższe wpływy podatkowe spowodują zwiększenie deficytu budżetowego i konieczność jego sfinansowania, a więc zwiększoną podaż obligacji. Oba te czynniki prowadzić będą do spadku cen obligacji, czyli wzrostu ich rentowności. A zjawisko to będzie miało wymiar nie tylko „lokalny", ale globalny. Pytanie, czy i w jaki sposób wpłynie ono na sytuację na rynkach finansowych, będzie prawdopodobnie zaprzątać uwagę inwestorów w najbliższych tygodniach i może być powodem podwyższonej zmienności notowań.
Pogoda dla surowców
Na niemal 2-proc. ubiegłotygodniową zwyżkę CRB Index zapracowała spora grupa surowców, których notowania częściowo wspierało osłabienie dolara. Z tej tendencji najbardziej korzystało złoto. W jego przypadku dołek ustanowiony 12 grudnia zbiegł się w czasie ze spadkiem kursu euro do nieco ponad 1,17 dolara. Od tego czasu amerykańska waluta straciła ponad 1 proc., a złoto podrożało z 1242 do 1270 dolarów za uncję, czyli o ponad 2 proc. Notowania kruszcu znajdują się więc mniej więcej pośrodku dystansu między wspomnianym dołkiem a lokalnym szczytem z połowy listopada.