Grupa PZU w 2021 r. miała najwyższy zysk netto od 12 lat. W ciemno można chyba zakładać, że jesteście zadowoleni z tych osiągnięć. A może jest jednak też jakiś mały niedosyt?
Jesteśmy zadowoleni, ale nie zasypiamy gruszek w popiele. Rozumiejąc, z jak bardzo zmiennym otoczeniem mamy do czynienia, nie chcemy sprawiać wrażenia, że po 2021 r. nie wiemy, co dalej. W 2022 r. weszliśmy z dużym apetytem, chociaż już teraz wiemy, że ten rok ze względu na konflikt zbrojny jest bardzo dużym wyzwaniem, biorąc pod uwagę rozchwianie rynków finansowych. Trzeba bowiem pamiętać, że PZU to konglomerat finansowy, który nie jest oparty wyłącznie na działalności ubezpieczeniowej. Widzimy też, co dzieje się z rentownościami obligacji, ze złotym, jak reaguje NBP. To wszystko są sprawy, z którymi dotychczas nie musieliśmy się mierzyć. Kończy się koronawirus, a przed nami kolejne, nieoczywiste wyzwania, ale mam nadzieję, że dzięki silnej pozycji kapitałowej będziemy w stanie im sprostać.
Czy sygnalizuje pan, że wyniki za 2021 r. mogą być trudne do powtórzenia?
Nie chcę stwarzać takiego wrażenia. Wskazuję natomiast, że pojawiają się czynniki, na które nie mamy absolutnie żadnego wpływu. O ile doskonale znamy się na rynku ubezpieczeniowym, wiemy, jak kształtować produkty tak, aby zarówno klient, jak i akcjonariusz mieli ostatecznie z tego jak największą wartość, o tyle wszystkie turbulencje zewnętrzne, przez które przechodzimy, są wyzwaniami, z jakimi dotychczas nie musieliśmy się mierzyć.