Granica bezpieczeństwa została przekroczona i obligatariusze próbują się pozbyć obligacji doprowadzając do spadku ich notowań o 10, 20, a nawet o 50 proc. Bardzo często okazuje się wówczas, że tam, gdzie obligatariusze dostrzegają zagrożenie, akcjonariusze dopatrzyli się go znacznie wcześniej i wyprzedają akcje już od roku doprowadzając do spadku ich notowań nawet o 90 proc. Czy w związku z tym, spadek notowań akcji będący pochodną postrzegania ryzyka inwestycji przez akcjonariuszy, może być wykorzystany przez posiadaczy obligacji jako dzwonek alarmowy?
Kilka przykładów
W tabeli obok przedstawiłem kilka przykładów dowodzących, że w istocie inwestorzy z rynku akcji wykazali się dużo większą dalekowzrocznością i rozpoczęli wyprzedaż na wiele miesięcy wcześniej, nim zrobili to inwestorzy z rynku obligacji. W przypadku BBI Zeneris kolejna fala spadków rozpoczęła się na osiem miesięcy zanim to samo stało się z obligacjami. Akcje Digate na New Connect wyprzedziły obligacje o pół roku, ale np. akcje Ganta (w silnym trendzie spadkowym od 2007 r., jednak wyszczególniłem tylko ostatnią ich falę) taniały od marca 2012 r., podczas gdy posiadacze obligacji czekali z decyzją o sprzedaży rok dłużej. Gwoli sprawiedliwości – ta obserwacja dotyczy tylko wymienionej w tabeli serii, inne (już nienotowane) taniały od września 2012 r., a więc pół roku po akcjach. W przypadku Marki różnica czasowa była nieduża (nieco ponad miesiąc), w przypadku MEW osiem miesięcy.
Znajdziemy także i inne przykłady – Redan, Miraculum – to tylko niektóre z „ostrzeżeń", które wysłał obligatariuszom rynek akcji, na wiele miesięcy nim doszło do przeceny obligacji.
Strach ma wielkie oczy