Zielona fabryka pieniędzy

Wimbledon to unikalne tenisowe przedsiębiorstwo działające z powodzeniem od ponad 100 lat. Zyski napędza tradycja i stare, ale wciąż skuteczne pomysły biznesowe

Publikacja: 25.06.2016 16:50

Agnieszka Radwańska jest wśród tych, którzy przyczynili się do potęgi finansowej Wimbledonu i przy o

Agnieszka Radwańska jest wśród tych, którzy przyczynili się do potęgi finansowej Wimbledonu i przy okazji na niej znacząco korzysta.

Foto: Archiwum

Trawiaste korty, białe stroje grających, fioletowe surfinie, truskawki ze śmietanką (deser wymyślony za czasów Tudorów ponoć przez kardynała Thomasa Wolseya), Pimms i szampan, wzgórze Aorangi, na nim kwietne logo z 10 tysięcy sadzonek, codzienna kolejka po bilety oraz jastrząb z akredytacją pracownika – to stare i nowe symbole sławnego turnieju tenisowego, który nie ma sobie podobnych. Wyjątkowość Wimbledonu to także wieloletnia znakomita kondycja finansowa The All England Tennis Club – organizatora turnieju. Zmysł do zarabiania towarzyszył rozgrywkom tenisowym w południowo-wschodnim Londynie od początku. Już w czasie inauguracji, czyli w 1877 roku, za wejście na korty przy Worple Road brano szylinga. Szczegóły rozliczeń się nie zachowały, ale są przekazy, że do imprezy klub nie dołożył.

W 1879 roku nadwyżkę przychodów nad kosztami wykazano już oficjalnie – całe 116 funtów szterlingów. Przez pierwsze dekady bilans niemal zawsze zamykał się zyskiem (jedyny wyjątek: rok 1895, –33 funty), bo i wydatki nie były nadmierne: na drewniane trybuny, ogrodników, walec do trawy, konika do walca.

Skoro jednak frekwencja rosła, to wimbledońscy działacze zapragnęli znacząco powiększyć widownię i przychody z biletów, co w praktyce oznaczało przenosiny turnieju z terenu przy Worple Road na obecne miejsce przy Church Road.

Potraktowali to zadanie jako długoterminową inwestycję i mieli doskonały pomysł, jak pokryć znaczny wzrost kosztów na wykup terenu i budowę obiektów. W 1920 roku wydali pierwsze wimbledońskie obligacje.

Sprawą zajęła się klubowa spółka – The All England Lawn Tennis Grounds Ltd., która emitując dwa rodzaje papierów wartościowych („A" – przynoszące 7,5 proc. rocznie, z datą wykupu w 1947 roku, dające prawo do zakupu jednego miejsca na korcie centralnym na każdy dzień mistrzostw w cenie bieżącej oraz „B" – bez zysków procentowych, ale z prawem bezpłatnego posiadania jednego miejsca na korcie centralnym w tym samym czasie, cena obu jednakowa: po 50 funtów) bez trudu zyskała 75 tys. funtów szterlingów, co było wówczas kwotą ogromną.

Popyt był tak duży, że po dodruku obligacji powiększono sumę do 100 tysięcy. Ze względu na wojnę wykup przesunięto na 1953 rok. W 1948 roku wyszła kolejna emisja (2100 sztuk po 50 funtów) z wykupem w 1959 roku, dzięki której pokryto część starych zobowiązań i sfinansowano naprawę kortów zniszczonych przez niemieckie pociski i bomby.

Przychody budzą szacunek

Od 1961 roku Wimbledon już cyklicznie co pięć lat sprzedaje obligacje, osiągając przychody, których stały wzrost musi budzić szacunek, niezależnie od wskaźnika inflacji. W latach 1986–1990 było to 11 mln funtów, w następnych dwóch pięciolatkach zyskano już po 35 mln. Kiedy kort centralny dostał 200 lóż więcej, natychmiast był efekt – 46 mln funtów w latach 2001–2005. Ciąg dalszy jest równie przyjemny: lata 2011–2015 to nowe 60 mln na rozbudowę Wimbledonu, ostatnia zakończona emisja (2016–2020) przyniosła klubowi prawie dwa razy więcej. Pojedyncza obligacja z tego okresu kosztowała 50 tys. funtów, do obrotu weszło 2500 sztuk. To z tych pieniędzy klub finansuje modernizację i śmiałe inwestycje budowlane, łącznie z oddanym w 2009 roku ruchomym dachem nad kortem centralnym.

Chętni wciąż płacą. Cena obligacji obejmuje pięcioletnie prawo siadania w loży kortu centralnego przez dwa tygodnie turnieju, ale też prawo wstępu do wydzielonych restauracji i barów w budynku tego kortu i miejsce na specjalnym parkingu (opłata osobno). Jest też przywilej dodatkowy – obligacjami można handlować na rynku wtórnym, co dla wielu jest okazją do niezłego zarobku.

Ostatnie trzy tegoroczne transakcje przyniosły sprzedającym 125, 140,5 oraz 141,5 tys. funtów. Kto ma chęć czekać na emisję na lata 2021–2025 pozna cenę nominalną w 2019 roku.

Od 1996 roku można kupić obligacje także na kort nr 1, też w cyklach pięcioletnich, na zasadach zbliżonych do tych, które obowiązują na korcie centralnym. Do wzięcia jest 1000 sztuk, ceny są znacznie niższe (co nie znaczy niskie), bo prestiż nieco mniejszy i miejsce jest dostępne tylko przez 10 dni turnieju (od drugiego piątku wszystkie ważne mecze rozgrywane są na korcie centralnym). Inne przywileje pozostają: wstęp do specjalnych restauracji i barów w budynku kortu nr 1, miejsce na parkingu i oczywiście prawo odsprzedaży.

W latach 2002–2006 cena nominalna takiego papieru wynosiła 2800 funtów, dziesięć lat później wzrosła do 13700 funtów (teraz na wolnym rynku mają cenę ok. 19 tys.), by w nowej ofercie na lata 2017–2021 osiągnąć 31 tys. funtów. Ten ostatni skok tłumaczy się faktem, że od 2019 roku nad kortem nr 1 też będzie zasuwany dach, co znacząco zwiększy pewność i komfort oglądania spotkań.

Obligacje to ważne źródło przychodów, ale Wimbledon może znacznie więcej. Od 1937 roku na londyńskich kortach jest obecna telewizja BBC. Od 1967 roku pokazuje wielkoszlemowy tenis w kolorze. Turniej jest od dawna na ustawowej liście wydarzeń, które odbiorcy brytyjscy muszą mieć w telewizorach za darmo.

BBC produkuje więc sygnał i płaci dużo, za kontrakt do 2017 roku – 40 mln funtów. Były opinie, że po 80 latach nadawca się zmieni, ale nawet jeśli budżet państwowej stacji cierpi, to na razie zmiany nie będzie. Nowa umowa BBC na transmisję w formacie telewizyjnym, radiowym oraz cyfrowy streaming obowiązuje do 2020 roku.

Oczywiście Wimbledon chcą oglądać wszędzie indziej – w Europie i Azji, najwięcej płaci jednak Ameryka. W 2011 roku klub zakończył 43-letni okres współpracy ze stacją NBC, prawa transmisji w USA ma teraz do 2023 roku ESPN, stacja zapłaciła za to 400 mln dol.

Za tymi źródłami są kolejne – zwykła sprzedaż biletów, od której wszystko się zaczęło, wcale nie jest na pierwszym miejscu, nawet jeśli ceny wejściówek rosną w tempie szybszym od inflacji. Porównać bezpośrednio trudno, ale podajmy: w 1922 roku bilet na kort centralny kosztował 5 szylingów i 3 pensy, w 1980 – od 5 (na pierwsze dni turnieju) do 8 funtów (na finały), w 2000 – od 25 (pierwszy poniedziałek) do 63 funtów (finał), w 2012 odpowiednio 24 i 120, wreszcie w tym roku od 53 do 175 funtów.

Kupić te bilety niezmiernie trudno, choć są cztery sposoby. Pierwszy to organizowana od 1924 roku loteria publiczna (tu liczba wejściówek jest największa, ale i chętnych zbyt wielu), drugi – stanie w sławnej kolejce, trzeci – jest pewna pula (ok. kilkuset sztuk dziennie), o którą można starać się w internecie – to rodzaj zachęty do regularnego odwiedzania stron turniejowych, oraz ostatni – kupno oficjalnego zestawu usług połączonych: transportu, hotelu, wyżywienia i wejściówki na Wimbledon – to propozycja dla klientów korporacyjnych.

Rekordowa piłka

Mimo słonych cen klub na tym nie zarabia tyle co na wsparciu sponsorskim. W tej dziedzinie Wimbledon też ma miły kłopot bogactwa, choć na trybunach i w otoczeniu kortów nie ma bezpośrednich reklam. Kierując się duchem tradycji AELTC stawia na długoletnią współpracę, więc kilka marek takich jak Rolex, Robinsons, IBM, Häagen-Dazs trwa przy turnieju po kilkadziesiąt lat. Rekordzistą jest piłka Slazenger – obecna w Wimbledonie od 1902 roku.

Dochodzi sprzedaż pamiątek i gadżetów, ogromne obroty restauracji i barów (frekwencja znacznie przekracza 600 000 gości w 13 dni), komercyjne wykorzystanie znaków towarowych (są zarejestrowane w kilkudziesięciu krajach, tylko w Chinach jest 27 sklepów franczyzowych), sklep internetowy – w tych sprawach Wimbledon od lat 80. ubiegłego wieku znakomicie nadąża za duchem czasów.

Stąd w podsumowaniu czystego zysku, tego, który w 90 procentach idzie na rozwój tenisa w Wielkiej Brytanii (są powody, by sądzić, że te pieniądze nie są wydawane efektywnie) od kilku lat widzimy kwoty powyżej 30 mln funtów rocznie, nawet jeśli pula nagród dla tenisistów i tenisistek też potężnie rośnie (w tym roku 28,1 mln funtów).

W tradycji Wimbledonu nie leży również przesadne chwalenie się osiągniętymi zyskami. Bogactwo i tak widać gołym okiem, bywalcy potwierdzą. Skoro jednak The All England Tennis Club to klub w pełni prywatny, to obowiązku detalicznej szczerości nie ma. Na częste pytania, jak członkowie zamierzają finansować kolejne, coraz bardziej śmiałe koncepcje rozwoju, najczęściej musi wystarczyć krótka, choć w pełni prawdziwa odpowiedź prezesa Philipa H. Brooka: – Z własnych źródeł.

[email protected]

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie