Wszystko zależy oczywiście i od kwoty, którą uznamy za bilet wstępu do rentierstwa, i od obranej strategii inwestycyjnej. Na przeciwnym biegunie leży bowiem kwota 4 mln zł – tyle trzeba mieć, aby inwestować w najwyżej oceniane obligacje na Catalyst i zarabiać 8,1 tys. zł netto miesięcznie.
Strategia na 3 proc.
Wbrew pozorom zarabianie 3 proc. rocznie nie jest zadaniem najłatwiejszym, jeśli zamierzamy się trzymać jakościowych kryteriów inwestycji na Catalyst. Po usunięciu z listy kandydatów spółek, których obligacje dostępne są wyłącznie na rynku BondSpot, obligacji komunalnych (niska płynność) i listów zastawnych (niemal zerowa podaż), pozostaje wybór między obligacjami PKN Orlen, GPW (z publicznych emisji), Getin Noble Banku (serie senioralne) oraz dystrybutorami AGD (AB i Action). W tej grupie tylko PKN Orlen legitymuje się ratingiem inwestycyjnym, ale przy obecnych wycenach na Catalyst można uzyskać niewiele ponad 2 proc. rentowności brutto. W przypadku obligacji GPW rentowność brutto sięga zaledwie 1,5 proc., a inwestycja i tak zakończy się już w styczniu wykupem papierów.
Aby skonstruować portfel o rentowności zbliżonej do 3 proc., trzeba więc sięgnąć po papiery firm oprocentowanych wyżej, a więc zaakceptować wyższe ryzyko inwestycji i zapłacić premię żądaną przez sprzedających. Tylko częściowo ryzyko można minimalizować, wybierając serie o najbliższym terminie do wykupu, co z kolei będzie jednak wymagało ciągłego żonglowania składem portfela. Natomiast bez większego problemu uda się zbudować portfel o rentowności przekraczającej 4 proc. brutto i jeśli pogodzimy się z tym faktem, paleta wyboru rozszerzy się istotnie – Alior, Best, Capital Park, Cyfrowy Polsat, Echo Investment, GetBack, Ghelamco, Kruk, OT Logistics, PCC Rokita, Robyg, Ronson czy Work Service – oto propozycje oferowane przez rynek wtórny. Można z nich skonstruować zdywersyfikowany portfel przy umiarkowanym ryzyku – mówimy wszak o niekwestionowanych gwiazdach rynku. Do tego część wymienionych papierów oferowana była w ramach publicznych emisji obligacji kierowanych do inwestorów detalicznych, co zapewnia im odpowiednią płynność, zresztą w przypadku większości wymienionych emitentów znajdziemy serie o ponadprzeciętnej płynności. A to oznacza możliwość ulokowania w nich po kilkadziesiąt tysięcy złotych bez istotnego wpływu na notowania i rentowność, nawet w relatywnie krótkim okresie kilku dni.
Łatwy portfel
Znacznie łatwiej byłoby jednak zbudować portfel celujący w okolice 5 proc. Większość tegorocznych publicznych emisji obligacji oferowała takie właśnie oprocentowanie – od 4,5 proc. (Bank Pocztowy) po WIBOR 6M plus 5 pkt proc. marży (Getin Noble Bank). Nawet wykluczając ten ostatni (wyższe odsetki łączą się z wyższym poziomem ryzyka), dałoby się zbudować portfel składający się z obligacji siedmiu emitentów bez obaw o możliwość dokonania transakcji. Wprawdzie wszystkie emisje publiczne zakończyły się w I półroczu redukcją zapisów, ale łączna podaż o wartości 940 mln zł dawała możliwość ulokowania znacznych środków.
II półrocze nie zapowiada się pod tym względem gorzej – możliwe, że na rynku pojawi się dwóch, trzech nowych emitentów, choć zapewne na pierwsze możliwości inwestycyjne trzeba będzie poczekać do końca wakacji.