Rosyjskie Księstwo Monaco

Właściciel – miliarder z kryminalną przeszłością, w kadrze drużyny – wnuk ostatniego szefa KGB. Piłkarski klub AS Monaco, w którym występuje Kamil Glik, kryje w sobie wiele tajemnic.

Aktualizacja: 06.02.2017 13:20 Publikacja: 19.11.2016 15:51

Rosyjskie Księstwo Monaco

Foto: Archiwum

Pozornie wszystko wygląda pięknie i układa się w budującą piłkarską historię. Jeszcze kilka lat temu AS Monaco siedmiokrotny mistrz Francji, finalista Ligi Mistrzów z 2004 roku, był bliski bankructwa i spadku do III ligi. Wtedy do gry wszedł Rosjanin Dymitrij Rybołowlew. W 2011 roku przejął kontrolny pakiet akcji, zapowiedział, że zainwestuje w klub 200 milionów euro. Rzeczywiście zaczął kupować do zespołu gwiazdy, zatrudniać znanych trenerów, w tym Claudio Ranieriego, który doprowadził w tym roku do mistrzostwa Anglii Leicester, ale wcześniej Monaco ponownie do I ligi i w pierwszym sezonie po awansie do wicemistrzostwa kraju. Dziś klub z księstwa liczy się w walce o tytuł, świetnie radzi sobie w Lidze Mistrzów. Wielki udział w tym dziele ma od tego sezonu Glik. Reprezentant Polski strzela gola za golem i dwa razy przez miejscowych kibiców został wybrany piłkarzem miesiąca. Ale na odrodzenie AS Monaco trudno patrzeć wyłącznie przez pryzmat piłkarskich wyników.

Oligarcha z ciemną kartą

Postać rosyjskiego właściciela budzi wiele wątpliwości nie tylko miejscowych dziennikarzy, ale także prokuratorów, policji, tajnych służb. Dymitrij Rybołowlew jest typowym przedstawicielem współczesnych rosyjskich oligarchów. Syn lekarzy z Permu, który przez cztery lata studiował na Uniwersytecie Medycznym, majątku dorobił się po rozpadzie ZSRR w połowie lat 90. Żyłą złota okazała się dla niego branża chemiczna i prywatyzacja zakładów nawozów sztucznych. Działał bez skrupułów. Przejmując fabrykę potasu Uralkali wykończył konkurencję posługując się do jej zastraszania kryminalistami. Kiedy jego biznesowy partner i kolega ze studiów Jewgienij Pantieliemonow prosił go o zerwanie kontaktów z mafią, został zastrzelony.

Rybołowlew przesiedział kilka miesięcy w więzieniu, zwolniono go dzięki „dobrym kontaktom" w rosyjskim sądownictwie – czytaj łapówkom. Uralkali pozostało w rękach doktora z Permu i wraz z inwestycjami w kopalnie diamentów, nieruchomości, dzieła sztuki zapewniło mu dziś majątek o wartości 8,5 mld dolarów, co plasuje go w drugiej setce najbogatszych ludzi świata.

W obawie przed Putinem i sprawiedliwością

Inwestycja w piłkę nożną dla takiego człowieka wydawała się czystą fanaberią. A skoro chodziło o taki klub jak AS Monaco, z sukcesami w przeszłości, ale znajdującym się z dala od europejskiego futbolowego mainstreamu, zdziwienie narastało. Rybołowlew próbował nawet kupić inne drużyny – z racji biznesowych powiązań (przejęcie fabryki na Białorusi) Dynamo Mińsk i ze względu na prestiż – Manchester United, ale AS Monaco miało dla niego największe zalety.

W zamian za inwestycję miał otrzymać obywatelstwo Monaco. To ważny przywilej dla oligarchy z wątpliwą reputacją. Nowy paszport zapewniłby mu bezpieczeństwo, Rybołowlew mógłby odpowiadać tylko przed sądem w Monte Carlo, nie musiałby obawiać się ekstradycji. Ten niedoszły lekarz nie należy do pupilków prezydenta Rosji Władimira Putina i nadal nie czuje się pewnie, gdy ktoś przypomni mu rosyjską przeszłość. W moskiewskiej prasie niedawno wróciła sprawa zabójstwa Pantieliemonowa, pisze się też o wątpliwych przesłankach uniewinnienia obecnego właściciela AS Monaco.

Rosyjska policja ponownie zamierza przesłuchać oligarchę, a Rybołowlew do dziś mimo sporych inwestycji w Monte Carlo nie otrzymał paszportu Monaco. Jeśliby wyjechał do Rosji, pewnie by z niej nie wrócił i skończył jak Michaił Chodorkowski. Książę Monaco Albert jest nieustępliwy. Mimo wielu wcześniejszych kolacji spożytych z właścicielem klubu o paszporcie dla niego milczy. Ma też związane ręce. Po pierwsze, niedawno Monaco wprowadziło przepisy zaostrzające przyznanie obywatelstwa tym, którzy mają za sobą kryminalną przeszłość, a po drugie książę Albert utrzymuje doskonałe relacje z Putinem. Nie wiadomo więc, jak postąpi, gdy do księstwa przyjdzie pismo z prośbą o ekstradycję. Rybołowlew myśli o tym, żeby wzorem właściciela Chelsea Romana Abramowicza osiąść w Wielkiej Brytanii. Próbował różnych rozwiązań. Paszportu odmówił mu Cypr, gdzie wybudował w Limassol cerkiew, oraz Stany Zjednoczone. Tam kilka lat temu nabył za blisko 100 mln dolarów w Palm Beach na Florydzie posiadłość od Donalda Trumpa. Może nowy prezydent zapewni mu bezpieczeństwo?

Dziadek z KGB

Z działalności w klubie piłkarskim usunął się na drugi plan. Rzadko pojawia się na stadionie, ale w AS Monaco czuć rosyjskiego ducha i sposób działalności raczej we wschodnim niż zachodnim stylu.

Odpowiedzialny za bieżące funkcjonowanie klubu jest Wadim Wasiljew, były pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych ZSRR w latach 1987–1990, później ambasador w Islandii. W biznesie pracował najpierw w firmie Fedcom jako handlowiec. To kolejne przedsiębiorstwo z szemranym rosyjskim właścicielem, na którym ciąży cień współpracy z rosyjską mafią. Potem Wasiliew dostał zatrudnienie w Uralkali Rybołowlewa. Z pracą w branży piłkarskiej nie miał nic wspólnego, lubił futbol jako kibic, to wszystko. W zarządzie AS Monaco znalazło się również miejsce dla Olgi Dementiewej, która jest dyrektor administracyjną.

Od 2011 roku w Monaco pracowało także kilku rosyjskich dyrektorów sportowych i skautów, ale w drużynie jest tylko jeden rosyjski piłkarz, za to z wyjątkowo ciekawą historią. Wadim Bakatin ma 19 lat, ma paszport rosyjski i cypryjski, był na testach w Atletico Madryt i Benfice Lizbona, aż latem dostał się do młodzieżowej drużyny Monaco, od lat jednej z najlepszych we Francji. Ma trudności, by wystąpić w zespole juniorów Monaco, ale to nie jest zaskakujące, skoro dostał się do niego dzięki typowo rosyjskiej protekcji, a nie sportowym walorom.

Ojciec Bakatina prowadzi interesy w księstwie Monaco, działał też w rosyjskiej federacji piłkarskiej i co najważniejsze jest bliskim znajomym Wasiliewa. To wiceprezydent klubu zlecił włączenie syna znajomego do kadry drużyny. Rodzina Bakatinów nie tylko przez ojca posiada wielkie wpływy. Dziadek Wadima, również Wadim był ostatnim szefem rozwiązanego w 1992 roku KGB. Młody piłkarz studiuje na renomowanym Międzynarodowym Uniwersytecie w Monte Carlo. – Jeszcze nie wiemy, kim się stanie – powiedział Wasiljew w wywiadzie dla dziennika „L'Equipe".

Rosjanie szturmują Monaco

Lokalne media bacznie przyglądają się ruchom Rybołowlewa w Monaco. Zauważają, że pod pretekstem stawiania na młodych transferowy zapał Rosjanina zgasł. Nie wydaje już pieniędzy na prawo i lewo, nie kupuje gwiazd. Przy każdej okazji sprzedaje piłkarzy. Latem 2013 roku wydał 150 milionów euro, a w tym roku tylko 42 miliony, w tym 11 milionów na Glika.

Rybołowlew w Monaco nie czuje się samotnie. W księstwie pojawia się coraz więcej bogatych Rosjan. Tygodnik „Monaco Hebdo" napisał, że od ubiegłego roku lokalnym agentom nieruchomości „uśmiech nie schodzi z ust". Rosjanie zastąpili Włochów i kupują nieruchomości na potęgę. Średnia cena transakcji urosła do 3,6 mln euro. Apartamenty w tym mikroskopijnym państwie kupują rodacy o statusie materialnym podobnym do obecnego właściciela AS Monaco. Andriej Mieliniczenko, który także działa w branży nawozów sztucznych, wydał ponad 120 mln euro na luksusowy budynek z widokiem na zatokę, w której stoi jego jacht o wartości 250 mln euro. W Monte Carlo mieszka rodzina byłego bankiera Putina – dziś skłóconego z prezydentem – Siergieja Pugaczewa.

Można by tak długo wymieniać. Niektórzy Rosjanie się tu chronią, inni cenią wygodne życie w pięknym otoczeniu i łaskawym klimacie. Co zrozumiałe, dopełnieniem tych przyjemności są wizyty na położonym nad brzegiem morza stadionie Ludwika II, gdzie mecze rozgrywa należący do rosyjskiego właściciela AS Monaco.

[email protected]

Parkiet PLUS
"Agent washing” to rosnący problem. Wielkie rozczarowanie systemami AI
Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"