– Oby to był ostatni taki transfer – komentował Jürgen Klopp sprzedaż Neymara z Barcelony do Paris Saint-Germain za 222 mln euro. – Łudziłem się, że finansowe fair play może takim sytuacjom zapobiec. Wygląda jednak na to, że z prawdziwym prawem ma to niewiele wspólnego.
Trener Liverpoolu próbuje zaklinać rzeczywistość, choć sam wie doskonale, że rekord Neymara prędzej czy później zostanie pobity. Dopiero co Manchester City, kuszący od dawna Leo Messiego, ogłosił gotowość wykupienia gwiazdy Barcelony za 300 mln. Jeszcze rok temu takie informacje traktowane były z przymrużeniem oka, dziś trzeba je przyjmować z powagą. Tym bardziej że Argentyńczyk rozczarowany polityką transferową swojego klubu zwleka z podpisaniem nowego kontraktu.
– Piłkarze są drodzy, jeśli płaci się za nich niewspółmiernie do ich umiejętności. Neymar nie był drogi, gdyż to jeden z najlepszych graczy świata z gigantycznym potencjałem komercyjnym. Tyle że teraz, by sprowadzić dobrego zawodnika, trzeba będzie wydawać po 80–100 mln – zauważa trener Manchesteru United Jose Mourinho.
Na własnej skórze odczuła już to Barcelona. Za Paulinho, który w swoim futbolowym CV ma epizod w ŁKS Łódź, zapłaciła aż 40 mln, a na 20-letniego skrzydłowego Borussii Dortmund Ousmane'a Dembele będzie musiała wyłożyć 140 mln. Negocjacje były długie i żmudne, nie ułatwiał ich fakt, że konkurenci zdawali sobie sprawę z trudnej sytuacji katalońskiej drużyny na starcie sezonu, ale – jak podaje katarska telewizja beIN Sports – porozumienie zostało osiągnięte.
Przebiegłe kluby
Barcelona finansowego fair play obawiać się nie musi, bo pieniądze za Neymara zbilansują wydatki. Kłopot w tym, że przepisy UEFA, które weszły w życie w 2011 roku, nie są dzisiaj skutecznym straszakiem nawet na tych, którzy powinni się ich obawiać najbardziej.