Rezerwa Federalna rozpoczęła proces odchudzania portfela aktywów finansowych, które zakumulowała w ramach tzw. ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE). Europejski Bank Centralny swój program QE wciąż prowadzi, ale powoli go wygasza. Rozpoczął się więc odwrót od niekonwencjonalnej polityki pieniężnej, do której przywykliśmy w ostatniej dekadzie. Jakie to będzie miało konsekwencje dla globalnej gospodarki i rynków finansowych?
Istnieją znaczące różnice między tym, co robi Fed, a co robią inne ważne banki centralne, jak EBC i Bank Japonii. Fed całkowicie wygasił swój program QE (jesienią 2014 r. – red.), potem przez pewien czas pauzował, po czym zaczął podwyższać stopy procentowe. Do dzisiaj podniósł je w czerech ruchach o 1 pkt proc. Natomiast EBC postanowił niedawno, że będzie kontynuował QE jeszcze co najmniej przez dziewięć miesięcy, choć na mniejszą skalę, niż dotąd. Gdy ten okres minie, EBC prawdopodobnie wydłuży ten program o kolejnych kilka miesięcy. To oznacza, że może go ostatecznie wygasić dopiero w 2019 r. Pod koniec tamtego roku być może EBC przywróci stopę depozytową, dziś ujemną, do zera. To oznacza, że strefa euro ma przed sobą jeszcze co najmniej dwa lata niekonwencjonalnej polityki pieniężnej, Japonia zaś jeszcze więcej. Dlatego jak dotąd wpływ zmian w polityce pieniężnej na długoterminowe stopy procentowe, np. rentowność 10-letnich obligacji skarbowych, był niewielki. W USA te stopy są dziś nawet niższe, niż w grudniu ub.r., gdy Fed po raz pierwszy po kryzysie podwyższył stopę procentową. Krótko mówiąc, żyjemy wciąż w świecie bardzo wspierającej polityki pieniężnej. Banki centralne wycofują się z niej bardzo ostrożnie i nauczone doświadczeniami Fedu z 2013 r. (chodzi o wzrost rentowności obligacji związany z rozpoczęciem wygaszania QE – red.) jasno komunikują swoje intencje. To ogranicza ryzyko, że polityka pieniężna będzie źródłem turbulencji na rynkach finansowych.
Nie jest więc prawdą, że hossa na giełdach, która trwa w zasadzie nieprzerwanie od 2009 r., była napędzana głównie luźną polityką pieniężną, więc jej zaostrzenie musi doprowadzić do krachu?
Nawet jeśli banki centralne wpłynęły na ceny instrumentów finansowych bezpośrednio, to oddziałały na nie także pośrednio. Polityka pieniężną przyczyniła się do ożywienia w światowej gospodarce. A jeśli lepsze perspektywy gospodarki przekładają się na zdolności spółek do generowania zysków, to wyższe ceny akcji mogą być uzasadnione. W takiej sytuacji ostrzejsza polityka pieniężna nie musi wywołać korekty. Oczywiście, niektóre rynki są być może przegrzane, ale nie sądzę, abyśmy mogli mówić o bańkach spekulacyjnych z prawdziwego zdarzenia. Poza tym odwrót od luźnej polityki pieniężnej jest bardzo łagodny.
Może zbyt łagodny? Normalizując politykę pieniężną w lodowcowym tempie banki centralne narażają się na ryzyko, że nie zdążą zakończyć tego procesu przed kolejną recesją, która prędzej czy później nastąpi. Będą więc miały mniejsze pole manewru, żeby na tę recesję zareagować, niż przed dekadą.