Najnowsze podpowiedzi dla inwestorów to efekt przemyśleń analityków na temat solidnych wyników kwartalnych, ale też perspektyw dla branży na przyszły rok i kolejne lata. Ten ogląd zdominowała ocena biznesu wytwórczego będącego pod coraz większym wpływem rosnących kosztów, których prawdopodobnie nie uda się w pełni przełożyć na odbiorców prądu.
Wyższe koszty wytwarzania
Część analityków docenia fakt posiadania przez Eneę, kierowaną przez Mirosława Kowalika, własnego węgla z Bogdanki. Ale ta spółka otrzymała też negatywną rekomendację.
Wzrost kosztów produkcji energii to rezultat dwóch czynników: z jednej strony rosnących cen węgla, a z drugiej drożejących uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Lider rynku wytwarzania, czyli Polska Grupa Energetyczna, w perspektywie na 2018 r. wskazał na mniejszy o 2 mln ton przydział darmowych uprawnień w 2018 r. wobec tegorocznej puli – dostanie 13 mln ton, a resztę będzie musiał dokupić na rynku. Przy czym w ostatnich tygodniach zauważalne jest odwrócenie tendencji cen dwutlenku. – O ile jeszcze przed dwoma miesiącami uprawnienia kosztowały ok. 5 euro za tonę emisji CO2, o tyle w ostatnich dniach cena przekroczyła nawet 8 euro za tonę, by teraz nieco spaść poniżej tej granicy. Na 2018 r. należy jednak przyjąć 6–7 euro za tonę – szacuje Robert Maj z Ipopemy Securities.
Wzrost produkcji we własnych kopalniach i elastyczna polityka handlu energią pozwolą Tauronowi, na którego czele stoi Filip Grzegorczyk, zatrzymać większość marży w grupie.
Powodów wzrostu analityk doszukuje się m.in. w deklaracjach padających podczas szczytu klimatycznego ONZ w Bonn. Jeszcze przed nim pojawiały się polityczne sygnały o konieczności podniesienia ceny uprawnień. Z początkiem listopada przyjęto zaś wstępne założenia dotyczące reformy systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2. Pozostawiają one naszą energetykę bez darmowych uprawnień w kolejnej dekadzie i z topniejącą ich pulą na rynku. Spółki nie dostaną też grosza na dostosowanie elektrowni węglowych ze środków tzw. Funduszu Modernizacyjnego.