Kazał na siebie czekać bardzo długo. Samo wydanie zgody na budowę ciągnęło się przez sześć lat. Prace ruszyły w 2016 roku. Ostatecznie miał być gotowy w połowie września ubiegłego roku, na szlagierowy mecz z Liverpoolem. Ale i tego terminu dotrzymać się nie udało. Klub był więc zmuszony wynająć Wembley. Na wszelki wypadek podpisano umowę do końca sezonu.
Wygląda na to, że niepotrzebnie. Pierwszy mecz na swoim nowym stadionie piłkarze Tottenhamu mają rozegrać 3 kwietnia (co ciekawe, nie będzie go transmitować żadna brytyjska telewizja, Sky pokaże jedynie ceremonię otwarcia). Do północnego Londynu przyjedzie Crystal Palace. Tydzień później będzie tu gościć Manchester City w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.
Wcześniej obiekt musi jednak uzyskać certyfikat bezpieczeństwa. Już w ten weekend spotkają się na nim drużyny młodzieżowe Tottenhamu i Southampton. Za tydzień zmierzą się na nim natomiast zespoły legend złożone z zawodników gospodarzy (m.in. Juergen Klinsmann, Robbie Keane, Dimitar Berbatow) i Interu Mediolan. Na pierwszy z testów zostanie wpuszczonych 30 tys. kibiców, na drugi – już 45 tys. Docelowo na trybunach będą mogły zasiąść 62 tys., prawie dwukrotnie więcej niż na White Hart Lane, na którym Tottenham rozgrywał mecze od 1899 do 2017 roku.
Piwo i kokaina
Stadion rodził się w bólach. Nic dziwnego, skoro robotnicy mieli urządzać na placu budowy alkoholowe libacje i brać narkotyki. „Pierwszą rzeczą, jaką robiliśmy rano, było otwieranie puszek z piwem, potem wciągaliśmy kokainę. Nikt nie jest za nic odpowiedzialny. To, co normalnie zajmuje nam tydzień, tutaj trwa ponad miesiąc" – opowiadał portalowi Construction News anonimowy informator. Inny na łamach dziennika „Guardian" chwalił się bajecznymi zarobkami. „To najlepsza praca w Londynie. Dostaję 360 funtów za dzień, o czym kiedyś mogłem tylko pomarzyć".