Wyspecjalizowali się w tym m.in. Kameruńczycy. Obrońcy tytułu zagrozili, że w ogóle nie polecą do Egiptu, jeśli premia od związku za uczestnictwo w turnieju nie zostanie podwojona. Domagali się 40 mln franków afrykańskich (61 tys. euro) do podziału, choć przed dwoma laty dostali tylko 15 mln.
W dniu planowanej podróży odmówili wyjazdu na lotnisko i pozostali w hotelu. Wystosowali oświadczenie, w którym opisali, jak miały wyglądać ich przygotowania. Jeśli im wierzyć, większość z nich całkowicie lub częściowo opłaciła z własnej kieszeni swoje bilety lotnicze na obóz w Ad-Dausze. Sam pobyt sponsorowany był przez Katar, podobnie jak ich podróż powrotna do ojczyzny. Żaden z piłkarzy nie otrzymał premii za udział w Pucharze Narodów Afryki, choć prezydencki dekret z 2014 roku mówi jasno, że wszystkie bonusy, wynagrodzenia za mecze towarzyskie i zgrupowania muszą zostać uregulowane przed startem dużych turniejów. Tak lekceważące – ich zdaniem – traktowanie przez działaczy miało doprowadzić do rezygnacji z gry w kadrze takich zawodników jak Joel Matip (Liverpool), Stephane M'Bia (Wuhan Zall) i Nicolas Nkoulou (Torino).
W negocjacje między kadrowiczami a związkiem włączył się były gwiazdor reprezentacji Samuel Eto'o (złoty medalista olimpijski Igrzysk Olimpijskich z 2000, uczestnik czterech turniejów finałowych mistrzostw świata). Całonocne spotkanie z przedstawicielami rządu przyniosło oczekiwane rezultaty. Federacja przystała na dodatkową premię (równowartość 7,6 tys. euro na głowę), a władze Kamerunu przelały na konta graczy kolejne 30 tys.
Pożyczka w banku
Kamerun i afery finansowe to nierozłączna para. W 1990 roku Nieposkromione Lwy zostały pierwszą drużyną, która awansowała do ćwierćfinału mundialu. Mało jednak brakowało, by do Włoch w ogóle nie pojechały. Człowiek odpowiedzialny za dystrybucję premii uciekł z pieniędzmi. Zapanował chaos, ale jak to często bywa, problemy zjednoczyły piłkarzy. Na otwarcie pokonali broniących trofeum Argentyńczyków, później uporali się z Rumunią, porażka z ZSRR nie przeszkodziła im wyjść z pierwszego miejsca w grupie. W 1/8 finału wygrali z Kolumbią po dogrywce i dwóch bramkach 38-letniego Rogera Milli, który na prośbę prezydenta przerwał sportową emeryturę. Zatrzymała ich dopiero Anglia.
Sukcesu nie udało się powtórzyć 14 lat później, choć kameruńska federacja, by spełnić finansowe żądania zespołu, zaciągnęła pożyczkę w banku. Reprezentacja na wysokości zadania jednak nie stanęła. Trzy porażki, jeden strzelony gol i szybki powrót do domu – daleka wyprawa do Brazylii przypominała raczej wycieczkę krajoznawczą niż wyjazd na poważny międzynarodowy turniej.
Obawy, że występ w tegorocznym Pucharze Narodów Afryki będzie wyglądał podobnie, miały więc solidne podstawy. Na strachu się jednak skończyło. Holenderski trener Clarence Seedorf zapewniał, że późniejszy przylot na turniej w Egipcie nie wpłynie na postawę zawodników. Kamerun zaczął od zwycięstwa 2:0 nad Gwineą-Bissau, ale z oceną jego szans trzeba się jeszcze wstrzymać. Przynajmniej do sobotniego spotkania z Ghaną.