Ten rok wydaje się dla Kruka wymagający. Po trzech kwartałach wynik netto jest niższy niż rok temu, nakłady inwestycyjne również spadły, a i zachowanie kursu akcji nie dostarcza zbyt wielu powodów do optymizmu.
Zacząłbym od końca. Jeśli popatrzymy na największe spółki z naszej branży notowane na światowych giełdach, widać wyraźny trend spadkowy. Inwestorzy patrzą na ten biznes inaczej niż jeszcze trzy, cztery lata temu. Kruk solidarnie więc spada razem z branżą. Oczywiście zachowanie kursu akcji pewnie mogłoby być lepsze, gdyby wyniki również były lepsze. Byłoby to naturalnym wsparciem dla notowań.
Obecnie wydaje mi się, że wyceny spółek z branży windykacyjnej nie powinny już mocno spaść, raczej spodziewałbym się ruchu w drugą stronę. Firmy zarabiają pieniądze, ale i oczekiwania wobec nich były mocno wygórowane. Nie da się też ukryć, że słabość akcji Kruka jest pochodną słabości całego polskiego rynku kapitałowego w ostatnim czasie. Jeszcze nie do końca opadł kurz po tym, co stało się z GetBackiem. Mamy więc kilka czynników, które wpłynęły na to, że kurs Kruka wygląda w tej chwili tak, a nie inaczej.
To, co się stało z GetBackiem, i wszystkie tego konsekwencje przełożyły się też na wasz biznes?
Na pewno spodziewałem się w tym roku większej liczby transakcji na naszym rynku. To się jednak nie sprawdziło. Teoretycznie jest dużo elementów, które powinny skłaniać banki do sprzedaży portfeli wierzytelności. Jesteśmy na szczycie akcji kredytowej. Jest co prawda relatywnie niska szkodowość, ale mimo wszystko jest dużo portfeli, które banki powinny sprzedawać, gdyż ich obsługa jest coraz droższa, dłuższa w czasie i bardziej wymagająca, co wiąże się też z kolejnymi regulacjami, które dotykają tego rynku. Mamy także chociażby wyroki TSUE, które mogą sprawić, że banki będą miały niższe wyniki i większe rezerwy, co może je skłaniać do sprzedaży wierzytelności. Moim zdaniem mamy obecnie najlepsze od 20 lat warunki do sprzedaży portfeli NPL (non-performing loans, czyli kredyty niepracujące – red.).