Pasje i hobby: Czym w wolnych chwilach zajmują się czołowe postacie rynku?
Jarosław Dominiak prezes, SII
Generalnie sport jest moim „driverem" i pozytywną „korbą" – jeden zimowy, czyli biegówki, latem z kolei kolarstwo szosowe (co do zasady również biegam, jeżdżę na zjazdówkach i uprawiam windsurfing, ale to nie tekst pod tytułem „100 pasji Dominiaka"). W lecie obowiązkowo jestem w Alpach, by powspinać się rowerem szosowym na kultowe podjazdy, na które zawodowcy podjeżdżają na Giro i Tour de France (na TdF byłem 14 razy, na Giro – 9). Odreagowuję, obcuję z naturą. Przez kilka godzin przejeżdżasz 100 km i jesteś „fit", masz kondycję. Za to zimą od 10 lat głównie biegam na nartach (zamieniłem ze zjazdówek). Fantastyczny sport, a z Wrocławia mamy blisko do Jakuszyc, mekki narciarstwa biegowego. Są tam fantastyczne krajobrazy, można zresetować głowę, pozwala mi to także utrzymywać formę przez zimę, by nie być zdrewniałym na wiosnę. Jest to sport, który daje formę, nie obciąża stawów, rodzinny, rzekłbym: wielopokoleniowy (częste obrazki: spacerujące dzieci, rodzice i dziadkowie razem). Nie tylko ja z rynku kapitałowego biegam na biegówkach. Mógłbym wymienić wiele osób: prawników, ludzi z banków, prezesów spółek giełdowych. Jeśli chodzi o starty, to regularnie biorę udział w Biegu Piastów na 50 km. W ubiegłym roku razem z Michałem Stępniewskim z KDPW biegliśmy z kolei na biegówkach (w lipcu!) w Australii w Kangaroo Hoppet (42 km). Bez tego wszystkiego zwariowałbym z tym naszym rynkiem. Szczerze mówiąc to, że SII nie zdecydowało się przenieść do Warszawy, na co wskazywałaby logika, to w jakiejś mierze też efekt tego, że tu u nas, na Dolnym Śląsku, bliżej jest do gór, można więc uprawiać więcej aktywności fizycznej – a mamy wybitnie usportowiony zarząd. Oczywiście czasu jest za mało i chciałoby się więcej (to przez te delegacje do Warszawy), ale nie ma co narzekać.
Grzegorz Zawada dyrektor, BM PKO BP
Pasją do jeździectwa zaraziła mnie kilka lat temu moja córka Marta, która jest aktywną zawodniczką we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego. Początkowo były to raczej sporadyczne przejażdżki i nauka podstaw, tym trudniejsza, że rozpoczęta w wieku mocno seniorskim. Z biegiem czasu wciągałem się coraz bardziej i zacząłem trenować skoki przez przeszkody pod okiem trenerów Marty. Efekty były na tyle przyzwoite, że zacząłem nawet z powodzeniem startować w amatorskich zawodach. Niestety, jeździectwo to sport wymagający bardzo dużo czasu i obowiązki zawodowe nie pozwoliły mi kontynuować „kariery" sportowej. Nadal pozostaję jednak aktywny. Dwa–trzy razy w tygodniu trenuję skoki pod okiem trenerów z podwarszawskiej Stajni Prado. Często spędzam też niedzielne poranki, galopując po plaży nad Wisłą. Konie to doskonała odskocznia od rynku finansowego, jednocześnie dostarczająca sporej dawki adrenaliny, a zarazem ucząca cierpliwości i pokory. No i oczywiście kibicuję Marcie podczas jej startów w zawodach.
Mirosław Kachniewski prezes, SEG
W swoim życiu zawodniczo uprawiałem tylko szachy, ale nie wszystkim kojarzy się to ze sportem. Kilkanaście lat temu musiałem pobiec za rowerkiem syna i to był początek pasji sportowej – maratony, ultramaratony, trekkingi w wysokich górach, żeglarstwo w wersji ekstremalnej, sporty walki. Z wiekiem to trochę ewoluuje i bieg staram się zamieniać na chód, karate na jogę, a żeglowanie na łagodniejszą wersję – raczej po morzach ciepłych niż za kołem podbiegunowym. Tylko z wysokich gór trudno mi się wyleczyć, ale pracuję nad tym.
Małgorzata Rusewicz prezes, IGTE, wiceprezes, IZFiA
Praca w IGTE i IZFiA wypełnia znaczną część mojego czasu. Mimo to, a może dzięki temu, staram się dbać o kondycję i relaks psychiczny. W tygodniu regularnie ćwiczę na siłowni. To pozwala mi pozbyć się stresu, wzmocnić organizm i nabrać pozytywnej energii. Kiedy przychodzi dłuższy weekend i nadarza się okazja, korzystam z aktywności fizycznych. Przez wiele lat jeździłam na nartach oraz konno, często i odważnie. Niestety, kontuzje po wypadkach przy uprawianiu obu sportów skończyły się tym, że na nartach nie jeżdżę już wcale. Przy koniach pozostałam, choć jest to bardziej okazjonalne. Szczęśliwie moje sportowe zainteresowania obejmują także żeglarstwo. Pływać zaczęłam jeszcze na studiach. Pierwszy raz na żaglówkę zabrał mnie mój chłopak. Z czasem został moim mężem, a pływać do dziś lubimy tak bardzo, że trudno nam sobie wyobrazić rok bez wypadu na Mazury. Wiatr, słońce, bajdewind, przechyły, a potem zachód słońca i kolacja z przyjaciółmi w marinie pozwalają się oderwać od codzienności i docenić cudowność tego, co nas otacza. Poza tym lubię sięgać po lekturę science fiction czy fantastykę. Poza rozrywką pozwala poszerzyć wyobraźnię i lepiej przyjrzeć się nam samym.
Marek Dietl prezes, Giełda Papierów Wartościowych
Czasy, kiedy chodziłem do zerówki i pierwszej klasy szkoły podstawowej, przypadają na lata 80. W tym okresie postrzeganie Polaków w Niemczech – również Zachodnich – było umiarkowanie pozytywne. Sytuacja przenosiła się również na stosunki szkolne. Młodemu Polakowi w Monachium nie było łatwo, moja dziecięca pasja wzięła się więc z chęci wzmocnienia tężyzny fizycznej. Rozpocząłem od treningów judo. Po powrocie do Polski pod wpływem oglądanych filmów zainteresowałem się karate, ale te zajęcia były w naszym kraju dozwolone dopiero od 15. roku życia. Udało mi się jednak dostać do klubu nieco wcześniej, w wieku 12 lat. Częste przeprowadzki sprawiły, że ostatecznie trenowałem siedem różnych sztuk walki w dziewięciu różnych klubach w trzech państwach. Stąd też, ze względu na ciągłe zmiany, trudno mi było w danej sztuce osiągać sukcesy sportowe. Od 2005 r. trenuję natomiast rekreacyjnie karate kyokushin.