Karol Matczak, mBank: Wiele funduszy wprowadza w błąd

WYWIAD | KAROL MATCZAK - z dyrektorem departamentu doradztwa inwestycyjnego w mBanku rozmawia Andrzej Pałasz

Publikacja: 17.03.2020 09:15

Karol Matczak

Karol Matczak

Foto: materiały prasowe

W jakiej sytuacji jest dziś rynek polskich funduszy inwestycyjnych, jeśli chodzi o jakość oferowanych usług i ofertę? Warto w nie inwestować, czy może korzystać z usług zagranicznych podmiotów?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, należy zacząć od podstaw, czyli polskiego rynku kapitałowego. A 30 lat historii naszego rynku to w skali świata nie jest dużo, zwłaszcza że polski kapitalizm rodził się przy dużej zmienności. Tak samo tworzył się rynek funduszy inwestycyjnych, który jest przecież nieco młodszy. Przeszliśmy pierwszą fazę dzikiej hossy, początków giełdy i późniejszej bessy, a potem drugiej hossy, która zakończyła się krachem ponad 10 lat temu.

Dziś jesteśmy na poziomach z ostatniego kryzysu, jeśli chodzi o warszawski indeks WIG20.

Zastanówmy się, co się zmieniło w naszych rodzimych funduszach, czy one dostosowały się do zmian, które wystąpiły w sposobach inwestowania i oszczędzania Polaków. Ludzie, którzy inwestowali w latach 90. czy później, to już nie są ci sami inwestorzy co dziś. Młode pokolenie, które zbudowało pewien majątek, potencjalnie może mieć zupełnie inne cele i oczekiwania wobec inwestycji. O ile w latach 90. każdy szedł na giełdę, by szybko pomnożyć swój kapitał, o tyle teraz jest zupełnie inaczej. Mamy też coraz większą grupę osób, która ma pokaźne majątki, jest w sile wieku i stopa zwrotu dla nich nie ma kluczowego znaczenia.

Wracając do pierwszego pytania, mogę odpowiedzieć tak – z zagranicznych jak najbardziej warto korzystać. Wiele produktów, które są dostępne na świecie, nie będzie możliwych bądź będzie bardzo trudnych do utworzenia przez polskie TFI. Trudno sobie np. wyobrazić, by któreś z lokalnych TFI zbudowało teraz mocny zespół zajmujący się np. globalnym rynkiem private equity, analizą rynku azjatyckiego (zwłaszcza chińskiego) czy światowymi funduszami absolutnej stopy zwrotu. W wielu obszarach konieczne jest korzystanie z rozwiązań zagranicznych. To, gdzie polskie TFI mają kompetencje, to jest potencjalnie selekcja tych rozwiązań. Do tego mają dużo bliższy kontakt z klientem niż zagraniczne instytucje. Częściowo więc klienci mogą wybierać rodzime TFI z uwagi na jakość obsługi, jaką dostają, oraz koszty. Większość inwestycji w akcje należy lokować za granicą, choćby z uwagi na płynność, a w jakiejś rozsądnej części szukać okazji w Polsce. Zwracajmy uwagę na jakość obsługi i zarządzania, którą otrzymujemy w zamian za opłaty. To już nie są czasy, w których na rynku jest kilka TFI z bardzo podobnymi produktami. Zorientujmy się, jakie jest to TFI, czy przykłada wagę do jakości zarządzania, uczy się na własnych błędach, dostosowuje się do zmian i pobiera uczciwe opłaty, czy bardziej przypomina stragan. I podziękujmy dinozaurom polskiego rynku oraz straganom inwestycyjnym „kup pan coś".

Ile jest takich TFI?

Takich, które dostrzegły pewne zmiany i rzeczywiście robią coś w kierunku zmian, skupiają się nie tylko na utrzymaniu aktywów, lecz na rozwoju, wdrażają nowe technologie, patrzą na całkowity poziom opłat, jest dosłownie kilka. Jest masa funduszy, które wprowadzają w błąd klientów, jeśli chodzi o obszar inwestycji, porównywanie się do innych funduszy, benchmarków. Często porównuje się fundusze, które wyszły mocno za granicę, z funduszami typowo polskimi. Jest to dla klientów nieczytelne. Podmiotów, które uporządkowały ofertę, jest naprawdę kilka.

Jak pan reaguje na argument o tym, że polscy inwestorzy powinni inwestować w polskich TFI, bo dzięki temu rozwijają się polskie spółki?

Dla mnie byłby to wyraz aktu desperacji. Mam nadzieję, że to nieprawda, bo trzeba byłoby przyjąć, że ludzie są głupi i na to pójdą. A tak nie jest. Równie dobrze ktoś mógłby namawiać do inwestycji w reanimację Poloneza tylko dlatego, że jest polski, nawet jeśli strefa zgniotu kończy się na tylnym zderzaku. To już nie te czasy. Żyjemy w czasach pełnej globalizacji i ludzie naprawdę chcą wiedzieć, co dostają w zamian za to, co płacą. Trzeba być patriotą, ale takim, który wspiera innowacje, rozwój, idzie tam, gdzie nasze spółki rzeczywiście zaczynają budować jakąkolwiek przewagę. Mam nadzieję, że większość TFI albo się zmieni, albo wypadnie z rynku. Mamy kilku wspomnianych dinozaurów, którzy nie zauważyli jeszcze zmian wśród klientów. Dlatego są nieefektywni.

A czy sama giełda również potrzebuje reformy?

Zacznijmy od tego, że giełda to miejsce, na którym inwestorzy chcą podejmować racjonalne decyzje inwestycje. Nie chcą się zastanawiać, czy dany emitent jest oszustem czy nie, czy przekazuje prawdziwe dane na swój temat. Inwestorzy chcą stawiać na konkretne modele biznesowe, branże. Z drugiej strony spółki muszą wiedzieć, że idąc na rynek kapitałowy i będąc transparentnym, będą miały dostęp do kapitału. W tej chwili to wszystko jest w całkowitym rozkładzie. Inwestorzy są nieufni wobec polskiego rynku kapitałowego, co widać po spadających obrotach i kapitalizacji w wielu segmentach, z kolei spółki przestają dostrzegać sens w byciu na giełdzie. Reforma giełdy jest konieczna, jeśli chcemy inwestować w polskie spółki.

Giełda wraz z podmiotami publicznymi powinna odpowiedzieć sobie na pytanie o to, jak zachęcić z jednej strony dojrzałe, ale też innowacyjne i stawiające na rozwój spółki, jak powiązać to ze środkami publicznymi, kapitałem z NCBiR, ułożyć to wszystko w jedną ścieżkę dla ludzi z pomysłem. Tego cały czas u nas brakuje. Powinniśmy tworzyć stabilne struktury jak np. PPK. Fundusze inwestycyjne z kolei powinny być bardziej aktywnie zarządzane, wspierać spółki w ich działalności.

Co pana najmocniej razi w krajowym rynku funduszy?

Ego części zarządzających. Każdy z nas w pracy jest oceniany z jej efektów i wartości, jaką ona przynosi. Każdy może się mylić, mieć lepsze i gorsze okresy, ale najgorsze jest, gdy jedyne, co dostajemy, to ego – pokazywanie jedynie swoich sukcesów, w tym przypadku np. funduszu, któremu akurat udało się zarobić, mimo że pozostałe straciły. Taki sposób zarządzania jest tak bezproduktywny, że trudno się dziwić temu, że pieniądze z rachunków oszczędnościowych nie płyną do funduszy. Za każdym razem, gdy ktoś posłucha tego typu rad, jest spore ryzyko, że zainwestuje na górce, a potem dostanie cios. Sami to napędzamy. Nie ma racjonalnej szerokiej rozmowy o sposobie budowania świadomości klientów, poziomie opłat, stylu zarządzania... Być może część zarządzających nie odnajdzie się w nowych warunkach, w których trzeba zrobić coś więcej, pogrzebać w spółkach, poszukać dodatkowych informacji, porozmawiać z klientami. Na to trzeba położyć nacisk, a nie na bycie celebrytą inwestycyjnym. Mit zarządzającego, który wie więcej, już dawno prysł. Są pewne rzeczy, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak np. epidemie czy choćby kursy walut. Osoby z licencjami nie są półbogami, tylko normalnymi ludźmi, muszą budować warsztat pracy i rozwijać się na popełnianych błędach. Inne drogi prowadzą donikąd.

W ostatnich miesiącach KNF zdecydowała o zamknięciu działalności kilku TFI. Czy to dobrze dla rynku?

Nie mam takiej jednoznacznej oceny wobec np. Altusa TFI czy Trigona TFI, chociaż na pewno dużą część winy ponoszą zarządzający. Moim zdaniem problem pojawił się także w innym miejscu. Na rynku jest duża grupa osób, które powinny sprzedawać co najwyżej kablówkę, a nie jakiekolwiek inwestycje. Osób, które mają zerową wiedzę o zarządzaniu majątkiem (oczywiście nie wszyscy). Nie przeszkodziło im to w docieraniu do klientów i w sprzedaży funduszy, pomijając przy tym niewygodne rozmowy o ryzyku. Tak wykreował się ogromny popyt na tzw. absoluty, czego nie był w stanie udźwignąć rynek pod względem płynności. Źródłem tego jest brak zdobywania wiedzy przez znaczną część opiekunów klientów. Osoby z majątkiem powinny współpracować z doradcami z doświadczeniem, nieszukającymi łatwych pieniędzy, którzy korzystają ze wsparcia ekspertów, a nie próbują działać w pojedynkę. Zwróćmy uwagę, że nie ma w Polsce szerokiego sposobu weryfikacji pracowników zajmujących się sprzedażą produktów inwestycyjnych. Idąc do jakiegokolwiek banku czy niezależnego dystrybutora, nie jesteśmy w stanie ocenić, kto siedzi po drugiej stronie, czy jest uczciwy, jaką ma wiedzę o rynkach. Całe ryzyko przerzucone jest na klientów, którzy mają to sprawdzać, ryzykując swoje pieniądze. I nieraz już otrzymali bolesną lekcję. Oczywiście nie jest to tylko polska specyfika. Dla Polaków charakterystyczne jednak jest to, że nie uczą się na własnych błędach. Klienci często są pchani w rozwiązania, które potem rodzą jakieś bańki spekulacyjne. Dlatego tak ważne jest dziś mocne doprecyzowanie sposobów dystrybucji produktów inwestycyjnych. Tylko nie na zasadzie kolejnych zapisów, których nikt nie przeczyta, lecz systemu pracy z ludźmi, którzy spotykają się z klientami, i zapewnienia, że biorą za swoją pracę odpowiedzialność. Dopóki to się nie stanie, trudno będzie o zmiany. Jakość obsługi klientów można by poprawić także w prostszy sposób. Wystarczy, że KNF zacznie wysyłać osoby, które będą udawać klientów, i szybko blokować nieetycznie działające podmioty, także niepodlegające nadzorowi.

Są fundusze, których nazwa nie do końca oddaje skład portfela. Jak rozwiązać ten problem?

Powinniśmy mieć skuteczne sposoby na to, by klienci byli w stanie wyegzekwować odszkodowania, jeśli zostali wprowadzeni w błąd. Gdyby taki proces był sprawny, bez lat czekania, to tę sprawę szybko dałoby się unormować. Wyobrazić sobie można wiele przykładów – fundusze surowców, które mają w portfelach obligacje korporacyjne, nazywanie funduszy globalnymi, gdy ich portfele złożone są z lokalnych aktywów, albo fundusze technologiczne inwestujące w polską energetykę. Trochę tego jest.

Jak wybrać dobry fundusz?

Wybór funduszu jest na samym końcu. Dla nas podstawowym zadaniem jest to, by sprawić, aby klienci inwestowali tam, gdzie powinni. By nie było tak, że klient, który chce uniknąć ryzyka, inwestował w rozwiązania agresywne i na odwrót. I tego nie da się ustalić na podstawie ankiet MiFID, gdzie część pytań jest zupełnie abstrakcyjna, a na część sami byśmy mieli problem z odpowiedzią. Na początek musimy więc ustalić, jakie ryzyko jest w stanie podjąć klient, jakie cofnięcia rynku będzie w stanie wytrzymać, by nie uciec z inwestycji – i ciągła praca z nim. Druga sprawa to określenie celów inwestycyjnych, czy chodzi o pomnażanie kapitału, czy jego ochronę. Jeśli to drugie, to oczywiście nie spodziewajmy się 5-proc. stóp zwrotu. Jeśli jesteśmy w stanie ustalić profil klienta i jego rzeczywiste potrzeby, dopiero wtedy możemy przejść do wyboru funduszy, które spełnią jego oczekiwania. Na polskim rynku jest grupa utalentowanych, konsekwentnych, dobrych rzemieślników, rewelacyjnych zarządzających, którzy sobie radzą. Często są miażdżeni przez wysokość opłat, ale to temat na inną dyskusję. Warto zwracać uwagę, jak długo zarządzający kierują danym funduszem. Czy zbudowali sobie strategię, która działa, czy może po prostu się zasiedzieli.

Na końcu podzielmy środki pod względem płynności. Oczywiście nie wszystkie aktywa muszą być bardzo płynne, jednak miejmy zabezpieczenie na sytuacje kryzysowe, np. takie jak teraz.

Karol Matczak jest związany z mBankiem od ponad 4 lat (3,5 roku na stanowisku dyrektora departamentu doradztwa inwestycyjnego w mBanku). Wcześniej był dyrektorem inwestycyjnym w Citi Handlowym. Absolwent Politechniki Warszawskiej oraz Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Posiada licencję CFA. paan

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie