W jakiej sytuacji jest dziś rynek polskich funduszy inwestycyjnych, jeśli chodzi o jakość oferowanych usług i ofertę? Warto w nie inwestować, czy może korzystać z usług zagranicznych podmiotów?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, należy zacząć od podstaw, czyli polskiego rynku kapitałowego. A 30 lat historii naszego rynku to w skali świata nie jest dużo, zwłaszcza że polski kapitalizm rodził się przy dużej zmienności. Tak samo tworzył się rynek funduszy inwestycyjnych, który jest przecież nieco młodszy. Przeszliśmy pierwszą fazę dzikiej hossy, początków giełdy i późniejszej bessy, a potem drugiej hossy, która zakończyła się krachem ponad 10 lat temu.
Dziś jesteśmy na poziomach z ostatniego kryzysu, jeśli chodzi o warszawski indeks WIG20.
Zastanówmy się, co się zmieniło w naszych rodzimych funduszach, czy one dostosowały się do zmian, które wystąpiły w sposobach inwestowania i oszczędzania Polaków. Ludzie, którzy inwestowali w latach 90. czy później, to już nie są ci sami inwestorzy co dziś. Młode pokolenie, które zbudowało pewien majątek, potencjalnie może mieć zupełnie inne cele i oczekiwania wobec inwestycji. O ile w latach 90. każdy szedł na giełdę, by szybko pomnożyć swój kapitał, o tyle teraz jest zupełnie inaczej. Mamy też coraz większą grupę osób, która ma pokaźne majątki, jest w sile wieku i stopa zwrotu dla nich nie ma kluczowego znaczenia.
Wracając do pierwszego pytania, mogę odpowiedzieć tak – z zagranicznych jak najbardziej warto korzystać. Wiele produktów, które są dostępne na świecie, nie będzie możliwych bądź będzie bardzo trudnych do utworzenia przez polskie TFI. Trudno sobie np. wyobrazić, by któreś z lokalnych TFI zbudowało teraz mocny zespół zajmujący się np. globalnym rynkiem private equity, analizą rynku azjatyckiego (zwłaszcza chińskiego) czy światowymi funduszami absolutnej stopy zwrotu. W wielu obszarach konieczne jest korzystanie z rozwiązań zagranicznych. To, gdzie polskie TFI mają kompetencje, to jest potencjalnie selekcja tych rozwiązań. Do tego mają dużo bliższy kontakt z klientem niż zagraniczne instytucje. Częściowo więc klienci mogą wybierać rodzime TFI z uwagi na jakość obsługi, jaką dostają, oraz koszty. Większość inwestycji w akcje należy lokować za granicą, choćby z uwagi na płynność, a w jakiejś rozsądnej części szukać okazji w Polsce. Zwracajmy uwagę na jakość obsługi i zarządzania, którą otrzymujemy w zamian za opłaty. To już nie są czasy, w których na rynku jest kilka TFI z bardzo podobnymi produktami. Zorientujmy się, jakie jest to TFI, czy przykłada wagę do jakości zarządzania, uczy się na własnych błędach, dostosowuje się do zmian i pobiera uczciwe opłaty, czy bardziej przypomina stragan. I podziękujmy dinozaurom polskiego rynku oraz straganom inwestycyjnym „kup pan coś".