Legionista Michał Karbownik w ostatnią niedzielę wystąpił w przegranym przez warszawski zespół meczu z Górnikiem Zabrze. Gdyby był żużlowcem, zaraz po wzięciu prysznica pakowałby walizki, by przemieścić się do Anglii lub Szwecji i tam w poniedziałek albo wtorek wziąć udział w meczu, powiedzmy, Southampton lub IFK Goeteborg. Pewnie nie zdążyłby później zahaczyć o dom, bo w środę z kolei miałby mecz w Danii, przykładowo w barwach Broendby Kopenhaga. W czwartek i piątek chwila odpoczynku, bo sobota już zajęta – wtedy odbywają się zawody międzynarodowe, w przypadku Karbownika stawmy tu mecz polskiej reprezentacji. I w niedzielę znowu Legia. Ktoś, kto zaproponowałby coś takiego w piłce nożnej, zostałby uznany za wariata. W żużlu to codzienność.
I tak jest już lepiej niż kilka lat temu, bo od 2018 roku żużlowe ligi z różnych krajów porozumiały się, wprowadzając tzw. slot system, w praktyce oznaczający zarezerwowanie dla siebie wybranych dni tygodnia. I tak w Anglii jeździ się w poniedziałki i czwartki, we wtorki w Szwecji, w środy w Danii, weekend to czas dla Polski, przy czym w soboty odbywają się turnieje takie jak Grand Prix i inne zawody międzynarodowe, których też jest bez liku.
Pozostałe ligi, spoza tej czwórki, mają raczej kadłubową obsadę i startują w nich głównie miejscowi zawodnicy. Głównie, bo rekordzista na sezon 2020 podpisał sześć kontraktów – Adrian Gała miał startować w Rosji, Szwecji, Danii, Czechach, Niemczech oraz oczywiście Polsce. „Uratował" go koronawirus. Przez epidemię wszystkie związki motorowe wstrzymały ligi (a nawet całkowicie odwołały sezon, jak żużlowa Bundesliga). W ostatni piątek, przy zachowaniu reżimu sanitarnego, wystartowała PGE Ekstraliga, a do środowiska zaczyna docierać, że tak dłużej być nie może.
Najgorsze jest okazałe zwycięstwo
Czy żużel doczeka się tego, by jak w każdym normalnym sporcie jeden zawodnik reprezentował jeden klub? – To musi zostać koniecznie wprowadzone, ponieważ bez tego ta dyscyplina umrze śmiercią naturalną – mówi w rozmowie z „Parkietem" Dariusz Ostafiński z WP Sportowych Faktów, który pierwszy poruszył niedawno ten temat w felietonie na łamach portalu. – Nie będzie komu jeździć, ponieważ już teraz w różnych ligach startują ciągle ci sami zawodnicy. To taki teatr obwoźny, nie ma więc mowy o systematycznym szkoleniu, klubom nie opłaca się inwestować w wychowanie nowych zawodników – tłumaczy.
Ostafiński jest zdania, że ograniczenie możliwości startu w różnych ligach musi być wprowadzone nie w odległej perspektywie, ale w ciągu roku, maksymalnie dwóch, a Polska powinna zdecydować się na to, nie patrząc na innych. Zwraca uwagę, że u nas utracone przez zawodników zarobki można zrekompensować lepszą umową z telewizją, zakładającą zwiększenie liczby meczów. – Można też będzie wówczas pomyśleć o jakiejś międzynarodowej Lidze Mistrzów, bo teraz kto miałby w niej jeździć i kiedy? – pyta, ale dodaje, że spodziewa się oporu ze strony zawodników.