Wirecard, czyli wielka niemiecka kompromitacja

Nadzór finansowy BaFin okazał się ślepy, podobnie jak analitycy. Ucierpieli inwestorzy oraz reputacja frankfurckiego centrum finansowego.

Aktualizacja: 04.07.2020 15:19 Publikacja: 04.07.2020 14:50

Wirecard, spółka z siedzibą w bawarskim miasteczku Aschheim, jest obecnie często porównywany z Enron

Wirecard, spółka z siedzibą w bawarskim miasteczku Aschheim, jest obecnie często porównywany z Enronem.

Foto: AFP

– Mamy początek jednego z największych skandali korporacyjnych w historii Niemiec. Myślę, że Wirecard jest niemieckim Enronem – stwierdził w rozmowie z CNBC Maximilian Weis, prawnik z firmy TILP Litigation, która już w maju wniosła w imieniu inwestorów pozew przeciwko spółce Wirecard. Porównania z Enronem padają często. Enron był jedną z wiodących korporacji na amerykańskim rynku energetycznym. W 2001 r. upadł po wybuchu wielkiego skandalu z fałszowaniem dokumentacji finansowej. Wirecard był jednym wiodących globalnych dostawców technologii płatności elektronicznych. Wchodził w skład indeksu DAX (30 najważniejszych firm z niemieckiej giełdy), a niedawno ogłosił bankructwo, gdy jego audytor – EY – poinformował, że nie może znaleźć w jego bilansie 1,9 mld euro. Później pojawiło się podejrzenie, że te 1,9 mld euro mogło nigdy nie istnieć. A to przecież suma niewiele mniejsza od przychodu, który ponoć ta spółka wypracowała w 2018 r. (2,02 mld euro).

Odkrycie tej dziury w bilansie zostało ogłoszone 18 czerwca. Dzień później Markus Braun, długoletni prezes Wirecard, ustąpił ze stanowiska. Kilka dni później został aresztowany, po czym wypuszczony za kaucją 5 mln euro. Były dyrektor finansowy spółki Jan Marsalek najprawdopodobniej uciekł do Chin. Po wybuchu skandalu pod ostrzałem znalazł się niemiecki nadzór finansowy BaFin. Valdis Dombrovskis, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, zapowiedział już, że działalności niemieckiego regulatora przyjrzy się Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA). I słusznie. Bo niemiecki nadzór zachowywał się w sprawie Wirecard co najmniej dziwacznie.

Zlekceważone ostrzeżenia

Sygnały o tym, że wokół Wirecard dzieje się coś podejrzanego, napływały już od kilku lat. W 2015 r. na blogu FT Alphaville (firmowanym przez „Financial Times") pojawiła się seria wpisów krytykujących praktyki księgowe tej spółki. W 2017 r. niemiecki „Manager Magazin" opublikował artykuł mówiący o tym, że Wirecard wprowadzał inwestorów w błąd swoimi raportami finansowymi. A mimo to akcje tej spółki szły solidnie w górę. O ile na początku 2017 r. papiery te można było kupić za nieco ponad 40 euro, o tyle we wrześniu 2018 r. kurs sięgnął 195 euro. 30 stycznia 2019 r. „Financial Times" doniósł, że jeden z dyrektorów Wirecard jest podejrzewany o fałszowanie danych finansowych i pranie brudnych pieniędzy. W ciągu tygodnia kurs akcji spółki spadł ze 167 do 108 euro. Biuro Wirecard w Singapurze zostało przeszukane przez tamtejszą policję. Co robił wtedy BaFin? Rozpoczął śledztwo przeciwko dziennikarzowi „Financial Timesa", który ujawnił ten skandal. Zarzucił mu manipulowanie kursem akcji. Wydał też na dwa miesiące zakaz krótkiej sprzedaży akcji Wirecard, co wówczas uznano za działanie niemające precedensu na niemieckim rynku kapitałowym.

Oskarżenia o fałszowanie danych finansowych to coś bardzo poważnego i BaFin powinien dokładnie je sprawdzić. Nie wiadomo jednak, czy rzeczywiście to zrobił. Wirecard, próbując oczyścić się z tych zarzutów, wynajął firmę KPMG do przeprowadzenia niezależnego audytu. Publikację raportu KPMG odwlekano, a w marcu 2020 r. Wirecard ogłosił, że nie znaleziono żadnych nieprawidłowości. 28 kwietnia KPMG stwierdziła jednak, że nie dostała dokumentacji wystarczającej do zbadania zarzutów. Tego dnia akcje Wirecard spadły o 26 proc. BaFin wciąż milczał, a 5 czerwca siedzibę spółki przeszukała policja. W międzyczasie pojawiły się oskarżenia, że Wirecard wynajmował hakerów, by atakowali komputery osób „godzących w jego dobre imię". Dopiero po wybuchu skandalu z zaginionymi 1,9 mld euro Felix Hufeld, przewodniczący BaFin, przyznał, że sprawa ta była dla jego instytucji wielką katastrofą.

– Skandal wokół Wirecard nie pojawił się jak grom z jasnego nieba. Jest dla mnie tajemnicą, czemu minister finansów i BaFin nie rzucili światła na tę sprawę wcześniej – przyznaje Florian Toncar, parlamentarzysta niemieckiej liberalnej partii FDP.

Część analityków wskazuje, że BaFin zaniedbał nadzór nad Wirecard, gdyż uważał tę spółkę przede wszystkim za przedstawiciela branży nowych technologii – na których się nie znał. Jednakże Wirecard posiadał również swój bank (Wirecard Bank) i choćby z tego powodu regulator powinien mu się uważniej przyglądać. – To nie do zaakceptowania, że duży dostawca usług płatniczych wchodzi do indeksu DAX i nikt na wysokich stanowiskach w BaFin nie zadaje pytania, jak jest on nadzorowany – twierdzi Gerhard Schick, szef konsumenckiej grupy lobbystycznej Finance Watch Germany.

Niektórzy uważają jednak, że regulator traktował Wirecard ulgowo dlatego, że spółka ta była uznawana za odnoszącego wielkie sukcesy niemieckiego gracza na globalnym rynku nowych technologii. Wirecard pokazywał, że Europejczycy i Niemcy też mogą się przebić w branży zdominowanej przez spółki amerykańskie i chińskie. – Moje wrażenia są takie, że bardzo długo Wirecard był postrzegany jako delikatna roślinka domowa, która musi być chroniona. Każdy, kto zadawał niewygodne pytania o jej biznes, był postrzegany jako człowiek chcący zdeptać Niemcy oraz ich sektor finansowy – uważa Fabio De Masi, polityk lewicowej partii Die Linke.

Zaślepienie ekspertów

Upadek Enronu przyczynił się w USA m.in. do przyjęcia ustawy dającej większą ochronę sygnalistom zwracającym uwagę na nieprawidłowości w spółkach. Afera Wirecard sprawiła już, że niemiecki resort finansów zapowiedział, że dokona zmian w systemie nadzoru finansowego. Porządki zapowiedział również operator giełdowy Deutsche Boerse. Ma on zaostrzyć zasady dotyczące przyjmowania spółek do indeksu DAX. „Zaufanie do rynków kapitałowych zostało w oczywisty sposób nadszarpnięte w ostatnich dniach" – mówi komunikat Deutsche Boerse.

Wirecard znalazł się w indeksie DAX w 2018 r. i zastąpił tam Commerzbank. To mogło zostać potraktowane przez wielu inwestorów jako oznaka, że spółka jest wiarygodna. Ci, którzy kupiliby jej akcje we wrześniu 2018 r. i sprzedali je dopiero w tym tygodniu, straciliby 98 proc. Od początku 2020 r. papiery Wirecard straciły ponad 90 proc. W ostatnich dniach nieco się odbiły, ale 26 czerwca ich kurs dochodził do zaledwie 1,13 euro. Według danych agencji Bloomberg jeszcze w kwietniu 22 z 35 analityków wystawiających rekomendacje dla Wirecard było nastawionych „byczo" wobec akcji tej spółki. Niektórzy bronili jej niemal do końca.

Tłumaczyć się musi też audytor. Grupa inwestorów złożyła na początku czerwca pozew zbiorowy przeciwko EY, w którym zarzuciła firmie, że w 2018 r. przymknęła oczy na to, że Wirecard źle zaksięgował 1 mld euro. EY był audytorem tej spółki przez blisko dekadę, a o potężnych nieprawidłowościach poinformował dopiero tuż przed jej bankructwem.

Afera jest też wielką klęską niemieckich mediów. Do niedawna żadna z dużych niemieckich gazet nie poszła śladem ustaleń „Financial Timesa" w sprawie Wirecard. Atak na tę spółkę traktowały jako uderzenie Londynu we frankfurckie centrum finansowe. Interesy akcjonariuszy interesowały je już mniej.

Polskie fundusze też mogły stracić w wyniku afery

Akcje Wirecard posiadały w swoich portfelach również polskie fundusze. Danych za II kwartał jeszcze nie ma, ale wiadomo, że na koniec 2019 r. (według niepełnych statystyk) papiery tej firmy znajdowały się w portfelach 42 polskich funduszy. Były wówczas wyceniane łącznie na 96,5 mln zł. Jak wskazują wyliczenia portalu analizy.pl, akcje Wirecard były w większej liczbie funduszy niż papiery takich gigantów technologicznych jak Amazon (20 funduszy) czy Alphabet (23 fundusze). Pod tym względem Wirecard była najpopularniejszą spółką zagraniczną. Polskie fundusze w dłuższym terminie zmniejszały jednak swoje zaangażowanie w Wirecard. O ile na koniec 2017 r. posiadały 432 tys. jej akcji, to na koniec 2019 r. już tylko 211 tys. W większości funduszy ich udział nie przekraczał 1 proc. aktywów. W Esaliens Akcji sięgał jednak 3,6 proc. Papiery Wirecard przeszły od początku 2020 r. przez kilka fal przeceny, można więc mieć nadzieję, że również polskie fundusze pozbywały się jej akcji, zanim było za późno. Ale konkretnych danych na ten temat na razie brak. Czemu tak wiele akcji Wirecard znalazło się w rękach polskich funduszy? Jeszcze w 2017 r. i w 2018 r. papiery te dawały wysoką stopę zwrotu, a spółka wydawała się być rosnącym w siłę graczem na rynku nowych technologii. To, że zastąpiła Commerzbank w indeksie DAX, zostało uznane za dowód na jej spektakularny sukces. Scenariusz afery, w której Wirecard „zgubi" 1,9 mld euro (które według spółki miały być w... filipińskich bankach), zapewne nie był przewidziany przez żadnego analityka. Do niemieckich instytucji przylgnęła bowiem opinia „solidnych". – Niemcy są ostatnim miejscem, w którym można się było spodziewać, że coś takiego się wydarzy – skomentował tę aferę Peter Altmaier, niemiecki minister gospodarki. HK

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych