W pierwszym półroczu depozyty polskich banków urosły o 210 mld zł, do 1,69 bln zł, co oznacza wzrost o 14 proc. (rok do roku zwiększyły się o 18 proc.). Z kolei w analogicznym okresie kredyty urosły zaledwie o 30 mld zł, do 1,44 bln zł, czyli o 2 proc. W efekcie tych zmian wskaźnik kredytów do depozytów spadł do najniższego od kilkunastu lat poziomu 85,5 proc., wzmacniając i tak już wysoką wcześniej nadpłynność sektora bankowego.
Mogło być gorzej? Mogło. I jest. Jak informuje Komisja Nadzoru Finansowego, „w październiku nastąpiła kontynuacja spadku relacji kredyty/depozyty do poziomu 78,6 proc. (-0,1 pkt proc. mies./mies. i -10,4 pkt proc. r./r.)". Wartość depozytów sektora niefinansowego (razem z depozytami zablokowanymi) zwiększyła się o 11,3 mld zł, do 1 414,0 mld zł, czyli o 0,8 proc. mies./mies. i 26 proc. r/r. I oczywiście gros tych środków stanowiły depozyty gospodarstw domowych – 70,3 proc. Tymczasem wolumen kredytów brutto w sektorze niefinansowym w skali miesiąca zwiększył się o 8,8 mld zł, przy czym wzrost dotyczył głównie gospodarstw domowych (+5,7 mld zł). A ich wartość wyniosła 1 151,2 mld zł.
Jak widać, różnica między wartością depozytów i kredytów jest znacząca i na razie nic nie wskazuje, żeby szybko zaczęła maleć. Potrzebne jest do tego głównie zwiększenie popytu firm na kredyty. Bo wzrostu wartości depozytów gospodarstw domowych raczej nie da się powstrzymać – spadek wartości lokat terminowych z nawiązką pokrywa napływ środków do depozytów bieżących (w tym kont oszczędnościowych).